[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siÄ™ w rowie na ostrym zakrÄ™cie, gdzie samochody musiaÅ‚y zwalniać, a my mieliÅ›my trochÄ™ czasu, by spojrzeć na kierowców, oÅ›wietlonych latarniÄ… z pobliskiego sklepu. Wreszcie poczuÅ‚em, jak paznokcie Zosi wpijajÄ… mi siÄ™ w ramiÄ™: - Jest! RzeczywiÅ›cie, to byÅ‚a Joanna. PopÄ™dziliÅ›my do ukrytego w krzakach wehikuÅ‚u. I znów jechaliÅ›my wpatrzeni w Å›wiatÅ‚a pozycyjne audi. Nic wiÄ™c dziwnego, \e wkrótce moich podopiecznych ogarnÄ…Å‚ sen. 101 A ja, tak jak ka\dej z ostatnich nocy, zostaÅ‚em sam z nieprzyjemnymi myÅ›lami. Och, Joanno, Joanno! - woÅ‚aÅ‚em w duchu. - Ile bym daÅ‚, \ebyÅ› to nie ty jechaÅ‚a w tamtym audi, \ebym to nie ciebie podejrzewaÅ‚ i Å›ledziÅ‚! Kolekcjoner... Nie, nie, o nim nie chciaÅ‚em i nie mogÅ‚em myÅ›leć! OgarniaÅ‚o mnie ju\ zmÄ™czenie z powodu piÄ…tej godziny za kierownicÄ… i tego nieustannego wpatrywania siÄ™ w czerwone Å›wiateÅ‚ka, czy aby gdzieÅ› nie zniknÄ…. Nagle mignÄ…Å‚ kierunkowskaz, Å›wiateÅ‚ka zwolniÅ‚y swój bieg i zjechaÅ‚y z szosy. Z prawej ukazaÅ‚ siÄ™ znak parkingu. A wiÄ™c Joanna te\ jest zmÄ™czona, a mo\e czeka jÄ… a\ tak trudny dzieÅ„? ZresztÄ… to ju\ niedaleko. Niedawno minÄ™liÅ›my tablicÄ™ z napisem: «Markuszów 20 km». W Markuszowie trzeba zjechać z szosy lubelskiej na tÄ™ do NaÅ‚Ä™czowa. A stamtÄ…d ju\ tylko cztery kilometry do WÄ…wolnicy. Czy tam dokoÅ„czÄ™ pojedynek z nieuchwytnym Kolekcjonerem? Czy znów wystrychnie mnie na dudka? Nie Å›pieszysz siÄ™ do WÄ…wolnicy, Joanno?... ZresztÄ… po co? O tej porze ani nie wynajmiesz zÅ‚odzieja, ani nie wejdziesz do zamkniÄ™tego na cztery spusty koÅ›cioÅ‚a, chyba \ebyÅ› ty sama?... Ale\ skÄ…d! Owszem, »nadać« robotÄ™, ale samej brudzić piÄ™kne rÄ…czki?... ZjechaÅ‚em na pobocze szosy, lecz có\, zasnąć nie mogÅ‚em! Przecie\ w ka\dej chwili Joanna mogÅ‚a ruszyć dalej! OtworzyÅ‚em okno, by choć trochÄ™ orzezwić siÄ™ Å›wie\ym powietrzem. ZwitaÅ‚o. Nad polami niosÅ‚o siÄ™ miarowe podzwanianie pliszki, najwczeÅ›niej chyba budzÄ…cego siÄ™ ptaka. Gorzko pachniaÅ‚y zioÅ‚a. Minęły dwie godziny. Coraz częściej, zaczęły przeje\d\ać szosÄ… samochody, ale wciÄ…\ jeszcze panowaÅ‚a taka cisza, \e z Å‚atwoÅ›ciÄ… usÅ‚yszaÅ‚em, jak daleko w przodzie zagraÅ‚ rozrusznik auta Joanny. ZobaczyÅ‚em, jak wyje\d\a na szosÄ™. Czas i nam byÅ‚o w drogÄ™! TrÄ…ciÅ‚em ZosiÄ™ i Jacka. Ostatecznie nie tylko ja tu siÄ™ muszÄ™ mÄ™czyć! ChiÅ„czycy powiadajÄ…, \e cierpienie prze\yte do spółki boli o wiele mniej. SÄ…dzÄ™, \e niewyspanie tak\e! SzturchnÄ…Å‚em wiÄ™c moich podopiecznych po raz drugi, a\ zaczÄ™li wiercić siÄ™ w uprzÄ™\y pasów, mamroczÄ…c i poziewujÄ…c. Ja tymczasem musiaÅ‚em ostro dodać gazu, by znów ujrzeć przed sobÄ… czerwony tyÅ‚ audi. - DzieÅ„ dobry - mruknÄ…Å‚ Jacek - Nie uciekÅ‚a? - Nie - odpowiedziaÅ‚em tÅ‚umiÄ…c ziewniÄ™cie. - To wujek nie spaÅ‚? - zatroszczyÅ‚a siÄ™ Zosia. - KtoÅ› nie Å›pi, aby spać mógÅ‚ ktoÅ› - wyrecytowaÅ‚em. - Na przykÅ‚ad detektywi- Å›piochy. Ju\ Å›ladu by po pani Joannie nie zostaÅ‚o, gdyby nie wujek-antyk! MinÄ™liÅ›my Kurów, a w Markuszowie audi Joanny ostro skrÄ™ciÅ‚o w prawo, na szosÄ™ naÅ‚Ä™czowskÄ…. DwanaÅ›cie kilometrów kiepskiego asfaltu i powitaÅ‚o nas sÅ‚ynne uzdrowisko. Po prawej stronie dostrzegÅ‚em dziewiÄ™tnastowiecznÄ… chyba opustoszaÅ‚Ä… ruderÄ™ z obszernym podwórkiem. Jeszcze raz rzuciÅ‚em okiem za oddalajÄ…cym siÄ™ audi i skrÄ™ciÅ‚em w podwórko, kryjÄ…c wehikuÅ‚ za resztkÄ… muru. - Co wujek robi, przecie\ tamta kobieta!... - zapiszczaÅ‚a Zosia. - ...tamta kobieta mo\e zatrzymać siÄ™ w NaÅ‚Ä™czowie, choćby na porannÄ… kawÄ™ i nadziejemy siÄ™ na niÄ…, a bÅ‚Ä…kanie siÄ™ po bocznych uliczkach nie pasuje mi tak jak postanie sobie tutaj. Wiemy, \e Joanna jedzie do WÄ…wolnicy. I domyÅ›lamy siÄ™, \e chce tam znalezć chÄ™tnych do obrabowania miejscowego sanktuarium. Poniewa\ rekrutuje 102 swoich najemników spoÅ›ród pijaczków, musi odczekać, a\ takie typki wylezÄ… z domów. No, i muszÄ… osiÄ…gnąć pewien stan nasycenia alkoholowego albo stan takiego braku alkoholu, \e miÅ‚a im bÄ™dzie myÅ›l o ka\dej sumie; bo sÄ…dzÄ™, \e Joanna oferuje jakieÅ› niewielkie zaliczki. Mamy wiÄ™c jeszcze sporo czasu i musimy siÄ™ teraz zastanowić, jakie dziaÅ‚ania podjąć, aby skutecznie uziemić piÄ™knÄ… paniÄ…, a mo\e i Kolekcjonera. - Zameldujemy o wszystkim policji! - zawoÅ‚aÅ‚a Zosia. Brat jej ziewnÄ…Å‚ ponuro: - A ty w kółko byÅ› tylko meldowaÅ‚a i meldowaÅ‚a! O czym tym razem chcesz zameldować? Na czym to uroczÄ… paniÄ… JoannÄ™ majÄ… schwytać? Na krajoznawczej wycieczce? Czy na chÄ™ci podleczenia serca w sÅ‚ynnym uzdrowisku? Jeszcze jeden tak genialny twój pomysÅ‚ i ja tu bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ siÄ™ leczyć! - Obawiam siÄ™ Zosiu, \e Jacek ma racjÄ™ - dodaÅ‚em kiwajÄ…c smutnie gÅ‚owÄ…, w tej chwili bowiem \aden dobry pomysÅ‚ mi do niej nie przychodziÅ‚. Królestwo za szklankÄ™ kawy! - Wiecie co, moi drodzy? Przejdzcie siÄ™, tylko dyskretnie, do centrum NaÅ‚Ä™czowa, zajrzyjcie na parkingi, ale ostro\nie! JeÅ›li nie bÄ™dzie nigdzie audi pani Joanny, to znak, \e ju\ dziaÅ‚a w WÄ…wolnicy. JeÅ›li natomiast jej wóz gdzieÅ› stoi, to mamy szansÄ™ jÄ… wyprzedzić, choć dajÄ™ sÅ‚owo honoru, \e