Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aby nie żyła przeszłością, ale to było co innego. Tom
McCaffrey nie miał chorej córki, której życie wisiało na
włosku.
Po raz pierwszy, odkąd zaczęły się jego kłopoty, czyli
odkąd zadzwoniła do niego Monica Malone, prosząc, aby
wpadÅ‚ do niej wieczorem, bo koniecznie chce z nim omó­
wić pewnÄ… ważnÄ… sprawÄ™, Jake usÅ‚yszaÅ‚ dobrÄ… wiado­
mość.
WedÅ‚ug Aarona Silbermana, który odwiedziÅ‚ go w are­
szcie, w należącym do aktorki wielkim na pięć samo­
chodów garażu policja znalazÅ‚a odciski butów do biega­
nia o bardzo charakterystycznej podeszwie. Takie same
odciski znaleziono na grzÄ…dce z kwiatami pod oknem.
- Czy ma pan lub kiedykolwiek miaÅ‚ reeboki? - spy­
tał adwokat.
Jake pokręcił przecząco głową.
- Nie. Od dwudziestu lat jestem wierny nike'om.
- A tamtego wieczoru co pan miał na nogach?
Jake zamyślił się.
- Chyba skórzane mokasyny - odparł wreszcie.
Adwokat poinformował go z nieskrywaną satysfakcją,
że ślady mokasynów znaleziono na rogu, w miejscu,
gdzie Jake twierdziÅ‚, że zaparkowaÅ‚ swój samochód. Na­
tomiast odciski pozostawione w garażu nie pasują do
żadnych butów, jakie Jake ma w domu. Nie pasują rów-
192 SUZANNE CAREY
nież do żadnych butów będących w posiadaniu Brandona
lub kogokolwiek ze służby pani Malone.
Kiedy Jake westchnÄ…Å‚ niezadowolony, adwokat wy­
jaśnił pośpiesznie, dlaczego to takie ważne.
- Brandon Malone na pewno ma świadków, którzy
potwierdzą, że w noc zabójstwa był z nimi w Kalifornii.
A skoro w domu ofiary, na jej trawniku i w garażu są
czyjeś ślady, to tylko potwierdza naszą tezę, że morderca
czekaÅ‚, aż pan wyjdzie, aby wÅ›liznąć siÄ™ do Å›rodka i po­
zbawić panią Malone życia.
Jake'owi zakręciło się w głowie. Czyżby zanosiło się
na to, że zostanie oczyszczony z zarzutów?
- Niewykluczone - ciągnął adwokat - że było dwóch
morderców. Znaleziono również mniejszy odcisk, przy­
puszczalnie damskiej stopy. Też nie wiadomo, do kogo
należy.
Po raz pierwszy od dawna Jake słuchał z uwagą i nie
narzekał na swój los. Na końcu długiego ciemnego tunelu
wreszcie widział światełko.
- Skąd pan to wszystko wie? - spytał zaintrygowany.
Aaron Silberman wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Takie jest prawo - wyjaÅ›niÅ‚. - Prokurator ma obo­
wiązek poinformować obronę, jakie dowody zamierza
przedstawić podczas procesu. My oczywiście też musimy
powiadomić prokuraturę, jeśli wcześniej sami odkryjemy,
kto zabił Monicę Malone.
- Miło by było, gdybyśmy to odkryli - powiedział
Jake, odwzajemniajÄ…c uÅ›miech. - Warunki życia w aresz­
cie pozostawiają wiele do życzenia.
Już się żegnali, kiedy adwokat jeszcze sobie coś przy-
DAR %7Å‚YCIA 193
pomniał. Otóż prosił Gabriela Devereax, aby jeszcze raz
porozmawiał z sąsiadami Moniki Malone; może któryś
z nich widział jakąś obcą osobę kręcącą się po okolicy
w wieczór morderstwa.
- Musi być ktoś taki, poza tą starą wariatką z psem,
która upiera siÄ™, że widziaÅ‚a paÅ„skÄ… siostrÄ™. Zeznania wia­
rygodnego świadka bardzo by nam pomogły.
Po nocy spędzonej na kanapie, w niewygodnej, pół-
siedzącej pozycji, z głową wspartą na ramieniu Stephena,
Jess obudziła się i natychmiast zaczęła przemierzać salon.
%7łałowała, że Stephen musi jechać do szpitala skoro świt.
Nie wiedziała, jak bez niego wytrzyma. Już i tak nerwy
miała napięte do ostatecznych granic.
PocieszaÅ‚a siÄ™ myÅ›lÄ…, że może Lindsay wkrótce za­
dzwoni. I w tym momencie zabrzęczał telefon.
Jess chwyciła słuchawkę.
- Halo?
