[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tropna. Przynajmniej miała dokąd wrócić. - Od dawna przebywa w domu? - Mniej więcej od dwóch miesięcy. - %7łycie młodej kobiety przykutej do łóżka musi być ciężkie. Simon zaparkował i pomógł żonie wyjść. - Ona chce tutaj być - wyjaśnił. - Lucy zawsze czuła lęk przed szpitalami. Baliśmy się, że straci chęć do życia, więc po ostatniej operacji wyremon towaliśmy parter Grange. Zainstalowaliśmy tam wszystko, co mogłoby się jej przydać. Dodatkowo opłaciliśmy całodobową opiekę medyczną. Od tego czasu szybko dochodzi do zdrowia i istnieje spora szansa, że znowu będzie chodzić. - Tak, dziadek mi o tym wspomniał. RZYMSKI BRYLANT 135 - Cieszę się, że doczekał dobrych wieści. Prze padał za Lucy. - Zdziwiłam się, gdy powiedział, że ona i Sojo dobrze by się dogadywały. Simon zadzwonił do drzwi. - Tak, to zrozumiałe. Otworzyła im schludnie ubrana pokojówka, któ ra wzięła płaszcze i zaprowadziła ich do miłej, siwowłosej pielęgniarki. - Pan Farringdon, miło pana widzieć - oznaj miła na wstępie. - I pani Farringdon. Proszę tędy. Lucy już czeka. ROZDZIAA DZIESITY W pokoju, do którego zostali wprowadzeni, znaj dowało się szpitalne łóżko i duża ilość medycznego sprzętu. Na tym jednak kończyły się podobieństwa do szpitala. Na podłodze leżał gruby dywan, na ścianach zawieszono obrazy, a w oknach żonkilowe zasłony. Przy łóżku czekały dwa wygodne krzesła. Pomiesz czenie było barwne i przyjemne. - Może państwo usiądą? Za moment przyniosę herbatę Lucy, zaparzę trzy filiżanki. Uśmiechnęła się krzepiąco do pacjentki i wyszła, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Młoda, ciemnowłosa kobieta, oparta na wygod nym wyciągu, przymocowanym do sufitu, wygląda ła świeżo i dziewczęco. - Witaj, siostrzyczko. - Simon pochylił się, aby ucałować jej blady policzek. - Cześć - odparła, lecz ani na moment nie ode rwała spojrzenia od Charlotte. W jej brązowych oczach, tak podobnych do oczu dziadka, czaiła się lodowata nienawiść. Charlotte postanowiła nie zwracać uwagi na dzi wne zachowanie chorej. Simon usiadł na skraju łóżka. RZYMSKI BRYLANT 137 - Charlotte, to moja młodsza siostra, Lucy... - Przykro mi z powodu twojego dziadka - ode zwała się Charlotte niepewnie. - Znałam go krótko, lecz od razu go polubiłam. Lucy nie odpowiedziała ani słowem, więc Simon ponownie się odezwał: - Lucy, to jest moja żona... - Na jak długo? - zaskrzeczała Lucy. - Na całe życie - odparł Simon bez wahania. - Nie sądzę. On wrócił. Simon zmarszczył czoło. - Zastanawiałem się, jak długo będzie się za chowywał przyzwoicie. I tak wytrzymał sporo czasu. - Wątpię, by dał za wygraną. Głos Simona był twardy niczym stal. - Nie przejmuj się. Wiem, jak zadbać o to, co do mnie należy. - %7łałuję, że sama nie opanowałam tej sztuki. Brązowe oczy Lucy nagle zaszły łzami. - Nie mam pojęcia, jak się dowiedział, ale dostał szału - szepnęła. - Powiedział, że to ja cię na kłoniłam do tego kroku. Sądziłam, że skoro ona wyszła za mąż, on zadowoli się tym, co ma. Ale gdy poprosiłam, by przyjechał do domu, bo chciałabym z nim porozmawiać, zapowiedział, że mnie opuści. Oświadczył, że jeśli przyjedzie, to tylko po swoje rzeczy. Nigdy wcześniej nic podobnego nie mówił. Simon zacisnął zęby. - Proponuję, żebyś zawczasu kazała spakować jego śmieci. Wyrzuć go, zanim sam odejdzie. 138 LEE WILKINSON - Jak możesz wygadywać takie głupstwa, skoro zadałeś sobie tyle trudu, aby... - Urwała gwałtow nie, gdy Simon posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. - O ile mnie pamięć nie myli, zawsze konsek wentnie podkreślałem, że lepiej byłoby ci bez niego - oznajmił wyniośle. - Nic więcej nie mam. Tylko jego. - Z jej oczu pociekły łzy. - Muszę przynajmniej spróbować go zatrzymać. - Czy naprawdę uważasz, że warto?-westchnął Simon z rozpaczą w głosie. Charlotte już od pewnego czasu czuła się jak intruz. W końcu nie wytrzymała, zerwała się z miej sca i ruszyła do drzwi. Nie zdążyła jednak zrobić nawet dwóch kroków, gdy Simon zacisnął palce wokół jej nadgarstka. - Nie wychodz. - %7ładne z was mnie tutaj nie potrzebuje - powie działa ze złością. Pokręcił przecząco głową. - Powinnaś koniecznie zostać i posłuchać. Charlotte przypomniała sobie niezrozumiałą nie nawiść w oczach Lucy. - Simon, proszę cię... - jęknęła. - To wasza prywatna sprawa, nie mieszajcie mnie do niej. Lucy uniosła mokrą od łez twarz. - To także twoja sprawa i musisz zostać, aby się przekonać, ile bólu sprawiłaś innym ludziom! - Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz - powiedziała Charlotte głucho. - Ukradłaś mi męża, otumaniłaś go, oszołomi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|