Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I rzeczywiście: woznica zatrzymał konie tuż przy burcie statku i w tej samej
chwili wzdłuż trapu zaczął schodzić Fossnes. Dłużej już nie mógł zwlekać, ale
Knut miał wrażenie, że mężczyzna wyraznie go unika. Na szczęście, ich bagaże
nie były jeszcze gotowe do drogi, więc Knut spokojnie czekał, spacerując w tę i
z powrotem.
- Muszę przyznać, że ma pan solidny zaprzęg - odezwał się Knut, nie pytając
nawet, czy w istocie zamówiony był przez Fossnesa. - A więc jednak coś pan
wiezie.
- Do Utgardsjoen droga daleka - odparł Fossnes chłodno. - Nie mam zamiaru
opózniać podróży z powodu umęczonych zwierząt.
- To rozsądne - oświadczył Knut. - A oto i pana ładunek. - Tuż nad ich
głowami zawisła sieć, którą po chwili opuszczono na dół, na tył wozu
Fossnesa. Był to wóz bez budy, z jednym miejscem dla woznicy oraz sporą,
szeroką, obijaną skórą ławą przeznaczoną dla pasażerów. Z tyłu natomiast
przewidziano miejsce na bagaż. Bagażowi z wyrazną trudnością opuszczali
ładunek, bo sieć kołysała się to w lewo, to w prawo.
- Czyżby zbierał pan ciężką broń? - zapytał Knut, tym razem patrząc
Fossnesowi prosto w oczy. - Na przykład armaty?
- Armaty to nic wielkiego - mruknął pod nosem. Zrozumiał, że jego
rozmówca wiele się domyśla. - Mam sporą posiadłość, będą tam świetnie
pasować.
- No tak. %7łeby tylko nie przyszło panu do głowy ich wypróbować.
- A żebyś pan wiedział! Mam właśnie taki zamiar! - wypalił Fossnes, tracąc
cierpliwość. Jego twarz poczerwieniała z wściekłości. Miał serdecznie dość
takich uwag. - Nie mogę obiecać, że ich nie użyję, bo trafiają się tacy, co mi nie
dajÄ… spokoju!
- I co? I aż taka broń panu potrzebna? - zdziwił się Knut. Zwykła strzelba
jest bardziej poręczna, jeśli już chce pan kogoś nastraszyć.
- Już nie raz próbowałem, ale bez skutku. - Fossnes obserwował, jak ładunek
opuszczono na wóz, a wtedy osie kół mocno zgrzytnęły. - Ustawię działa i
przygotuję do odpalenia, a kiedy znowu ktoś niepowołany złoży mi wizytę,
zrobi się naprawdę głośno.
- Nie boi się pan, że ktoś może stracić życie? To nierozsądne; pan zostanie
mordercą, bo ktoś inny się rozzłościł.
Fossnes niemal wyszedł z siebie, a jego stercząca na wszystkie strony broda
sprawiła, że wyglądał teraz niczym dziki zwierz. I rzeczywiście; żaden myślący
człowiek nie będzie kupował armat, by odstraszyć natrętnych sąsiadów. Ten
człowiek nie jest przy zdrowych zmysłach, pomyślał Knut.
- Słuchaj no, ważniaku. - Fossnes zbliżył swoją twarz do twarzy Knuta. -
Chcę tylko świętego spokoju, zrozumiano? Nikogo nie skrzywdzę, jeśli się ode
mnie odczepią. A jeśli nie, słowo honoru, mogę stracić cierpliwość.
Knut zachował spokój. Nie mógł się jednak nadziwić, iż człowiek, który
jeszcze niedawno serdecznie rozmawiał z jego synami i sprezentował im
zabawkę, nagle z trudem nad sobą panował. Takie nagłe zmiany osobowości
nie wróżyły nic dobrego.
- Nie mam zamiaru ani pana śledzić, ani też nachodzić - odezwał się
wreszcie. - Ale nawet jeśli nie ja, to ktoś inny może zgłosić policji nielegalny
zakup dział armatnich. Przypuszczam, że niemało pan za nie zapłacił?