- Jess, tu Lindsay - oznajmił głos na drugim końcu
linii. - Cieszę się, bo mogę cię powiadomić, że robimy
przeszczep. Chelsea nie miaÅ‚a żadnych wÄ…tpliwoÅ›ci. Na­
wet chciałam zadzwonić do ciebie wczoraj, ale uznałam:
niech się z tym prześpi.
Jessica poczuła się lekka jak motyl. Jakby unosiła się
w powietrzu. Annie bÄ™dzie zdrowa, Annie bÄ™dzie zdro­
wa! - wołała w myślach. Tego, że przeszczepy szpiku
czasem kończą się śmiercią, na razie zupełnie nie brała
pod uwagÄ™.
- Lin, najdroższa! Nie wiem, jak ci dziÄ™kować. - Za­
milkła, świadoma, że język jest zbyt ubogi, by mogła
194 SUZANNE CAREY
wyrazić nim swojÄ… wdziÄ™czność. - DziÄ™ki tobie, Fran­
kowi i Chelsea... - Głos się jej załamał. - Dzięki wam
Annie będzie żyła.
- SÅ‚uchaj, Jess, wiem, że przeszczep warto przeprowa­
dzić jak najszybciej, póki Annie dobrze siÄ™ czuje po che­
mioterapii. Ale jeśli się zgodzisz, Frank i ja wolelibyśmy
poczekać do urodzin Chelsea. W przyszłym tygodniu...
- Jeśli się zgodzę? Nie żartuj, Lin! Oczywiście, że się
zgodzę. Boże, mam tak wielką ochotę, żeby cię uściskać!
Lindsay wybuchnęła śmiechem.
- Możesz to zrobić dziÅ› wieczorem. Frank musi zo­
stać dłużej w pracy, ale ja kończę wcześnie. Umówiłyśmy
się z Rebeką na kolację, żeby wspólnie zastanowić się,
jak pomóc Jake'owi. Skoro należysz do rodziny, przyłącz
się do nas. Pani Larsen zajmie się dziećmi.
Rebeka zarezerwowaÅ‚a stolik u Lorda Fletchera, po­
łożonej nad jeziorem Minnetonka restauracji urządzonej
w stylu starej angielskiej gospody. SiedzÄ…c przy stoliku,
z którego rozciągał się malowniczy widok na wodę, Jess
czuła się naprawdę szczęśliwa. Nawet nie przeszkadzało
jej, że w jadłospisie figurują same steki, kurczaki i owoce
morza. No, no, pomyślała, coraz bardziej upodobniam
się do moich amerykańskich przyjaciół.
Jedyną przykrą chwilę przeżyła w południe, kiedy
Stephen zadzwonił do niej ze szpitala. Chociaż cieszył
się z decyzji Toddów, zaczął jej tłumaczyć, że jeszcze
wiele może się zdarzyć. Jakby nie rozumiał jej radości.
Albo jakby wolał, by się nie cieszyła, dopóki nie będzie
po wszystkim.
Rebeka podniosła kieliszek.
DAR %7Å‚YCIA 195
- Za Annie. Oby jak najszybciej wróciła do zdrowia.
I za Chelsea, która nie zawahała się pomóc przyjaciółce.
- Uśmiechając się do obu kobiet, ciągnęła: - I za Jake'a,
naszego brata, a Jessiki wuja. Oby udaÅ‚o nam siÄ™ wyba­
wić go z opresji.
Niestety, mimo że wszystkie trzy wytężały umysły,
nic sensownego nie wymyśliły. Już prawie gotowe były
się poddać, kiedy nagle Rebeka podskoczyła na krześle.
- Już wiem! - zawoÅ‚aÅ‚a. - UrzÄ…dzmy seans spiryty­
styczny! Znam kobietÄ™, która podobno jest Å›wietnym me­
dium. Nazywa siÄ™ Irina Ivanova i mieszka w St. Paul.
Niedawno, kiedy przeprowadzałam z nią wywiad do
książki, powiedziaÅ‚a, że może mi pokazać, jak to siÄ™ od­
bywa. Co wy na to? Gdybyśmy zdołały skontaktować
się z mamą, spytać ją o radę...
Lindsay, osoba pragmatyczna i twardo stÄ…pajÄ…ca po
ziemi, wyśmiała ten pomysł. Ale jej siostra była uparta.
- Co ci szkodzi, Lin? Może być zabawnie, nawet jak
nic z tego nie wyjdzie. Jess, ty oczywiÅ›cie też jesteÅ› za­
proszona. Najlepiej urzÄ…dzić seans w domu naszych ro­
dziców. Jake'owi, skoro przebywa gdzie indziej, nie po­
winno to w niczym przeszkadzać. Pogadam ze Ster-
lingiem... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates