[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie w oczy. - Uratowałem wam życie - oświadczyłem. - Daniec był kiedyś w czerwonych beretach , a ten drugi to także komandos, jeden z najlepszych w Polsce. Gdyby obaj byli uzbrojeni, to teraz zbierałbym pieniądze na wasze wiązanki pogrzebowe. Policjanci jedli kanapki i obaj zaśmiali się. Zgiętymi palcami popukali się w piersi i usłyszałem tylko głuchy odgłos uderzeń. - Kamizelki kuloodporne - powiedzieli jednocześnie. - Panowie... - zacząłem, a następnie mówiłem przez dziesięć minut. Powiedziałem wszystko o swoich podejrzeniach wobec Pawła i Michała. Moje domysły potwierdziły się, gdy przejrzeliśmy zawartość notebooka zostawionego w bankowej skrytce. Ucieszyłem się, gdy odzyskałem pieniądze pobrane przez Pawła z ministerialnego konta. Pontony gnały z zawrotną prędkością lekko ślizgając się na grzywach fal. Obaj sternicy mieli twarze zamaskowane kaskami i maskami do nurkowania. Sternik, z którym płynął Michał, gwałtownie zamachał dłonią. Spojrzałem w tamtą stronę. Dwie mile od nas błyskało niebieskie światełko wodnego patrolu policyjnego. Pontony tylko zwiększyły prędkość. Mój sternik wyjął małe czarne pudełko i szybko, pięć razy nacisnął czerwony guzik. Skręciliśmy na północny zachód. Policjanci wciąż byli daleko, a kilkanaście metrów przed nami ukazał się szczyt niskiego kiosku miniaturowego okrętu podwodnego. Przez otwarty właz ze środka wyszedł marynarz, który chwycił nasze cumy i przyciągnął pontony. Bez słowa pokazał mnie i Michałowi, że mamy zejść do środka. Posłusznie zsunęliśmy się po krótkiej drabince. Znalezliśmy się w sterówce, z fotelami dla sterników, nawigatora i mechanika. Jeden z członków załogi ruchem głowy wskazał nam pomieszczenie znajdujące się w kierunku rufy. Przeszliśmy przez gródz, i mogliśmy usiąść na miękkich kanapach. Po pięciu minutach dołączyli do nas sternicy pontonów. Jeden z nich okazał się wysokim blondynem o szczupłej twarzy, wysportowanej sylwetce i zimnych, bladoniebieskich oczach. - Steve Stevenson - przedstawił się podając nam rękę. Mówił po angielsku, jakby pobierał nauki w Oxfordzie. - Augusto , ale dla przyjaciół Michał - odpowiedział mój przyjaciel. - To chyba zostaniemy przyjaciółmi - odezwał się drugi sternik. Jego tembr głosu wydał mi się znajomy. Rzecz jasna była to uśmiechnięta Danielle. - Co z Baturą? - zapytała Michała. - Gliny zrobiły na nas obławę w hotelu - tłumaczył Michał. - Ktoś nas wrobił w kradzież. Batura wziął całą winę na siebie. Powiedział: Wal do Sopotu i uprzedz ich, że gliny węszą. Ja wynajmę dobrego adwokata i wkrótce do was dołączę . Jak kazał, tak zrobiłem. - Oddaj Glocka - Danielle spojrzała w moją stronę. - Nie mam. W dłoni Anglika błyskawicznie pojawił się pistolet. Miałem nadzielę, że gazowy. Chyba nie ryzykowałby strzelania we wnętrzu okrętu podwodnego. - Jak to nie masz?! - wściekała się Danielle. - Zostawiłem go w bankowej skrytce. - Jakiej skrytce? - Gdy nasłałaś na mnie bandziorów w tę noc, kiedy włamałem się do willi, postanowiłem ukryć w banku parę rzeczy. - Co? - pytanie Danielle zostało wzmocnione wymownym gestem uzbrojonej dłoni Anglika. Teraz moje prawe oko miało okazję zajrzeć do lufy pistoletu, aż po lśniący czubek pocisku. - Mój komputer, pistolet, fałszywe dokumenty i pieniądze. - Jakie pieniądze? - Ukradłem je z konta mojej byłej firmy. Przez cały czas Michał uważnie śledził przebieg rozmowy i obserwował Anglika. Siedział plecami do prawej burty, a ja naprzeciw niego. Danielle i Anglik stali przy grodzi twarzą do mnie. - Zgłupiałeś?! - nie wytrzymała Danielle. - To skrytka na hasło, a w Polsce obowiązuje tajemnica bankowa. Policja musiałaby wiedzieć, gdzie zostawiłem swoje rzeczy, żeby w sądzie, przedstawiając poważne dowody, otrzymać nakaz rewizji. - To skąd policja wiedziała o spotkaniu na molo? - zapytał Steve. - Jego spytajcie! - palcem wskazałem Michała. - Wypuścili go i wysłali za nim agentów. - Dość! - mruknęła Danielle i opadła na kanapę obok Michała. - Szef uprzedzał, że w Polsce trudno o profesjonalistów. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Steve przeszedł do następnego pomieszczenia na rufie. Wokół nas panowała cisza. Elektryczne silniki pracowały bezgłośnie. Szumiał wentylator, a ze sterówki dobiegały do nas piski elektronicznych urządzeń i krótkie komendy marynarzy. - Danielle, powiedz, co to za łajba? - poprosiłem dziewczynę. - To Filadelfia , miniaturowy okręt podwodny - opowiadała Danielle. - Spadek po Armii Czerwonej stacjonującej niegdyś w NRD. Ma długość 20 metrów, szerokość 2,8 metra
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|