[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siedmioklasowej, do której chodziła, z kobietami wymyślonymi, jak Brenda, i z prawdziwymi, jak Lexie. Przypomniała też sobie dzień, w którym poznała Forneya, pierwszy dzień spędzony w bibliotece, kiedy Forney to ukazywał się, to znikał między regałami, wyjmując książki, czytając to z tej, to z tamtej, tuląc je do siebie, przemawiając do nich, jakby były żywymi istotami... mówiąc o drzewach, poezji i malarstwie rzeczy, których Novalee wtedy zupełnie nie rozumiała. Ale teraz zaczynała wreszcie rozumieć i żałowała, że musi czekać aż do rana, by zobaczyć się z Forneyem i mu to powiedzieć. Rozdział 16 Siedziba Whitecottonów była położona jakieś półtora kilometra od pooranej koleinami wiejskiej drogi, której od dwóch lat nie dotknął walec drogowy. Teren, pół wieku temu wykarczowany pod pastwiska, opadał łagodnie ku płytkiej rzeczce o brzegach porośniętych karłowatymi dębami i żółtnicą pomarańczową. Novalee skręciła w żwirowany podjazd, ocieniony eukaliptusami, których liście zaczynały już przybierać kolor czerwonego wina i złota. Dom był statecznym piętrowym budynkiem, z obszernym zabezpieczonym siatką gankiem i szerokimi stopniami, wzdłuż których stały donice z pelargoniami. Gdy wyjmowała Americus z jej fotelika, na progu ukazał się Moses Whitecotton. Miałaś kłopoty ze znalezieniem nas? zapytał. Nie, zwłaszcza jak już przejechałam Sticker Creek. Americus zaczęła piszczeć, wyciągając rączki do Mosesa, zanim jeszcze Novalee zdążyła wejść na stopnie. Panna Americus! wykrzyknął Moses, biorąc małą na ręce i tuląc do piersi. Ganek, ciemny i chłodny, przypominał dżunglę: wino, rdest wężownik, bluszcz i tojeść bulwiasta stanowiły istną plątaninę. W kącie stała wiązka wędek, a na gazecie koło drzwi robocze buty. Zrodek ganku zajmowały dwa ustawione obok siebie ciężkie fotele, ale dopiero po dłuższej chwili Novalee zauważyła, że jeden z nich był zajęty przez małego, zgarbionego starca. Pozwól, Novalee, to jest mój ojciec, Purim Whitecotton. Mężczyzna uśmiechnął się do niej połową twarzy, która pozostała czynna; draga połowa, porażona, z opadniętą powieką i kącikiem ust, odmówiła mu posłuszeństwa w ostatnie, osiemdziesiąte trzecie urodziny, kiedy stary nachylił się, żeby zgasić świeczki na biszkoptowym torcie i trzasnęło mu w skroni naczynie krwionośne. Dzień dobry powiedziała Novalee. Lewa ręka mężczyzny, bezwładna i bezużyteczna, z podkurczonymi palcami, leżała na jego kolanach jak od dawna posiadany przedmiot, bezwartościowy, ale zbyt swojski, by go wyrzucić. Stary wyciągnął drugą rękę, drżącą, pełną brodawek, pobliznioną i odbarwioną jak poobijany owoc ale sprawną. Na wierzchu dłoni, pokrytej chłodną, delikatną skórą, która w dotyku przypominała pognieciony jedwab, wiły się żyłki jak splątane fioletowe nitki. Nagle Novalee usłyszała wersy poematu, który kiedyś czytała: stary jak świat i starszy niż ludzka krew w żyłach . Echo tych słów zdawało się rozbrzmiewać w powietrzu i Novalee przez chwilę miała wrażenie, że wypowiedziała je na głos. Tato, popatrz tutaj powiedział Moses popatrz na pannę Americus Nation. Jedyne dobre oko Purima Whitecottona zwęziło się, kiedy wzrok starego spoczął na Americus. Mężczyzna próbował coś powiedzieć, próbował zmusić bezsilne wargi, by wydały jakiś odgłos, ale skończyło się na zduszonym dzwięku, który uwiązł gdzieś w gardle. Moses jednak nauczył się języka ojca, wiedział, co chciał powiedzieć, i dlatego podszedł bliżej, żeby Purim mógł przytknąć do policzka małej chudy, drżący palec. Americus była bardzo spokojna, wydawało się, że prawie nie oddycha, i dopiero kiedy stary opuścił rękę, uśmiechnęła się do niego. Novalee odwróciła się, słysząc charakterystyczny szum moskitiery, i w drzwiach ganku zobaczyła wysoką kobietę w niebieskiej sukience. O, proszę bardzo, nie wiedziałam, że nasi goście są tutaj.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|