[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydania San Francisco Chronicie . Artykuł ilustrowała niewyrazna, ziarnista fotografia Boba Sebesa, stojącego w oknie swojej willi, spoglądającego smutnym wzrokiem na zatokę. Ktoś musiał zrobić zdjęcie krótko przed naszą wizytą w jego domu i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że Sebes pozował do obiektywów, których istnienia był jak najbardziej świadom. W artykule podkreślano, że Haxby był radcą prawnym Boba Sebesa i zginął wkrótce po tym, jak zgodził się zeznawać przed sądem przeciwko swojemu byłemu szefowi. Jednak sugestie, że za morderstwem Haxby ego miał jakoby stać Sebes, zostały stanowczo odrzucone przez kapitana Lelanda Stottlemeyera, który w przytaczanej wypowiedzi podkreślał, że Bob Sebes nie jest podejrzany w sprawie zabójstwa Haxby ego, ponieważ w czasie zbrodni znajdował się pod ciągłym nadzorem , zarówno funkcjonariuszy policji, jak i za pośrednictwem elektronicznej obroży z GPS zamocowanej na jego nodze. Kapitan także poinformował dziennikarzy, że Sebes został przesłuchany na okoliczność tej sprawy, co było czynnością rutynową, mającą na celu poszerzenie wiedzy śledczych na temat prywatnych i zawodowych znajomości Haxby ego. Adwokat Boba Sebesa opublikował oświadczenie, w którym zaznaczył, że śmierć pana Russella Haxby ego to druzgocące uderzenie w jego klienta, który usiłuje udowodnić swoją niewinność, ale który nie traci nadziei i przekonania, że prawda wyjdzie na jaw, a Bob Sebes zostanie oczyszczony z bezpodstawnie stawianych mu zarzutów . W artykule nie było wzmianki o tym, że podczas przesłuchania Sebesa czy podczas oględzin miejsca, w którym zamordowano Haxby ego, był obecny Adrian Monk. W drodze do pracy podjechałam po Mońka, który czekał już na mnie niecierpliwie przed domem. Ubrany był w białą koszulę z długimi rękawami (zapiętą po samą szyję), czarne spodnie i czarne półbuty, które błyszczały jaśniej niż rubinowe trzewiczki Dorotki. - Nie będzie pan odbywał rozmowy kwalifikacyjnej, panie Monk. Posadę ma pan pewną. - To oficjalne ubranie pracowników Safewaya - powiedział Monk, wsiadając do samochodu. - Naprawdę? Arthur nic mi o tym nie mówił. Skąd pan wie? - Bo nie jestem ślepy i obserwuję świat - powiedział Monk. - Tak się ubieram w każdy wieczór, gdy idę tam sprzątać i ustawiać towary na półkach. - Pan się przebiera za pracownika supermarketu? - Ależ skąd. Po prostu okazuję pracownikom szacunek, przyjmując standardy ubraniowe ich supermarketu. Ja miałam na sobie dżinsy i lekki sweterek z trójkątnym dekoltem. Bałam się, że już na starcie popełniłam błąd. Kiedy jednak zameldowaliśmy się w supermarkecie, Arthur stwierdził, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wręczył mi firmową bluzeczkę polo Safewaya i dodał, że w damskiej szatni dla pracowników znajdę czarne, firmowe spodnie dla pań, które mogę wypożyczyć i przynieść wyprane następnego dnia pracy. Kiedy Arthur wydał nam firmowe czarne fartuszki, ozdobione sieciowym logo - białą literą S na czerwonym tle - Monk zareagował niczym prezydent Stanów Zjednoczonych dekorowany Medalem Honoru. - Z czystym sumieniem pragnę oświadczyć, że staram się wcielać w życie wszelkie idee, którym przyświeca nazwa tego sklepu: bezpieczna droga - powiedział uroczyście, prężąc się na baczność. - Zlubuję stać na straży wartości czarnego fartuszka i Safewaya. - Zwietnie - powiedział nieco zaskoczony Arthur. - Może zacznij od wypakowania nowej dostawy płatków śniadaniowych w dwunastej alejce. Myślałam, że Monk zasalutuje, ale on tylko przytaknął i bez słowa pomknął wykonać przydzielone mu zadanie. Arthur