- Nic ci do tego, dobry człowieku! - Fossnes jakby nieznacznie spuścił z
tonu. Zdawał sobie sprawę, że w przypadku zgłoszenia straci ładunek. - W
mojej posiadłości te armaty nie będą stały na widoku. I nie będę ich używać, o
ile dadzą mi spokój...
- Zanim pan odpali, niech pan chociaż spróbuje z nimi porozmawiać. Gdy ci
natrętni sąsiedzi znowu się u was zjawią, niech pan ich ode mnie pozdrowi.
- Od pana? A to dlaczego? - Teraz Petter Fossnes wpatrywał się w Knuta jak
sroka w gnat.
- Nieważne. Niech pan ich pozdrowi od Knuta Sorholma i powie, że mają się
trzymać z daleka. I to na zawsze. Niech pan mi wierzy, warto spróbować,
zamiast posyłać im kule armatnie.
- Nie wiem, kim jesteÅ›, ani mnie to nie interesuje. ZrobiÄ™ to, co sam uznam
za stosowne. Jeśli masz coś z nimi wspólnego, ciebie również potrafię uciszyć -
zagroził Fossnes.
- Uważaj, bo może się to raczej zle skończyć dla ciebie - odrzekł
zniechęcony Knut. - W każdym razie ostrzegałem cię i jeszcze masz szansę
uniknąć wielkiego głupstwa. Twoja sprawa, jak postąpisz. Zegnam.
Po czym Knut odwrócił się i odszedł, zostawiając swojego rozmówcę w
najwyższym zdumieniu.
Bagaże już były zapakowane i Knut wsiadł do powozu. Nic więcej nie mogę
zrobić, pomyślał. Jeden konflikt, dwie zacietrzewione rodziny; każda z nich
powinna pójść po rozum do głowy, ale to już nie jego sprawa.
Gdy powóz zostawił w tyle magazyny i wtoczył się na ulice miasta, Knut
otrząsnął się ze wspomnień o tej nieprzyjemnej rozmowie. Teraz czas na kilka
miłych dni w stolicy. Knut cieszył się ogromnie, że wkrótce spotka się z Olem
Svingenem. Dziś wieczorem wyśle do niego wiadomość i propozycję
spotkania. A właściwie... Zerknął na zegarek; nie było jeszcze zbyt pózno. Kto
wie, może warto po drodze wstąpić do biura przyjaciela? Jeśli będzie miał
szczęście, zastanie Olego przy pracy.
Woznica prowadził konia na zachód wąskimi uliczkami miasta, a Knut
tymczasem rozmyślał. Christiania i Kopenhaga są pod wieloma względami do
siebie podobne. Z jednej strony biedniejsze rejony obu stolic z rynsztokami,
wychudzonymi psami, zabiedzonymi dziećmi. Gdzie indziej starannie
wysprzątane ulice, piękne kobiety oddające się pogawędkom, eleganccy
panowie w cylindrach, z laseczkami, wędrujący bez pośpiechu wzdłuż Karl
Johan...
Powóz wjechał właśnie w spokojną uliczkę wyłożoną kocimi łbami. W
oknach na parapetach nie brakowało doniczek z kwiatami. Kilkanaście metrów
dalej skręcili w lewo i stanęli przed biurem Low & Svingen. Knut podniósł
wzrok i zauważył, że okno na pierwszym piętrze jest uchylone. A więc Ole jest
jeszcze na miejscu.
Knut sprężystym krokiem pokonał schody i zapukał do drzwi biura Olego.
Gdy usłyszał charakterystyczne, chropowate  proszę", wszedł do środka.
- Witaj, Ole! Widzę, że jeszcze pracujesz! - zawołał wesoło, po czym
podszedł do przyjaciela i uścisnął mu dłoń.
- Knut, co za niespodzianka! - Twarz Olego rozjaśniła się w szerokim
uśmiechu, a oczy rozbłysły radością. - Jakże miło cię widzieć! - dodał
wzruszony, słysząc bliską sercu mowę z rodzinnych stron. - Wracasz z Danii?
- Tak. Właśnie cała nasza rodzina zeszła na ląd. Zostaniemy w mieście przez
kilka dni i chcielibyśmy się z tobą koniecznie spotkać. A jak interesy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates