|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zawlekli ciała wartowników między rzędy skrzyń zabierając im karabiny. Idziemy po trzecią? spytał Kansky. Nie odpowiedział po chwili wahania inspektor. To musi nam wystarczyć. Otworzyli wejście i ruszyli. Rowland położył na chwilę swoją skrzynię na ziemi i zsu- nął klapę na dół. Bezpiecznie doszli do wejścia hali i położyli przy nim skrzynie. Ja tu zostanę, a wy nałóżcie skafandry i przynieście dla mnie. Lepiej niech pan idzie ze mną. Tak będzie bezpieczniej. A Kansky zostanie. Lansdale zastanowił się chwilę. Dobrze. Usunęli skrzynie pod ścianę, aby były jak najmniej widoczne. Ruszyli w stronę pomie- szczenia, w którym znajdowały się skafandry. Ta baza wygląda jak wymarła rzekł inspektor. Wszyscy się już pochlali. Nagle z jednej z kabin wyszedł zataczając się Olney. Inspektor dał znak Rowlandowi, by poszedł naprzód, a sam stanął przed profesorem. Co pan tu robi przyjacielu? spytał zionąc odorem alkoholu Olney. Spaceruję odpowiedział Lansdale bezskutecznie próbując wepchnąć profesora z powrotem do pokoju. Olney zawadził dłonią o karabin przewieszony przez ramię inspektora. Czyż czknął by pan polował na grubego zwierza? zaczął się śmiać, po czym rozkaszlał się. Cały czas kaszląc łyknął coś z buteleczki, którą wyciągnął z kieszeni. Splunął pod ścia- nę. Pójdę z panem. Niech się pan lepiej położy spać. Pójdę z panem upierał się. Lansdale usiłował wepchnąć go do kabiny, ale zauważył nadchodzącego Rowlanda ubranego już w skafander i niosącego dwa pozostałe. Olney z pijackim zdumieniem przyglą- dał się kierowcy, po czym przetarł oczy. Pełno tu szaleńców, inspektorze powiedział. Ruszyli w stronę hali. Po co panu skafandry przyjacielu? Stanęli przy pilnującym skrzyń Kanskym. Co pan robi? Co pan chce zrobić? Wzrok jego padł na napis na wieku: UWAGA. BARDZO NIEBEZPIECZNE. ZACHOWA OSTRO%7łNOZ". Zwariował pan! Przywarł plecami do ściany. Pan, pan chce wysadzić labirynt. Kansky i Lansdale nakładali skafandry. Nie zrobisz tego! Nie, nie zrobisz! W oczach Olneya było zwierzęce przerażenie. Pan nie wie, co pan robi. To zbrodnia. To straszne. Niech pan powie, że to niepra- wda. Niech pan powie, że pan tego nie zrobi. Błagam. Niech pan zrozumie, to mnie zabije. Labirynt to moja ostatnia nadzieja. Ja umrę jak pan to zrobi. Nikt mnie już nie uratuje. Błagam. Ja chcę żyć. Chcę żyć! Umilkł i stał pod ścianę kiwając się na boki. Kiedy byli już całkowicie gotowi Lansdale i Rowland ujęli w dłonie karabiny. Błagam wyjęczał Olney. Zrozumiał, że go już nie słyszą. Rzucił się w stronę inspektora i zagrodził mu drogę. Odejdz stąd. Nie pozwolę ci. Nie pozwolę! Lansdale odepchnął go tak, że upadł pod ścianę. Kansky szarpnął dzwignię i klapa zaczęła unosić się. Profesor wstał już i uczepił się ręki Lansdale'a. Inspektor trzasnął go w twarz. Wchodzili już do komory, gdy profesor podpełznął i chwycił Rowlanda za nogę. Kiero- wca wyrwał się i kopnął Olneya w krocze. Profesor zwinął się i zwymiotował pod siebie. Nie wyjęczał. Nie róbcie tego. Czekali aż klapa za nimi zamknie się i Rowland szarpnął dzwignię w środku komory. Druga klapa, otwierająca przejście do hali zaczęła wolno wędrować w górę. Kierowca położył się na brzuchu, wysunął przed siebie karabin i dał ognia w szparę między unoszącą się przegrodę a podłogę. Inspektor zanurkował w przerwę i tocząc się pod ścianę wcisnął spust karabinu. Zauważył padające na ziemię sylwetki. Dostrzegł wychylającą się zza jednego z penetratorów postać i strzelił. Trafiony człowiek wyleciał w powietrze, przeleciał przez maskę penetratora i uderzył o ścianę hali. Rowland stał już za pierwszym z pojazdów i strzelał do kogoś ukrytego w samym ko- ńcu hali. Człowiek ten był już ostatnim z obrońców, ale inspektor bał się, że jeżeli zatrzyma ich nieco dłużej z bazy będę mogły dojść posiłki. Zwłaszcza, że jeden z żołnierzy uruchomił alarm. Nagle Lansdale zauważył, że strażnik wysunął lekko głowę zza osłony. Natychmiast nacisnął spust i hełm przeciwnika eksplodował zostawiając krwawą plamę na ścianie hali. Kansky podbiegł i otworzył jeden z pojazdów, a inspektor z Rowlandem pobiegli do komory. Klapa za nimi zasunęła się, a w momencie, gdy druga prowadząca do części mie- szkalnej zaczęła się unosić przyklęknęli z bronię gotową do strzału. Ale na korytarzu mimo wycia syren alarmowych i dzikiego pulsowania czerwonych świateł nie było nikogo oprócz nieprzytomnego profesora.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|