odwrócił się do mnie i patrzył przestraszonym wzrokiem, jak wkładam fartuch i wiążę go na biodrach. - Ty też wygłosisz okolicznościowe przemówienie i złożysz ślubowanie? - zapytał ostrożnie. Położyłam dłoń na logo Safewaya. - Z taką literką na piersi czuję się jak Supergirl spożywczaków. Nie macie peleryny do kompletu? - Niestety - odpowiedział Arthur. - Dzisiaj rano będziesz obsługiwała kasę numer trzy, Supergirl. Charlene jest na chorobowym. - Charlene? - zapytałam zaskoczona. - Znasz ją? - zapytał Arthur. - Nie, nie. - Próbowałam sobie przypomnieć, czy Julie kiedykolwiek robiła tutaj ze mną zakupy. - Po prostu bardzo ładne imię. - Dość popularne - dodał Arthur. - W naszym sklepie pracują dwie Charlene. - Jest może jakaś Roxi? - Roxi w ubiegłym roku przeszła na emeryturę - odpowiedział Arthur i wrócił do biura. Poranek mijał niespodziewanie szybko. Ciągle miałam coś do roboty, a jednocześnie praca nie wymagała szczególnej koncentracji. Przeciągałam ręcznym czytnikiem nad kodami kreskowymi kolejnych towarów, więc nie musiałam wbijać cen na klawiaturze kasy, chyba że klient kupował jakieś warzywa lub owoce. Nie musiałam się nawet zastanawiać, ile wydać reszty, ponieważ różnicę obliczała za mnie kasa. Głównym moim zajęciem było pakowanie towarów, przymilne uśmiechanie się i zamienienie z każdym paru uprzejmych słów. Próbowałam zająć myśli odgadywaniem na podstawie zakupionych produktów, jak może wyglądać życie danego klienta. Oczywiście nie miałam pojęcia, czy odgadywałam dobrze czy zle, ale przynajmniej miałam jakąś rozrywkę. Dzięki temu nie musiałam myśleć o swoich kłopotach. Monk robił to samo, tyle że na swój sposób. Zgodnie z poleceniem wypakował płatki śniadaniowe, a potem, już z własnej inicjatywy, zaczął je ustawiać na półkach według marki, alfabetu i terminu ważności spożycia, z tyłu stawiając najstarsze opakowania. Kiedy skończył, z dumą pokazał swoje dzieło Arthurowi, któremu bardzo się spodobał idealny porządek, ale który nie był zadowolony, widząc wysunięte na front najnowsze płatki śniadaniowe. - W pierwszej kolejności chcemy sprzedać produkty, których przydatność do spożycia wygasa najszybciej - powiedział. - Ale ludzie ich nie znajdą, jeśli będą schowane daleko z tyłu. - Nie chcecie sprzedawać klientom najświeższych produktów? - Produkty, które ustawiłeś z tyłu, są również świeże i smaczne - tłumaczył Arthur. - Ale się zepsują, jeśli najpierw będziemy sprzedawać rzeczy nowe. Aby zaspokoić popyt, przez cały czas przyjmujemy nowe dostawy, nawet wtedy, kiedy na półkach mamy jeszcze towar z ważną datą przydatności do spożycia. - Gdybyś sam był klientem, nie chciałbyś kupić najświeższego towaru? - zapytał Monk. - Nie chodzi o to, co ja chciałbym kupić. Chodzi o to, co musimy sprzedać. - To zupełnie bez sensu. - Musisz zacząć myśleć jak sprzedawca, a nie jak klient. Gdybyśmy postępowali tak, jak chcesz, nigdy byśmy niczego nie sprzedali i stracilibyśmy masę świeżej, zdrowej i smacznej żywności. - W tym momencie Arthur zauważył stojące na końcu alejki dwa kosze wypełnione paczkami z płatkami śniadaniowymi. - To są przeterminowane produkty? - Nie. To są towary z wadą i uszkodzone. - Nie wyglądają mi na rozerwane, wgniecione czy otwarte. - Są nietypowe. Arthur podszedł do pierwszego koszyka i podniósł jedno z pudełek. - Termin ważności pudełka Cap n Crunch wygasa siedemnastego listopada, dopiero za cztery miesiące. To jest takie nietypowe? - Termin ważności upływa siedemnastego dnia jedenastego miesiąca - powiedział Monk. - Równie dobrze pudełko mogłoby być skażone trutką na szczury.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|