Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej miłość.
Wieczorami, gdy była już w łóżku, słyszała ściszone gniewne głosy Ramsaya i Haskella,
omawiających szczegóły testamentu MacPhersona oraz argumenty przytaczane przez każdą ze
stron. Ostatniego wieczoru przed rozprawą postanowiła odbyć z mężem rozmowę"
- Tak zle to wyglÄ…da? - spytaÅ‚a, siadajÄ…c na Å‚ożu z balda¬himem.
- Co? - Ram był zaskoczony, że żona jeszcze nie śpi.
- Proces. Słyszałam, jak rozmawiacie z Haskellem ... on jest bardzo przejęty.
- To coś nowego - zażartował Ramsay. - Haskell naprawdę się niepokoi. Angus robi wszystko, żeby
wygrać sprawę.
- A ty? - Eden chwyciÅ‚a męża za rÄ™kÄ™ i przyciÄ…gnęła do sie¬bie. - Nie pokazujesz tego po sobie, ale
także się denerwujesz, prawda?
- Angus ma w ręce wszystkie atuty - odparł Ramsay, pocierając kciukiem policzek Eden. - Ale dam
sobie radę, zawsze sobie radziłem. Gdyby znalezć jakiś sposób i zatrzymać Haskella poza salą
rozpraw, żeby nie wchodził w oczy Bruce'owi ...
- ... który wciąż pamięta haniebny romans siostry z żonatym mężczyzną - skończyła za niego Eden.
- To niesprawiedliwe, że płacisz za grzechy ojca. Jeszcze trochę, a znienawidzę swego teścia.
- To dla mnie nic nowego. Płacę za jego grzechy od dnia, w którym przyszedłem na świat. I choć za
nim nie przepadam, nie sÄ…dzÄ™, by w kimkolwiek budziÅ‚ nienawiść. Nawet w Angusie. ¬Ram usiadÅ‚
na łóżku i oparł brodę na czubku głowy Eden. - We mnie budzi raczej litość niż nienawiść. - Eden
spojrzaÅ‚a na Ramsaya ze zdumieniem, a on pocaÅ‚owaÅ‚ jej zmarszczone czoÅ‚o. ¬Nigdy nie przeżyÅ‚
czegoś podobnego, co ja przeżywam z tobą. Myślę, że nawet nie podejrzewa, że takie porozumienie
jest możliwe. Poza tym nawet z jego samolubstwa i lubieżności może wyniknąć coś dobrego. - Ram
pogłaskał Eden po jej krągłym brzuchu i uśmiechnął się z dumą. - Coś bardzo, bardzo dobrego,
najdroższa.
PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… namiÄ™tnie. Pieszczoty Rama miaÅ‚y w sobie żar¬liwość, od której krwawiÅ‚o jej serce.
Przywarł do niej, jakby pragnął zapomnieć o groznej sytuacji, w jakiej się znalazł.
W pierwszym dniu procesu Ram, Haskell i Terrance wyszli z pensjonatu wczesnym rankiem, by
spotkać się z prawnikami, zanim rozpoczną się przesłuchania. Eden, Carina i James zasiedli na
widowni pózniej, zajmując miejsca pośród edynburskich znakomitości, z których wielu gościło
Eden i Ramsaya w ubiegłym tygodniu. Eden zdała sobie sprawę, że ich wizyty zostały przemyślnie
zaplanowane, by doprowadzić do dzisiejszej demonstracji. Skutek tej strategii okazał się bardzo
korzystny.
Po jednej stronie zasiadali członkowie rodziny MacLeanów i ich edynburscy sojusznicy. Po drugiej
stronie usadowili się przybysze z Tayside, wśród których znajdowali się lordowie znani Eden z
wizyty u Hendersonów oraz grupa niezwykle przystojnych młodzieńców i młodych dam,
otaczajÄ…cych siwiejÄ…cÄ… starszÄ… paniÄ….
- To Barclayowie - szeptem poinformował ją Terrance. Były to dwa wrogie obozy.
Poniżej galerii znajdowała się sala rozpraw. Ram i Haskell, otoczeni przez ubranych w czarne togi
prawników w białych perukach, zajęli miejsca przy długim stole. Naprzeciwko nich siedzieli Angus
i lan Barclayowie, także w asyście adwokatów. Eden spostrzegła, że ilekroć oczy sędziego spoczęły
na Haskellu, pojawiał się w nich pełen wrogości błysk, a jej teść kurczył się wtedy na krześle
niczym mały nieznośny chłopczyk.
Tego ranka lan Barclay często spoglądał na Eden, i zawsze z rozbawieniem.
Wciąż wygłaszano mowy pełne terminów prawnych i Eden miała wrażenie, że obydwie strony
cytują te same słowa, nadając im inną interpretację.
Raz zdarzyła się chwila napięcia, gdy prawnicy z przeciwnych obozów przerywali sobie nawzajem,
zrywajÄ…c siÄ™ z Å‚aw i wrzesz¬czÄ…c na siebie. Haskell, który nigdy nie bywaÅ‚ powÅ›ciÄ…gliwy, doÅ‚Ä…czyÅ‚
się do awantury, grożąc, że spuści lanie Angusowi oraz przewodniczącemu jego doradców. Ram
musiał powstrzymać ojca i przy pomocy Jamesa wyprowadzić go na zewnątrz, gdy stary Lawrence
Bruce udzielił mu nagany i nakazał opuścić salę rozpraw.
Tego wieczoru, przy kolacji, Haskell upił się i zachowywał jak szaleniec. Zerwał się od stołu i
wypadł z pensjonatu. Ram zerknął na Eden.
- Może zrobić jakieś głupstwo, ale przynajmniej nie zbroi nic w sądzie - powiedział z uśmiechem.
Eden zmarszczyła czoło, zdziwiona dobrym humorem męża.
- Nie rozumiem, jak możesz żartować na ten temat. Narobił nam takiego wstydu.
- W pewnych sprawach zawsze można liczyć na starego Haskella - pogodnie odparł Ram. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates