|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Doprawdy nie mam słów na zachowanie mojej córki rzuciła Enid zbolałym głosem, patrząc za wysoką, elegancką Chiris. Jak mamy się porozumieć, skoro ciągle próbuje mnie sprowokować? A przecie\ mimo wszystko bardzo ją kochamy podsunął spokojnie Miteli, przyglądając się ślicznemu, wysokiemu storczykowi o karmazynowo- fioletowych płatkach. Wunnamurra ma własną, równie piękną orchideę, pomyślał. Nazywa się Christine. Byli ju\ od dwudziestu minut w powietrzu, gdy Mitch odebrał wiadomość, \e w buszu jakiś samochód wypadł z drogi. Wypadek miał miejsce około czterdziestu kilometrów na północny wschód od Wunnamurry. Czy mógłby sprawdzić, co się wydarzyło? pytano go przez radio. Jeśli są ranni, nale\y przekazać informację do słu\by Latających Doktorów lub zabrać pasa\erów do Koomera Crossing, gdzie będzie ju\ czekać na pacjentów karetka z tamtejszego szpitala. Nie sposób się nudzić skomentował Mitch, rzucając okiem na Christine. Zejdę teraz ni\ej. Miej oczy szeroko otwarte. Na szczęście mamy w tej chwili dobry wiatr odezwał się Mitch po chwili, patrząc uwa\nie w dół na czerwony pustynny krajobraz. Chcesz tu lądować Christine równie\ spojrzała na rozległą równinę. W oddali widać było wirujące tumany unoszonej wiatrem ziemi. W dr\ącym od upału powietrzu ukazywały się złudne obrazy chłodnych, błękitnych rozlewisk, które omamiły ju\ niejednego wędrowca. Puste tereny zwodniczej krainy marzeń nie były odpowiednim miejscem do przerwy w podró\y. Zobaczymy. Na razie spróbuję zatoczyć koło mruknął Mitch. Droga jest chyba dość szeroka, a ten prosty odcinek wydaje się wystarczająco długi. Ale nie sposób ocenić, czy są jakieś nierówności zauwa\yła tonem zdradzającym zdenerwowanie i gwałtownie zamrugała. Zostaw to mnie, Chrissy rzucił sucho. Moim zdaniem ryzyko jest niewielkie. A ja nie jestem najgorszym pilotem. Co za niespotykana skromność pomyślała. Wiedziała jednak, \e mo\e ufać jego umiejętnościom. Podczas podró\y przez busz obowiązuje zasada, \eby nie oddalać się od swojego środka lokomocji. Okrą\ali właśnie miejsce wypadku, aby dać znać pasa\erom auta, \e to do nich lecą, gdy nagle ze skąpego cienia, jaki dawał karłowaty suchy krzaczek, wyłoniła się jakaś kobieta. Po jej ruchach łatwo mo\na było poznać, jak bardzo jest przera\ona. Uniosła ramiona nad głowę, sygnalizując, \e ich widzi, po czym podbiegła do samochodu, pokazując gestami, \e kierowca został uwięziony w środku. Nie wygląda to dobrze mruknął Mitch pod nosem. Schodzę. Trzymaj się mocno, bo mo\e trochę trząść. Polisa na \ycie wykupiona? To nie jest śmieszne, Mitch. Có\ to? Wyje\d\ając z buszu, straciłaś poczucie hu moru? Te\ nie będzie ci wesoło, jeśli trafisz na jakieś wyboje odpaliła. No to się módl poradził. Lecieli teraz dokładnie nad drogą, wytracając prędkość. Christie za wszelką cenę starała się opanować ogarniającą ją panikę. Nie była wcale pewna, czy mają odpowiednie warunki do lądowania. Na horyzoncie wcią\ widoczne były wirujące tumany. Rozpuściłaś się, moja droga przygadała sobie w duchu. Za wygodnie ci się podró\owało w klasie biznesowej. Mitch wylądował rzeczywiście w imponującym stylu. Bez \adnych wstrząsów posadził swojego Barona na rozgrzanej, pokrytej pyłem szosie. Dopiero gdy wysiedli, zobaczyła, \e od kół do skraju drogi brakuje zaledwie pół metra. Nie miałam pojęcia, \e jesteś taki dobry pochwaliła go \artobliwie. Zachowaj komplementy na inną okazję uciął krótko. Najpierw sprawdzmy, jak wygląda sytuacja. Uczucie paniki wróciło, ledwo zdą\yli się poruszyć. Nagle spośród wysokiej trawy wychynęło stado rudych kangurów. Przebudzone zwierzęta skakały we, wszystkich kierunkach na muskularnych tylnych nogach. Kiedyś, gdy z Kyallem ścigali na motocyklach dzikie konie, wyliczyli, \e du\y samiec kangura mo\e osiągnąć prędkość sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. To stado spłoszył prawdopodobnie ryk silników, a teraz zaciekawione zwierzaki postanowiły sprawdzić, kto zło\ył niespodziewaną wizytę na ich terytorium. Niech pani biegnie za samochód krzyknął Mitch do kobiety. Co za cholerne głupole! Diabli wiedzą, jakie mają zamiary. Mało brakowało, by Christie się roześmiała. Jednak sytuacja była dość powa\na. Niewiele myśląc, pochyliła głowę i ruszyła za Mitchem na pobocze. Tylko dobrze celuj! warknął, podnosząc garść du\ych kamyków. Uwa\aj, \ebyś sam trafiał odpaliła. Od dziecka ćwiczyli celność i nie zdarzało się im pudłować. Mimo \e świszczące w powietrzu kamienie raz po raz trafiały w skaczące dokoła cele, kangury pokazały, \e wcale nie są takie nierozgarnięte. Trzymały się teraz poza zasięgiem ludzi. Mogą uszkodzić samolot, myślała przera\ona Christine, widząc kilka dorosłych samców. Na oko miały po sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, a największy z nich, najwyrazniej przewodnik stada, z pewnością przekraczał dwa metry. Mogły ich otoczyć i uniemo\liwić start. Na domiar złego starsza kobieta postanowiła przyłączyć się do walki i wrzeszcząc wniebogłosy, równie\ rzuciła kilka kamieni. Niestety, zle obrała cel. A niech to diabli zaklął Mitch. Zmykam stąd, zanim ta staruszka mnie ukamienuje. Trzymaj stra\, a ja idę po broń. Wyciągnięcie strzelby me zajęło mu wiele czasu. Chwilę pózniej kilka strzałów oddanych w powietrze wywołało po płoch w stadzie. Było na co popatrzeć, gdy kangury w pod skokach rzuciły się do ucieczki za swoim przywódcą. Bogu dzięki! westchnął Mitch, drapiąc się w policzek. Nie zdziwię się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|