Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieliśmy wiele do nadrobienia. Potem wróciłem do swojego gabinetu.
- Telefonowano z pałacu Buckingham - poinformowała mnie sekretarka. - Z prośbą, żeby pan
prezydent oddzwonił.
- To zapewne była księżna Cardiff. Spróbuje mnie pani z nią połączyć?
Po kilku minutach oczekiwania usłyszałem dzwonek telefonu i głos brytyjskiego telefonisty.
- Pan prezydent? Aączę z księżną Cardiff.
Coś stuknęło i rozległ się głos Patricii.
- Henri? Mówi Patricia. Nie mogłam ci powiedzieć do widzenia, bo wyjechałam za wcześnie.
- Zauważyłem.
Chociaż starałem się zachować obojętność, nie mogłem ukryć rosnącej irytacji.
- Musiałam być w Londynie wczesnym popołudniem. Mam jeszcze dużo pracy przed wylotem
do Afryki.
- Poleciłaś intendentowi, żeby mi to przekazał. Wolałbym, żebyś mnie uprzedziła.
Głos Patricii przybrał ostrzejszy ton.
- Też wyszedłeś dziś rano bez uprzedzenia. Mężczyznom się wydaje, że tylko oni mają prawo
odchodzić. Chciałam ci udowodnić, że tak nie jest. Ale nie mówmy już o odchodzeniu. Podam ci
bezpośredni numer do mnie. Możesz zapisać? Tak będzie wygodniej, niż łączyć się przez centralę
pałacu Buckingham. Podaj mi też swój numer.
Zapisałem: dwie czwórki i pozostałe cyfry.
- Możesz próbować do mnie dzwonić, kiedy będę w Afryce. Chciałabym wiedzieć, co u ciebie
słychać, i to nie tylko z gazet, które we wschodniej Afryce raczej nie będą się o tobie rozpisywać -
dodała przekornie. - Nie będzie łatwo się ze mną skontaktować, bo przez cały czas będę zajęta, ale
próbuj.
- BÄ™dÄ™ próbowaÅ‚ i chciaÅ‚bym siÄ™ z tobÄ… spotkać po twoim powrocie. À propos, coÅ› ci powiem,
zanim zapomnÄ™.
- Mów.
- Kocham ciÄ™, Patricio.
Zniżyłem głos, łudząc się, że moje słowa nie dotrą do niedyskretnych uszu.
- Pamięć cię zawodzi, Henri. Nie zapominaj o tym. Wzięła głębszy oddech.
- Podoba mi się, że mnie kochasz - dodała i odłożyła słuchawkę.
R
L
T
VIII
TORNADO
Nie zauważyłam nadchodzącego tornada. Zaskoczyło mnie w moim gabinecie, mniej więcej za
kwadrans dziesiąta. Wysiadłam na stacji metra Miromesnil, położonej najbliżej Pałacu Elizejskiego, i
pieszo dotarłam punktualnie do pracy. Jak zwykle najpierw rzuciłam okiem na tytuły paryskiej prasy.
Tamtego czwartku, 23 pazdziernika, nie zauważyłam żadnych rewelacji. Przed przystąpieniem do
dokładnej lektury ułożyłam gazety z poprzedniego dnia, żeby pózniej wyciąć z nich artykuły do dossier
prasowych.
Usłyszałam, że u mojej sekretarki dzwoni telefon. Urzędowała w gabinecie przylegającym do
mojego. Nawet przez połączenie obu nie uzyskałoby się jednego porządnego pokoju. Szczerze mówiąc,
uważałam, że dział prasowy powinien zajmować lepsze lokale w Pałacu Elizejskim, ale prezydent był z
pozoru surowym człowiekiem, nie przejmował się takimi detalami.
- Dzwoni pani Delattre z Londynu. Chciałaby rozmawiać z panią.
Anne-Sophie Delattre była odpowiedzialna za kontakty z prasą w ambasadzie francuskiej w
Wielkiej Brytanii. Pracowała w Pałacu Elizejskim za czasów poprzedniego prezydenta.
