Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Stój! Nie masz tu czego szukać. U mnie jest tak samo, jak u wszystkich
innych we wsi. - Anfin chwycił Knuta za ramię i próbował go przytrzymać, ale
gość był od niego silniejszy i wyższy, więc łatwo mu się wyszarpnął.
- Zazwyczaj nie wpycham się nigdzie nieproszony - wymruczał Knut. - Ale
bardzo mnie zaciekawiła ta skrzynka z narzędziami, którą masz tu na stryszku.
- To skrzynka po ojcu. - Nagle glos Anfina stal się niepewny i drżący. - Tam
są tylko pilniki, szydła i parę starych młotków...
- No to nic chyba nie zaszkodzi, jak tam zajrzę. - Knut otworzył drzwi
stodoły i wszedł do środka. - Pokaż mi ją, przecież wiesz, gdzie jest.
Bez słowa Anfin wyminął go i ruszył ku strychowi na siano. Knut szedł tuż
za nim, wytężając wzrok i starając się przyzwyczaić oczy do ciemności. Anfin
wiedział, jak to się skończy, szedł więc niespiesznie, starając się naprędce
wymyślić jakieś wytłumaczenie dla tego, co znajdą w skrzyni.
Na stryszek prowadziła szeroka drabina i Knut puścił Anfina pierwszego.
Kiedy młody wieśniak był w połowie drogi na górę, odwrócił się nagle i
podniósł stopę. Trzymając się jedną ręką, potężnym kopnięciem w dół
spróbował strącić Knuta z drabiny. Ten jednak był na to przygotowany i uchylił
się zwinnie, chwytając jednocześnie stopę Anfina i szarpiąc za nią. Na
szczęście drabina była umocowana do podłogi stryszku i nie przewróciła się;
Anfin stracił jednak równowagę i runął w dół, z wrzaskiem przelatując obok
głowy Knuta. Hałas został stłumiony przez siano i znajdujące się w stodole
sprzęty, nie zaalarmował więc braci Anfina. Knut spojrzał w dół. Młody
wieśniak leżał tam, głośno zipiąc. Nic mu się nie stało, od uderzenia o klepisko
stracił tylko na chwilę oddech. Knut wspiął się szybko na stryszek, znalazł
ukrytą pod sianem skrzynkę, wziął ją pod pachę i szybko zszedł na dół.
Jak na skrzynkę pełną narzędzi, była ona dziwnie lekka. Anfin właśnie
pozbierał się z klepiska; tarł teraz szyję i ramię, wykrzywiając się, klnąc i
jęcząc. Cała jego bezczelność gdzieś się ulotniła.
- Może sam chcesz ją otworzyć? - Knut z łomotem postawił skrzynkę na
beczce po śledziach.
- Mogłeś mnie zabić - wychrypiał Anfin, próbując opanować przerażenie,
które poczuł, lecąc z drabiny, i które wciąż trzymało go za gardło.
- A to nie ty chciałeś mnie zwalić z góry? - Prychnął Knut. - Głupio to
wymyśliłeś. Otwórz skrzynkę i miejmy to już za sobą.
- Sam sobie otwórz. Skoro wiedziałeś, gdzie jest skrzynka, wiesz też, co w
niej jest. - Anfin wiedział już, że przegrał, nie miał żadnego wykrętu. Ze też był
tak głupi i schował skrzynkę w obejściu!
- No, skoro nalegasz... - Knut wyjął skobel i otworzył wieko. - A więc to są
te narzędzia, o których mówiłeś. No, no...
Anfin patrzył na srebrne przedmioty, które ukazały się ich oczom. Była tu
para kubków, duża i mała miseczka, kilka broszek i bransoletek.
- Sporo sprzedałeś, ale sporo też zostało... Przynosisz naszej wsi wstyd,
Anfin. Moja matka pracuje ciężko przy srebrze, od rana do wieczora w
warsztacie. Ale tobie wszystko jedno, ile kto pracy w to włożył.
- W Rudningen niczego wam nie brakuje.
- Bo nikt się nie obija - syknął Knut. - Nasze gospodarstwo nie byłoby tym,
czym dziś jest, bez potu mego ojca i mojego. Jeśli sobie wyobrażasz, że możesz
zgrywać panisko w wilczym futrze nie naharowawszy się najpierw, to jesteś w
błędzie. Lensman ucieszy się, jak sądzę, że zagadka kradzieży się wyjaśniła.
- Nie, tylko nie lensman! - W oczach Anfina pojawił się błagalny wyraz. -
Dla moich braci byłby to cios.
- Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć.
- Wynagrodzę wam to... Możesz od razu zabrać czapkę i futro, i pozostałe
srebro... Za resztę zapłacę - wyjąkał Anfin. Był naprawdę przerażony.
- Ja niczego nie chcę - odrzekł Knut zmęczonym głosem. - To moja matka
poniosła stratę. To podłe, tak zakradać się do samotnej kobiety. Obrabowałeś ją
nie tylko ze srebra, ale też z poczucia bezpieczeństwa we własnym domu.
Mężczyzni tak nie postępują, tylko tchórze.
Anfin nie miał nic na swoją obronę, patrzył tylko na Knuta pustym
wzrokiem. Myślał, co powiedzieć braciom, jak będzie musiał jechać do
lensmana.
- Twoi bracia są już prawie dorośli, przez jakiś czas dadzą sobie sami radę z
gospodarstwem. - Knut zamknął wieko skrzynki i przygotował się do wyjścia. -
Nieprędko chyba dziś wrócę do domu - mruknął. - Do lensmana stąd kawał
drogi.
- Czy musimy w to mieszać lensmana? - W słowach Anfina nie było
specjalnie nadziei. - To był głupi pomysł i głęboko tego żałuję. - Młody
Bruslette wlókł się niechętnie za Knutem. Krok miał coraz cięższy, ból po
upadku dawał mu się coraz bardziej we znaki. Obolały miał cały bok i było
pewne, że będzie cierpiał przez wiele dni. Na szczęście nic nie było złamane,
więc i tak powinien być zadowolony.
Kiedy doszli do wrót stodoły, Knut stanął i obrócił się ku złodziejowi. Anfin
myślał z pewnością, że jest bezpieczny, że kradzież nigdy nie zostanie odkryta.
Szok spowodowany tym, że sprawa nie została zapomniana, jeszcze go nie
opuścił. Znacznie jednak gorsza była perspektywa stanięcia przed obliczem
stróża prawa.
- Może da się uniknąć lensmana - zaczął powoli Knut, starannie dobierając
słowa. - Jeżeli rozliczysz się ze wszystkiego i poprosisz moją matkę o
wybaczenie...
- Chętnie to zrobię. To, co przepadło, oddam z procentem. - W oczach
Anfina zapaliły się iskierki nadziei. Patrzył teraz na Knuta wyczekująco:
słyszał, że mężczyzni z Rudningen są uczciwi i sprawiedliwi.
- Na jedno musisz się zgodzić. - Knut ściągnął czapkę, podrapał się w głowę,
i nasadził czapkę z powrotem. - I to bez dyskusji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates