Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go dystansu i zrobienia z siebie głupca. Tego ryzyka Zach nie zamierzał po raz drugi po-
dejmować. Tak długo, jak długo nie pozwoli miłości zająć miejsca na scenie, nie tylko
będzie w stanie zadbać o bezpieczeństwo dzieci, lecz także nie będzie się musiał martwić
o utratę dumy lub serca.
Kontent, że wszystko zmierza ku dobremu, powoli zaczął odpływać w ramiona
Morfeusza. Choć nie mógł obdarzyć Arielle miłością, na jakiej jej zależało, ich małżeń-
stwo będzie zacne, oparte na wzajemnym szacunku i szczerej przyjaźni. A gdyby ktoś go
pytał o zdanie, powinno to z powodzeniem wystarczyć, by uczynić ich oboje szczęśli-
wymi.
Arielle wzięła prysznic, po czym zadzwoniła do przedszkola, by uprzedzić, że nie
będzie jej do końca tygodnia. Odczekała, aż Zach wejdzie do łazienki i odkręci kran, i
znów sięgnęła po telefon. Uznała, że to jedyny moment, kiedy może się skontaktować ze
swoją niedawno odnalezioną babcią bez ryzyka, że Zach podsłucha jej rozmowę. Rozsia-
dła się wygodnie na kanapie i wybrała numer siedziby korporacji Emerald w Wichita.
Sporo rozmyślała o niespodziewanym spotkaniu z Zachem, coraz bardziej wątpiąc
w jego przypadkowość. Nie była pewna, w jaki sposób, ale podejrzewała, że Emerald
Larson maczała w tym palce.
Nie byłaby zaskoczona, gdyby się dowiedziała, że Emerald odkryła, że Zach jest
ojcem jej dzieci. Arielle nie wiedziała, jak babci udało się to zrobić, kiedy jednak skon-
taktowała się z nią i jej braćmi, by im wyjawić, kim jest ich ojciec, napomknęła, że wie,
że Arielle jest w ciąży i usiłuje odszukać ojca swojego dziecka.
- Dzień dobry, biuro pani Larson. W czym mogę pomóc? - Asystent odebrał tele-
fon swoim zwykłym znudzonym tonem. W ciągu ostatnich kilku miesięcy wiele razy z
nim rozmawiała i nigdy nie okazał śladu ożywienia.
- Witaj, Luther, mówi Arielle. Chciałabym pomówić z Emerald. Czy mogę ją pro-
sić, czy lepiej zadzwonić innym razem?
- Ależ nie ma problemu, panno Garnier. Proszę zaczekać, przełączę tylko na pry-
watną linię babci.
Po chwili odezwała się Emerald.
- Arielle, skarbie, co za miła niespodzianka - zawołała szczerze ucieszona, że sły-
szy swą wnuczkę. - Czemu zawdzięczam przyjemność rozmowy z tobą?
- Witaj, Emerald. - Zważywszy, że dopiero niedawno Arielle dowiedziała się o ist-
nieniu tej kobiety, niezręcznie było nazywać ją babcią. Udało im się jednak nawiązać
serdeczną relację, Emerald zaś wielokrotnie podkreślała, że Arielle może z nią zawsze
porozmawiać. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Nie, moja droga. Przyznam, że zamierzałam do ciebie zadzwonić, żeby się do-
wiedzieć, jak sobie radzisz w roli dyrektorki Premier Academy. Czy przekazanie praw
własności przebiegło bez zakłóceń?
- O tak. To było łatwiejsze, niż przypuszczałam - przyznała Arielle ze śmiechem. -
Personel był sympatyczny i wielce pomocny.
- To świetnie. - Emerald urwała. - Jak się czujesz, skarbie? Mam nadzieję, że ciąża
przebiega jak najlepiej?
- To jeden z powodów, dla którego dzwonię. Wczoraj miałam badanie USG - poin-
formowała Arielle.
- Och, więc powiedz mi, będę miała prawnuczka czy prawnusię?
- Jeszcze za wcześnie na konkrety, ale co powiesz na perspektywę zostania prabab-
cią bliźniąt?
Zapadło zdumione milczenie, po czym Emerald znów przemówiła:
- Bliźnięta? Och, to cudownie! Czy mówiłaś już o tym swoim braciom? Jestem
pewna, że szaleją z radości.
- Dzwoniłam do nich wczoraj po powrocie z badania.
- I jak przyjęli tę wspaniałą wiadomość?
- Byli kompletnie zaszokowani - odrzekła Arielle, śmiejąc się serdecznie. Sytuacja,
w której jej wygadani braciszkowie zapomnieli nagle języka w gębie, była naprawdę za-
bawna. - Początkowo boczyli się trochę na mnie za to, że zwlekałam z poinformowaniem
ich o ciąży, ale szybko im przeszło, natomiast chcieli wiedzieć, kim jest ojciec i jak mogą
się z nim spotkać.
- Ho-ho, jestem pewna, że chętnie porozmawialiby sobie z tym młodym człowie-
kiem. Co im powiedziałaś, skarbie?
- Nie musiałam im niczego mówić - odparła Arielle, wzdychając. - Popełniłam błąd
i zadzwoniłam w obecności Zacha. Natychmiast przyznał się do ojcostwa. Oznajmił po-
nadto, że za tydzień bierzemy ślub.
- Zamierzasz wyjść za mąż za Zachary'ego Forsythe'a, tego magnata hotelowego?
- Nie, nie zamierzam.
- Rozumiem. - Emerald urwała, jakby zdała sobie nagle sprawę, że wyjawiła zbyt
wiele. - Jak udało ci się go odnaleźć, kochanie?
- Ty mi powiedz - oznajmiła stanowczo Arielle, pewna już teraz, że to babcia grała
pierwsze skrzypce w przygotowaniu rzekomo nieoczekiwanego spotkania z Zachem.
Arielle przecież słowem nie wspomniała o jego prawdziwym nazwisku.
- Ja? Ależ skarbie, nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Myślę, że wręcz przeciwnie, Emerald. Wiedziałaś, że jestem w ciąży, więc twój
zespół prywatnych detektywów odkrył, kim jest ojciec i gdzie mieszka. - Westchnęła. -
Czemu mi o tym nie powiedziałaś, zamiast kupować przedszkole, do którego chodzi jego
siostrzeniec, i czekać, aż na siebie wpadniemy?
Trzeba przyznać, że Emerald nie próbowała zaprzeczać, że stała za tym wszystkim.
- Nie chciałam się wtrącać.
- Jesteś niesamowita - wykrzyknęła Arielle, potrząsając głową i przewracając
oczami. - Słyszałam już opowieści o moich braciach przyrodnich, którym naraiłaś ich
obecne żony. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates