[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak, abym nakłaniał cię do łagodności czy dobroci. Powiada przysłowie baszkirskie: Jak będziesz bardzo zły, to cię powieszą, jak będziesz bardzo dobry, to cię zjedzą. Eklezjasta poucza: Strzeż się, abyś się nie potknął językiem swoim , a rozumieć to należy: Gadaj do rzeczy i ostrożnie. Tam również odnalazłem zdanie: Strzeż się chytrej a strojnej niewiasty . Tomasz a Kempis pisze: Nie bądz poufałym z żadną niewiastą, ale wszystkie dobre niewiasty Bogu polecaj . Poza tym już moja osobista rada: Miej uszy otwarte, a usta zamknięte, to poznasz głupotę innych, a własnej im poznać nie dasz . I jeszcze na koniec małe co nieco jak mawiał Puchatek: Gdzie wystarczą trzy grosze, tam nie daj pięciu, gdzie wystarczą trzy słowa, nie mów dziesięciu . Ale... Jeszcze chwileczkę, drogi Tomaszu, wszak uzbrajam cię do walki: Gdy cię złodziej pocałuje, licz zęby, czy ich ci nie brakuje. Z przykrością, ale jednak odłożyłem słuchawkę, by od aforystyki mistrza nie dostać pomieszania zmysłów. Pogrążyłem się w dość ponurych myślach o swej naiwności i nieudolności, a także o podstępności natury niektórych kobiet, gdy znów zadzwonił telefon. Zły na intruza warknąłem w słuchawkę: Tak! To ja. Słuchawka zadrżała, mi w dłoni. Usłyszałem głos Czarnej Milady... Nie ma co udawać, panie Tomaszu! I tak mnie pan rozpoznał. A jeśli nawet nie, to niewiele pomogłaby mi drobna charakteryzacja, której zamierzałem się poddać przed spotkaniem z panem. Czyż nie? Nie myli się pani. Nie rozpoznać takiego głosu!... zaśmiałem się, nie bez niewielkiej dumy z siebie. Ale skoro pani sama zdecydowała się zdemaskować, to co będzie z naszym spotkaniem? Proszę czekać o dziewiętnastej w Relaksie ... Zmiech i cichy stuk odkładanej słuchawki. Na godzinę przed umówionym terminem wyszedłem do miasta, żeby kupić gałązkę bzu. Nie była już potrzebna, ale niech tam! Niestety, bzu nigdzie nie dostałem, nie było go ani w kwiaciarniach, ani też u ulicznych sprzedawców. Ci mieli na sprzedaż fiołki, zaś w kwiaciarniach oferowano mi jedynie prymulki. Do diabła; wiosna, a oni bzu nie mają! kląłem w duchu pędząc z ulicy na ulicę. Wreszcie kupiłem bukiet fiołków. W kawiarni znalazłem się pięć minut po dziewiętnastej. Był to duży lokal o wielkich oknach, które upodabniały go do dużego akwarium. Między rafami stolików, jak egzotyczne ryby, tkwiły ładne i strojnie ubrane kobiety; ich ruchy wydawały mi się ospałe i leniwe jak powolne ruchy ryb; obicia miękkich foteli były zielonkawe, panował seledynowy półmrok. Czarna Milady już czekała. Zobaczyłem ją pod prawą ścianą, tuż obok białej kolumny. Ukłoniłem się, położyłem na stoliku fiołki. To zamiast bzu powiedziałem nieśmiało. Uśmiechnęła się i lekko skinęła mi głową. Podeszła kelnerka, zamówiliśmy kawę. Rozmyślałem, że w karczmie Winodaj i starym młynie Milady wyglądała o wiele korzystniej. Może wrażenie to sprawiał nastrój niebezpieczeństwa i tajemniczości? Teraz w centrum wielkiego miasta i w kawiarni pełnej ludzi Czarna Milady nie była ani niebezpieczna, ani grozna, ani nawet tajemnicza. Przed dłuższą chwilę i ona obserwowała mnie w milczeniu. Zapewne rozmyślała, jak zacząć rozmowę. Nagle powiedziała ze złością: Pańskie zainteresowanie opactwem sulejowskim też chyba nie jest zupełnie bezinteresowne! O, tak! odpowiedziałem z ironią. Jak każdego historyka sztuki. I dodałem gorzko: A także jako przyjaciela kogoś, kto przez tajemnice opactwa postradał życie. Opuściła głowę. A panią cóż takiego zwabiło w te malownicze ruiny nad Pilicą? spróbowałem ataku. Tak naprawdę. Odpowiedziała dopiero po chwili: O tym porozmawiamy pózniej. Niech pani będzie szczera poprosiłem jak najuprzejmiej. Wzruszyła ramionami. Nie mam obowiązku być szczera. Zdobyłem się na jeszcze jedno ustępstwo: W moim mieszkaniu są wszystkie dokumenty, jakie posiadał Pronobis. Pożyczyć ich pani nie mogę. Ale pozwalam, aby pani je u mnie przejrzała. Dlaczego nie może ich pan pożyczyć? Bo nie mam do pani zaufania. Zaczerwieniła się i gniewnie potrząsnęła głową. Zapytała ostrożnie pomijając zupełnie kwestię zaufania: A pan... czytał te dokumenty? Kiwnąłem głową. Wszystkie? zapytała i aż oddech przytaiła w piersi. Z takim napięciem oczekiwała mojej odpowiedzi! Tak, wszystkie. Patrzyła mi ostro w oczy, jakby pragnąc wydrzeć to, co chciała wiedzieć, a co bała się, że zechcę przed nią ukryć. Czy... zająknęła się czy wśród dokumentów jest testament rycerza Jędrzeja Baldaricha-Bałdrzycha? Milczałem. Bawił mnie jej niepokój, bo przecież tym pytaniem zagrała ze mną w otwarte karty. Milczałem i swym milczeniem mściłem się za posądzenie mnie o podłość wobec Herakliusza. Pyta pani o ten testament dlatego, że jest pani ostatnią z rodu Bałdrzychów? zaśmiałem się cicho. Wargi jej zadrżały, jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem. Ale nie. Przygryzła je, zacisnęła. Patrzyła na mnie z nienawiścią. Czułem tę nienawiść i na sekundę strach mnie obleciał. Proszę odpowiedzieć na moje pytanie rzekła zimno. Tym razem ja wzruszyłem ramionami. Aby ją jeszcze bardziej podrażnić, wolno sięgnąłem do pudełka z papierosami. Zapalałem papierosa z namaszczeniem, celebrując gest wyjmowania zapałki z pudełeczka, zmiękczania papierosa, umieszczania go w szklanej cygarniczce. Będę z panią szczery rzekłem w końcu, zaciągnąwszy się dymem. Pytanie wydaje mi się dziwne i nie na miejscu przede wszystkim dlatego, że to pani powinna wiedzieć, gdzie jest testament Bałdrzycha. Ja? jej zdziwienie zdawało się być szczere. Zarzuciła mi pani kłamstwo. A przecież i pani skłamała. Gdy pojechała pani do Sulejowa, Pronobis jeszcze żył. Była pani u niego, prosiła go pani o testament Bałdrzycha kłamiąc, że jest pani ostatnią z rodu Bałdrzychów... To prawda. Skąd pan o tym wie? Pronobis napisał mi o tym w ostatnim liście przed śmiercią... Jestem pewien, że był on w posiadaniu testamentu Baldaricha-Bałdrzycha. Umarł, a raczej został zamordowany. A po
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|