nie wiem po co! No, ruszajcie, bo to kawaÅ‚ek drogi, a ja tymczasem... - ...a wujek tymczasem pomyÅ›li - wtrÄ…ciÅ‚a siÄ™ z nadziejÄ… w gÅ‚osie ZoÅ›ka. - A wujek tymczasem siÄ™ zdrzemnie! - ziewnÄ…Å‚em smakowicie. Moja dwójka wymaszerowaÅ‚a z podwórka, ju\ teraz czajÄ…c siÄ™ jak Siuksowie na wojennej Å›cie\ce. UÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™ i zapadÅ‚em w sen, w którym braÅ‚em Å›lub z JoannÄ…, a dyrektor Marczak byÅ‚ pierwszym dru\bÄ…. Joanna miaÅ‚a diadem z JanisÅ‚awic na gÅ‚owie, a Angol z Grandu swojÄ… hebanowÄ… laseczkÄ… dyrygowaÅ‚ Marszem weselnym Feliksa Mendelssohna. Na pierwszych skrzypcach w orkiestrze graÅ‚a aspirant Gogolewska, a na tubie Å›ledczy z Komendy Wojewódzkiej w GdaÅ„sku. PÅ‚atki kwiatów sypali pod nasze nogi oczywiÅ›cie Zosia i Jacek. OczywiÅ›cie - bo wÅ‚aÅ›nie oni przelezli ze snu do rzeczywistoÅ›ci i z wielkim haÅ‚asem gramolili siÄ™ do wehikuÅ‚u. - Teren czysty, wodzu! - zasalutowaÅ‚ Jacek. - Z jednym wyjÄ…tkiem. - PrzepatrzyliÅ›my centrum i wszystkie przylegÅ‚e doÅ„ parkingi - pochwaliÅ‚a siÄ™ Zosia. - Dopiero przed jednÄ… kawiarenkÄ…, w bocznej uliczce znalezliÅ›my poszukiwane przez nas audi. PodkradÅ‚am siÄ™ do okna, wujku! I co zobaczyÅ‚am: pani Joanna siedziaÅ‚a nad kawÄ…, chyba drugÄ…, albo ktoÅ› byÅ‚ z niÄ…, bo na stoliku staÅ‚y dwie fili\anki. Tak wiÄ™c ona siedziaÅ‚a... - Trudno \eby staÅ‚a! - wtrÄ…ciÅ‚ Jacek. - Daj spokój! No wiÄ™c siedziaÅ‚a i notowaÅ‚a coÅ› wa\nego, bo a\ przygryzÅ‚a wargÄ™! - triumfalnie zakoÅ„czyÅ‚a swojÄ… relacjÄ™ Zosia. ZnaÅ‚em ju\ ten grymas. WidziaÅ‚em go choćby wtedy, gdy demaskowaÅ‚em falsyfikaty w antykwariacie obu paÅ„. Sprawa wiÄ™c wyglÄ…daÅ‚a rzeczywiÅ›cie powa\nie. SpojrzaÅ‚em na podopiecznych: - W drogÄ™. I to szybko! 103 - W drogÄ™? DokÄ…d? - zdziwiÅ‚a siÄ™ Zosia. Ostrym Å‚ukiem wyprowadziÅ‚em wehikuÅ‚ z kryjówki na szosÄ™: - Do WÄ…wolnicy! Mamy szansÄ™ wyprzedzić JoannÄ™ i spróbować dogadać siÄ™ z tamtejszÄ… policjÄ…! - Wujek wierzy w to dogadanie siÄ™? - skrzywiÅ‚ siÄ™ Jacek. SkinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ…: - Mimo wszystko nigdy nie traciÅ‚em wiary w tak zwane organy Å›cigania. RodzeÅ„stwo popatrzyÅ‚o na mnie spod oka. - Tylko niech wujek raczej omija centrum! - poÅ›pieszyÅ‚a z radÄ… Zosia. - A nu\ pani Joanna postanowiÅ‚a zmienić lokal... i akurat przeje\d\a Å›rodkiem miasta, na wszelki wypadek bacznie rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ dokoÅ‚a?... - A niech siÄ™ rozglÄ…da, ile tylko zechce! - szarpnÄ…Å‚em kierownicÄ… i z piskiem opon
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|