Utrzymywałyśmy dobre stosunki. Mówiła mi per  ty".
- Anne? Czytałaś poranne dzienniki? - zapytała zdyszanym głosem.
- Przerzuciłam je po przyjściu do pracy. Nie zauważyłam niczego szczególnego.
- Tutaj rozpętała się burza. Pewnie nie czytałaś jeszcze gazet angielskich. Atakują prezydenta
Lambertye i księżnę Cardiff. Znasz prasę brytyjską, jak zwykle przesadza. Zaraz ci przetłumaczę tytuł
artykułu z pierwszej strony  Morning Telegraph":  Księżna Cardiff spędziła noc w zamku prezydenta
Francji".
- Sama mogę sobie przetłumaczyć! Ale to prawda. W Rambouillet, w ostatni weekend, odbyło
się polowanie, przyjechała również księżna Cardiff.
- Gazety nie szczędzą szczegółów. Są świetnie poinformowane. Myśliwi opuścili zamek około
szóstej po południu, ale księżna została. Zjadła kolację sam na sam z prezydentem. Wyjechała dopiero
nazajutrz rano.
- Nic nie wiem. Nie było mnie tam.
- Osaczają mnie pytaniami. Oczekują potwierdzenia lub zaprzeczenia. Nie wiem, co robić. Pa-
łac Buckingham milczy, a księżna Cardiff poleciała do Afryki.
- Dowiem się od prezydenta, co chciałby, żebym przekazała, i oddzwonię.
- Jak najszybciej!
R
L
T
Spytałam, kiedy prezydent mógłby mnie przyjąć. Jego sekretarka odpowiedziała, że za pół go-
dziny, jeżeli sprawa jest pilna.
Zaczęłam przeglądać pierwsze wydania wieczornych gazet. %7ładnej wzmianki o Rambouillet.
Chociaż... Owszem! Na pierwszej stronie  France Soir" tytuł:  Burza w Londynie", a poniżej tekst
artykułu z  Daily Telegraph". W tej samej chwili zadzwonił telefon w moim sekretariacie.
- Korespondent AFP - zaanonsowała sekretarka.
- Proszę przekazać, że jestem zajęta i że oddzwonię, jak tylko będę mogła.
Wyszłam na korytarz, a stamtąd udałam się schodami na pierwsze piętro, w kierunku gabinetu
prezydenta. Jego sekretarka kazała mi czekać, bo spotkanie z przewodniczącym Zgromadzenia
Narodowego przedłużało się. Kiedy drzwi się otworzyły i gość się oddalił, weszłam do gabinetu.
Prezydent stał za progiem.
- Proszę. Chciała się pani widzieć ze mną. O co chodzi?
- Prasa londyńska szaleje z powodu wizyty księżnej Cardiff w Rambouillet. Aż się roi od
niedomówień, które znajdą się również w naszych gazetach wieczornych.
Prezydent miał taką minę, jakby to, co powiedziałam, było mu obojętne, jakby prawie wcale go
nie interesowało.
- O jakie niedomówienia chodzi? - zapytał.
- Odprawił pan innych gości i został z nią na noc.
- To prawda poza jednym wyjątkiem. Zaprosiłem gości na polowanie. Kiedy się skończyło,
myśliwi odjechali. Księżna wracała do Londynu specjalnym samolotem, który miał po nią przylecieć w
niedzielÄ™ rano, na lotnisko do Villacoublay.
- Co odpowiedzieć dziennikarzom?
- To, co powiedziałem. Może pani dodać, że dziękuję księżnej za wizytę i że będę zachwycony,
jeżeli spotkam się z nią ponownie, kiedy znów odwiedzi Francję.
- Nie za dużo, panie prezydencie?
Sprawiał wrażenie, że wie, co mówi, i uśmiechnął się, mrużąc oczy.
- Za dużo, jeżeli podchodzi się do sprawy tak, jak robią to dziennikarze, którzy zawsze muszą
węszyć. Ale nie za dużo, jeśli komentuje się zwykłe zaproszenie.
Zdecydowałam się zaryzykować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates