|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowe. Apartamenty są na innym pokładzie, skąd jest lepszy widok. Wszystko było dla niej zupełnie nowe. Musiała się hamować, żeby nie pogłaskać lśniącej, drewnianej poręczy. Mijali kolejne pomieszczenia, wszystkie zachwycające. Z każdego kąta wyzierało bogactwo... Wielkie bogactwo. Tylko ludzi było jak na lekar- stwo. - Gdzie są wszyscy? Masz tu bardzo liczną załogę... Widziałam ich. Gdzie są teraz? - Na tak dużym statku łatwo można zniknąć. Dlatego tak bardzo go lubię. - Po- wiódł dłonią po drewnianej balustradzie. Była w tym mimowolnym geście prawdziwa duma. - Zawsze mogę zniknąć z przyjęcia i nikt się nie zorientuje. Każdy będzie sądził, że krążę wśród gości w innej części jachtu. - Wygląda na to, że lubisz się udzielać towarzysko tak samo jak ja - rzuciła półżar- tem. - Nienawidzę. Powiedział to bardzo poważnie. - Ja też. - Nie wierzę - zaprotestował. - Jesteś stworzona do zabawy, Gwen, jak nikt na świecie. Jego słodki głos zdradził jej, że myślał o tym, co robiła w łóżku. Ona też stale mia- ła w pamięci obrazy tamtych chwil. Ale tym razem nie zamierzała się poddać jego uro- kowi. Początkowo nabrał przekonania, że mogłaby zostać jego kochanką. Nie chciała, żeby stało się tak po raz kolejny. - Twoja załoga przywitała mnie z kamiennymi twarzami. Przypuszczam, że przy- zwyczaili się do takich wizyt - powiedziała. - Sprawa jest prosta - odpowiedział. - Wiedzą, że przyjechałaś tu w interesach. Gwen parsknęła śmiechem. - Choć mają szefa o twojej reputacji? Musieli witać tu już tysiące kobiet. Założę się, że rozmawiają teraz o tym, jakimi to interesami" zamierzamy się zajmować! R L T - Gwen! - zawołał. Wprowadził ją do sali konferencyjnej. - %7ładen z nich nie ośmie- liłby się tak nawet pomyśleć, jeśli nadal chce u mnie pracować. Mam nadzieję, że ty w Le Rossignol" też nie pozwalasz na takie zachowania! - Oczywiście, że nie pozwalam. Moi pracownicy nie mają czasu na zajmowanie się takimi głupstwami. Nie ma u mnie miejsca na paplaninę. Spróbowała zapomnieć wszystkie plotki na temat hrabiny Sophie, które usłyszała we własnej kuchni. Rozejrzała się dookoła. Pośrodku stał długi, błyszczący stół konfe- rencyjny. Na ścianach wisiały monitory i ekrany do rzutników. U szczytu stołu stała ka- rafka z wodą i dwie szklanki. Obok leżały dokumenty. Etienne podał jej krzesło. Potem napełnił jej szklankę. - Tak też myślałem, że nie pozwalasz swoim pracownikom tracić czasu na czczą gadaninę. Jak na profesjonalistkę przystało. Miałem też okazję przekonać się, jak bardzo nie lubisz rozczarowywać swoich klientów. I znów na jego wargach zatańczył ten szelmowski uśmieszek. Gwen patrzyła na niego i modliła się, żeby się nie zaczerwienić. Bez powodzenia. Usiadł. Otwarł leżący na wierzchu dokument i zaczął czytać. Kiedy po chwili pod- niósł oczy i spojrzał na nią, jej rumieniec pogłębił się jeszcze bardziej. Pamięć wciąż podsuwała jej wspomnienia dotyku jego gorących rąk na jej skórze. - To prawda - wydusiła wreszcie. - Każdy gość Le Rossignol" może być pewien, że jego prywatność zostanie uszanowana. - Starała się opanować drżenie głosu, ale on posłał jej rozbawione spojrzenie. Mimo to wciąż usiłowała zachować kamienną twarz poważnej negocjatorki. - Potrafię dochować każdej tajemnicy. - Wiem o tym. To dobrze. Chciałbym, żeby i ta rozmowa pozostała między nami. - Zniżył głos do uwodzicielskiego szeptu. Pochylił się ku niej i uśmiechnął się ciepło. - Prawda jest bowiem taka, że zamierzam ci złożyć ofertę, której nie będziesz mogła od- rzucić, Gwen Williams. Przestraszyła się. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Gdyby zamierzał coś jej zrobić, byłaby bezbronna i bezradna. Byli na morzu, daleko od brzegu. Nie miałaby do- kąd uciec. Czuła, że musi być ostrożna. I silna. Zanosiło się na naprawdę trudną prze- R L T prawę. A jej największym wrogiem miało być jej własne ciało, które już zaczęło drżeć z pożądania. Oparła dłonie na blacie. Chciała wstać jak najszybciej, ale Etienne położył rękę na jej dłoniach. Zastygła w bezruchu. Uniosła oczy. I napotkała jego płonące spojrzenie. - Uspokój się! Już ci powiedziałem. To nie jest taka oferta, Gwen. Powoli opadła na krzesło i schyliła głowę. Zobaczyła swoje odbicie w lustrzanej powierzchni blatu. Przez dłuższą chwilę trwali tak bez ruchu. Potem Etienne cofnął rękę. Zostawił na jej dłoni rozpalone ślady. Podniósł pióro i powrócił do czytania. Co jakiś czas robił notatki. Jakby zupełnie zapomniał o jej obecności. Zsunęła dłonie ze stołu i położyła na kolanach. Smugi na blacie znikały powoli. Tak jak powinny zniknąć z mojej pamięci wspomnienia tamtej nocy, pomyślała stanowczo. Skończył czytać i podniósł głowę. - Przejdę od razu do rzeczy, Gwen. Chcę rozszerzyć moje inwestycje. Branża re- stauratorska wydaje się odpowiednia dla zdywersyfikowania mojego portfela. Le Rossignol" jest moją ulubioną restauracją od dnia, kiedy Nick ją kupił. Potem zrozumia- łem, że jej sukces jest efektem twojego talentu kucharskiego. Byłoby mi bardzo żal, gdy- by lokal został zamknięty z powodu braku kapitału. Dlatego chciałbym zainwestować w ten interes. - Gwen chciała mu przerwać, powiedzieć coś, lecz powstrzymał ją surowym spojrzeniem. Uśmiechnęła się więc tylko i słuchała dalej. Etienne zajrzał do swoich notatek. Odchrząknął. - Chcę też zagwarantować sobie prawo jadania w restauracji, kiedy tylko zechcę, oraz to, że ty będziesz kierować i restauracją, i kuchnią. Le Rossignol" pilnie potrzebuje pieniędzy, a ja mam ich mnóstwo. Propozycja obejmuje tylko fundusze... nie masz co liczyć na to, że będę zmywał naczynia - dodał z uśmiechem. Gwen nie umiała zebrać myśli. - Jeśli tak dużo wiesz o pieniądzach, nie rozumiem, czemu... - Moja wiedza o kuchni jest żadna. Dlatego to ty będziesz kierować całością - prze- rwał jej. - Moi prawnicy przygotowali dokumenty. To jest egzemplarz dla ciebie. - Za- R L T
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|