[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Posłuchaj, Cecil, jeślibyś znał informacje, które mogłyby uratować niewinną osobę, czy nie ujawniłbyś ich? -Jasne, że tak. - Więc w czym problem? - Sztuczki, Charley. Na mieście mówią, że zawsze coś wyciągniesz z rękawa. Nie będę siadał gołym tyłkiem na szlifierce z powodu jakiegoś prawnika, które chce pokazać fiku-miku. - Nie wytnę ci żadnego numeru, Cecil. Obiecuję. Uśmiechnął się tak niewinnie i ufnie, że prawie poczułem wyrzuty sumienia, iż go oszukuję. - No to co z tym Howardem Wordleyem? - dopytywałem się. - Stary Howard nie był złym gościem. Mieszkam tutaj od trzydziestu lat, więc wiem co nieco. - Cecil uśmiechnął się. - Dawnymi laty, ale to naprawdę i\/m\.m 3iv1idi\i i szmat czasu temu, nigdy nie potrafił utrzymać tej cholernej rzeczy w portkach. Nie było takiej damy w mieście, mężatki czy panny, do której Howard by się nie dobierał. - Zciągnął czapkę z głowy i podrapał się po tym, co mu zostało z rudosiwych włosów. - Myślałem, że kiedyś wreszcie się ustatkuje. To przychodzi z wiekiem, prawda? Ale Howardowi najwyrazniej nie wychłó-dło". Zawsze próbował. - Ponownie włożył czapkę. - No i pewnie spróbował o jeden raz za dużo, tak przynajmniej mi się wydaje. - Tak to chyba wyglądało. A co powiesz o pani Wordley? Znasz ją? Skinął głową. - Naprawdę miła kobitka. - Wiedziała coś o małym hobby Howarda? - Musiała wiedzieć, jak sądzę. Mieszkają razem, to znaczy mieszkali. Ale nigdy razem nie wychodzili. Ona należy do tego frymuśnego klubu tutaj, w Brzoskwiniowej Zatoce. On też należał, lecz przypuszczalnie zawarli coś w rodzaju umowy, że to jest jej klub, i on tam nigdy nie przychodził, chyba że go zaprosiła. Cecil westchnął. - Kiedy się jest gliniarzem, widzi się tyle dziwnych małżeństw. Mieszkają w tym samym domu, ale każde chodzi swoją drogą. Wielu jest takich ludzi, i bogatych, i biednych. Zobaczyłem, że rozbłysło mu oko rasowego plotkarza. - Ona jest z domu Weaver, wiedziałeś? - Kim są Weaverowie? - To jedna z rodzin, które założyły nasze miasto. Do jej ojca, starego pana Wearvera, należała połowa hrabstwa. Rozumiem, że większość z tego zostawił córce. Dzięki temu Howard zdobył pieniądze, żeby rozkręcić ten interes z samochodami. Słyszałem, że tak naprawdę to ona jest właścicielką, a on tylko go firmował. - Bogata kobieta i na dodatek samodzielna finansowo. Zastanawiam się, czemu po prostu nie zostawiła Howarda albo nie przykrócita mu złotych cugli? - Kobiety są dziwne. Myślę, że ona go kochała. Oczywiście nie wiem na pewno, nie obracaliśmy się przecież w tych samych kręgach. Słyszało się jednak to i owo. -Jak przyjęła jego śmierć? Czy o tym też słyszałeś? -Jasne. Ale nie ma tu dużo do opowiadania. Podobno zniosła to dobrze. Jest bardzo smutna i bardzo spokojna, zachowuje się jak prawdziwa dama. Sama wszystko załatwia. Howarda czeka pochówek pierwsza klasa. IM - Cecil, czy Wordley miał kiedykolwiek kłopoty z policją? - Chodzi ci o kłótnie rodzinne, podbite oczy, wrzaski i takie tam sprawy? - Powinieneś być detektywem. Zastanawiał się przez chwilę, a potem potrząsnął głową. - Gdyby coś takiego było, z pewnością bym wiedział. Zapamiętałbym coś takiego. Odprowadził mnie do samochodu. - Czy będziesz widział Becky? - zapytał. Skinąłem głową. - Powiedz jej cześć od Cecila. Widziałem się z Becky. Wydawała się jeszcze bardziej przygnębiona niż poprzednim razem. Zastanawiałem się, czy nie zechce popełnić samobójstwa, ale ludzie szeryfa, którym podlegało więzienie, byli dwa kroki przede mną. Wyznaczono już osobę do pilnowania Becky. Przy okazji wpadłem do biura prokuratora, żeby się zobaczyć ze Sta-siem Oleskyym. Miał maleńki pokoik zawalony zakurzonymi książkami i stertami pożółkłych raportów. Opróżnił krzesło stojące najbliżej biurka i zwrócił na mnie swoje polskie oczy. - Aha! Oglądałem zdjęcia - oznajmił. - Te pokazujące prace ręczne Wordleya na szyi Becky Harris. - W kolorze? Skinął głową. - Przynajmniej raz nie przesadziłeś. - Nigdy nie przesadzam. Tylko się uśmiechnął. - Odkryliśmy pochodzenie pistoletu. -I ? - Gwizdnięty podczas włamania. Twoja mała dama była w posiadaniu czegoś, co aż pali się w rękach. - Gówno prawda. Potrząsnął głową. - Niestety. Wszystko się zgadza. Należał do pewnej kobiety w Cleveland. Napadnięto na jej dom jakieś dziesięć lat temu. Opis się zgadza, numer też. -To i tak już nie ma znaczenia. Ktoś dał jej ten pistolet. - Ale trefny. Znasz przysięgłych. Boże, jak oni nienawidzą tych trefnych pistoletów. i\rvi\/a jiyiiciw^i 101 - Więc? -Jestem pod wrażeniem szkód, jakie stary Howard wyrządził twojej damie. Ona jednak załatwiła go ukradzionym pistoletem. Może moglibyśmy się dogadać. -Jak? - To tylko moje myśli, a nie żadna propozycja, pamiętaj. Teraz muszę uzgadniać wszystko z tym nowym dupkiem. Wprowadził takie zasady. Ale gwoli rozważenia: jak ci się podoba morderstwo drugiego stopnia? -Jaki rekomendowany czas? - Bez rekomendacji. To zostawimy sędziemu. Dziesięć do jednego, że daruje jej życie. Kobieta
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|