[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Masz trochę siwych włosów. I to także przyszło zbyt szybko. A teraz, jak słyszałem, wdałeś się w romans z wdową po poruczniku kirasjerów. To w twoim stylu. - Nie ma już kirasjerów, wuju. Ten człowiek był majorem lotnictwa. - Wdowa - powiedział Wuj Józef jakby w zamyśleniu. - W tym jest pewna myśl. Już od wielu lat marzę o tym, aby zostać czarującym wdowcem, i jak każdy marzyciel skazany jestem na klęskę. Ale i w klęsce można znalezć smak, jeśli pragnęło się silnie. I cóż z twoim majorem? - Ostudzili go. Jak idą twoje sprawy, wuju? - yle. Mam teraz klienta, który zarąbał siekierą całą rodzinę, a potem podpalił chatę. Zabawny człowiek. Wrócił niedawno z .Rosji, niezle opowiada. - Wszyscy, którzy wracają z Rosji, niezle opowiadają - powiedziałem. - Rosja we wszystkich rozwija talent gawędziarski. - Właśnie. Opowiadał mi, że w czasie wojny pracował jako więzień na barce. W' czasie burzy zniosło ich o kilkadziesiąt kilometrów. Nikomu z nich nawet nie przyszło do głowy uciekać. Poszli do najbliższego więzienia i błagali, aby ich zamknęli, gdyż zdyhali już z głodu. Ponieważ? był to czas wojny, przegnano ich stamtąd kopniakami. Przyznasz, że w tym coś jest: więzień dobijający się z rozpaczą do bramy więzienia od strony ulicy. Można by o tym napisać tragedię, ale Charlie Chaplin też by z tego zrobił dobrą rzecz. Starzejąc się, przestanę wierzyć założeniom sztuki. - I co będzie z tym człowiekiem? - Powiedziałem ci: zarąbał całą rodzinę. Poszło im o jakąś krowę. Nie, nie o krowę. O młotek. 78 Marek Hłasko Sowa, córka piekarza - Zrobisz coś dla niego? - Bez wątpienia. Jeśli będę miał dobry dzień, to czterokrotną karę śmierci zamienią mu na dwukrotną. Dziwny człowiek. Bardzo boi się umierać i wciąż o tym mówi, i pyta. - I co mu powiedziałeś? - Powiedziałem: Drogi panie, nawet jeśli uczynią to niezręcznie, to i tak się pan na tym nie pozna, gdyż wieszają pana po raz pierwszy." - Nieładnie opowiadać człowiekowi cudze fraszki w takiej chwili. Czy będziesz musiał być obecny przy jego egzekucji? - Jako jego obrońca, tak. O ile wyrazi życzenie. - Piąta godzina, panie mecenasie - powiedział barman. Wuj Józef wstał. - Trzeba się przebrać w ciemne ubranie - powiedział. %7łegnaj, Grzegorzu. Jeśli chcesz mnie spotkać, me szukaj mnie nigdy w domu. Czasy, w których ludzie mieli domy, skończyły się i nigdy już nie wrócą. Znajdziesz mnie zawsze tam, gdzie tańczą i śpiewają. Przykro mi, że nie mogę ci poświęcić więcej czasu. - Nigdy mnie przecież nie lubiłeś - powiedziałem. - Na litość boską, nie mów, iż jest ci przykro... - Widziałem w tobie człowieka naszych czasów - powiedział Wuj Józef. - Ani specjalnie mądrego, ani specjalnie głupiego. Umiejącego mówić o wszystkim, nie znając przy tym samego sie- bie. Być może, iż mylę się zresztą. Być może zdarzy się i tak, że zaznasz w życiu powodzenia i tego, o czym będziesz myślał, iż jest miłością. Ale nie zaznasz nigdy rozpaczy, bez której nie można kochać świata i siebie naprawdę. I nie zrozumiesz nigdy, iż życie powinno być opisem buntu. - Podał mi rękę, którą ucałowałem ze czcią; wiedziałem, że pod wieczór Wuj Józef zamienia się w moralistę, jak to zwykle bywa z sadystami. - A teraz żegnaj - powiedział Wuj Józef kreśląc nade mną znak krzyża. - Jest już godzina piąta. Jeśli spotkasz kiedyś twoją ciotkę a moją żonę, pozdrów ją ode mnie słowami pełnymi szacunku. Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec. Brzęk kajdan, którymi skuty jesteś z drugim człowiekiem, milszy jest czasem od samotnej pieśni na drodze. Jeśli nadał kroczyć będziesz po drodze zbrodni, zabaw się czasem w filantropię, aby pomnożyć rozpacz biedaków. To niezbędne dla odświeżenia wyobrazni. Idę teraz do klozetu, aby się przebrać. Pierwsi chrześcijanie zstępowali do katakumb, aby chwalić Pana; ja muszę swoich obrządków dokonywać w pisuarze. Również i na to nie ma rady. Zostaje przynajmniej iluzja, iż właściwy porządek świata trudny jest do zakłócenia. Zegnaj. Zapłać rachunek. Nucąc począł zstępować schodami w dół; zapłaciłem i poszedłem na Wzgórze Partyzantów, i mając jeszcze trochę czasu do spotkania z Weroniką, oparłem się o poręcz mostu i patrzyłem na wodę. Pracowałem kiedyś jako rybak i to był dobry czas. Wstawaliśmy o trzeciej rano, kiedy noc dopala się jeszcze, oczekując chłodnej jasności dnia, i wypływaliśmy płosząc dzikie łabędzie unoszące się ciężkim i długim lotem spośród trzcin, i zdawało nam się niekiedy, iż czujemy na naszych zmęczonych twarzach pęd powietrza wzniecony ich twardymi skrzydłami. Odlatywały zawsze w kierunku wschodzącego słońca, a ich zawodzenie odbijało się od wody ciężkiej jeszcze pod mrokiem nocy. Lubiłem te ptaki i lubiłem ich śpiew; a potem pracowaliśmy na innym jeziorze. 79 Marek Hłasko Sowa, córka piekarza Tam wypływaliśmy po węgorze; nasze ręce stwardniały od sieci i wioseł; nasz zarobek był marny i ledwo starczało na jedzenie i papierosy. W sobotę wieczorem chodziliśmy do gospody, aby napić się piwa, i tam pokazano nam chłopka o jastrzębiej twarzy; wiejskiego zucha potrafiącego w mig pracować, zaśpiewać i wsadzić nóż pod żebra z zimnym, rozważnym spokojem chłopa. Był to wiejski Casanova; wróci! był z wojska i już po trzech miesiącach dwie dziewczyny były przy nadziei. Przyszło mu się żenić, jak sam powiada!. I jak sam powiada!,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|