[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siebie, zobaczył sztuczne ognie, którymi witano narodziny nowego królewicza. Przez całą noc pędził na południe, trzymając się bocznych dróg i wąskich ścieżek leśnych tak długo, jak długo okolice były mu znajome; potem jechał już główną drogą. Rumak był równie podniecony jak jego pan tą niezwykłą nocną jazdą, a Kaspian, choć oczy miał pełne łez, gdy żegnał się z Doktorem Korneliusem, teraz czuł się dzielnie i był nawet w pewien sposób szczęśliwy jako król Kaspian pędzący na koniu w poszukiwaniu przygód, z mieczem u lewego boku i zaczarowanym rogiem królowej Zuzanny u prawego. O świcie przeleciał drobny deszczyk i królewicz, rozejrzawszy się dookoła siebie, zobaczył tylko nie znane sobie zupełnie lasy, dzikie wrzosowiska i błękitne szczyty gór. Pomyślał, że świat jest wielki i obcy. Poczuł się w nim mały i zagubiony. Kiedy zrobiło się już zupełnie jasno, zjechał z głównego traktu i znalazł zaciszną, porośniętą miękką trawą polankę. Rozsiodłał Rumaka i puścił go wolno, a sam zjadł kawałek zimnego kurczaka i popił winem. Wkrótce zmorzył go sen. Obudził się dopiero póznym popołudniem. Przełknął kilka kęsów chleba z mięsem i ruszył w dalszą wędrówkę. Jechał znowu bocznymi drogami, kierując się wciąż na południe. Znajdował się już wśród wzgórz i raz po raz przychodziło mu wspinać się na zbocza, to zjeżdżać w dół, wciąż jednak wyżej i wyżej. Z każdego kolejnego wzniesienia widział coraz wyrazniej szczyty gór. Pod wieczór dojechał już do ich niższych partii. Wiatr był coraz silniejszy, aż nagle spadły z nieba strumienie deszczu. Rumak wlókł się niechętnie, zanosiło się na burzę. Mroczny sosnowy las, przez który jechał, wydawał się nie mieć końca. Przypomniały mu się wszystkie opowieści o nieprzyjaznych wobec ludzi drzewach. Zdał sobie sprawę z tego, że jest przecież Telmarem, jednym z rasy, która wycinała drzewa wszędzie, gdzie prowadziła walkę z pierwotnymi mieszkańcami Narnii, a chociaż on sam różnił się od swoich ziomków, trudno byłoby oczekiwać, że drzewa o tym wiedzą. I nie wiedziały. Wichura przeszła w prawdziwą burzę, las napełnił się hukiem i trzaskiem. Nagle, z przerazliwym hałasem, olbrzymie drzewo upadło na drogę tuż za nim. Spokojnie, Rumaku, spokojnie , przemówił Kaspian do swego konia, głaszcząc go po szyi ale sam drżał ze strachu wiedząc, że był bliski śmierci. Zajaśniała błyskawica, a potem rozległ się ogłuszający grzmot, jakby niebo pękło na dwie części tuż nad jego głową. Rumak skoczył do przodu i Kaspian, choć był dobrym jezdzcem, nie potrafił go powstrzymać. Starał się tylko utrzymać w siodle, świadom, że podczas szalonej galopady, która teraz się zaczęła, jego życie wisi na włosku. Drzewa migały mu przed oczami, raz po raz ocierał się o nie w wielkim pędzie. I nagle a stało się to tak szybko i niespodziewanie, że nawet nie pomyślał o bólu i ranie (w rzeczywistości jednak naprawdę został zraniony) coś uderzyło go w czoło. Stracił przytomność. Kiedy się ocknął, stwierdził, że leży w kręgu światła rzucanego przez ognisko, cały potłuczony i posiniaczony, a głowa pęka mu z bólu. Tuż obok siebie usłyszał przyciszone głosy. A teraz mówił jeden zanim się przebudzi, trzeba postanowić, co z nim zrobimy. Trzeba go zabić odezwał się drugi głos. Nie możemy darować mu życia. Mógłby nas wydać. Trzeba go było od razu zabić albo zostawić przemówił trzeci głos. Nie możemy go zabić teraz, kiedy już go stamtąd zabraliśmy i opatrzyliśmy. To tak jakby zabić gościa. Szlachetni panowie odezwał się Kaspian słali m głosem cokolwiek zrobicie ze mną, miejcie litość dla mojego biednego konia. Twój koń uciekł na długo przedtem, zanim cię znalezliśmy odpowiedział pierwszy głos, wyjątkowo ochrypły i prostacki. 19 Nie możemy pozwolić, aby nas omamił słodkimi słówkami powiedział drugi głos. Powtarzam... Na rogi i rosomaki! zawołał trzeci głos. Przecież nie możemy go zabić! Wstydz się, Nikabriku. Jak myślisz, Truflogonie, co z nim zrobić? Przede wszystkim damy mu pić odpowiedział pierwszy głos, należący jak można było przypuszczać do Truflogona. Kaspian zobaczył ciemną postać zbliżającą się do niego, a potem poczuł ramię wsuwające mu się pod
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|