Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błogość, malującą się na jego twarzy. Czuła ogrom-
ną satysfakcję, że stało się to za jej sprawą.
Minęło kilka chwil, wypełnionych cichnącymi od-
dechami. Wreszcie Nicholas uniósł się i pocałował
TarÄ™ w policzek, czule i leciutko. Zmienili pozycjÄ™
i teraz ona leżała na nim.
Czuła się cudownie szczęśliwa i lekka, choć nieco
obolała.
- Jak myślisz - zapytała - czy to, co stało się
między nami, uprości naszą zwariowaną sytuację?
Nicholas zachichotał.
- To ty jesteś psychologiem. Powinnaś wiedzieć,
że tłumienie popędów zle wpływa na psychikę.
Dotyk jego ciała mącił myśli.
- Racja, ale ja nadal czujÄ™ siÄ™ wariacko - powie-
działa, usiłując wyrwać oporny umysł z błogiego
ogłupienia. - Myślałam, że po tym, jak się wreszcie
pokochaliśmy, będę się czuła bardziej normalnie,
a tymczasem...
- Więc musimy się dalej kochać! - oświadczył
z entuzjazmem.
- Wówczas inni będą tym bardziej pewni, że
chcemy się pobrać i nie wiem, jak długo będę po-
trafiła udawać przed nimi - powiedziała zmartwio-
nym tonem.
- Nie przesadzaj. Nawet jeśli domyślą się, że sy-
piamy ze sobą, na pewno zrozumieją, że żadnemu
z nas nie spieszy się do ożenku. Ja muszę rozkręcić
swoją praktykę, ty musisz skończyć studia - wielu
104
S
R
ludzi odkłada na pózniej takie decyzje, choć dobrze
im razem.
Tarę ogarnął zamęt sprzecznych emocji.
- A jeśli coś pójdzie zle?
- Na przykład co?
- Co będzie, jeśli zakochamy się w sobie? Nicholas
pokręcił głową z uśmiechem.
- To nam nie grozi, bo każde z nas jest zapatrzone
w swoje cele. I bardzo dobrze. - Powoli podciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™
do siedzÄ…cej pozycji, podtrzymujÄ…c TarÄ™ przed sobÄ…. -
Okropnie mi przykro, ale będziemy musieli się ubrać,
bo zbliżamy się do pałacu. Zjemy sobie małe co nieco
w moich apartamentach i zostaniesz u mnie.
Patrzył na nią tak, że nie mogła odmówić. Zresztą
wcale nie chciała. Serce mówiło  tak", nie zważając
na wątpliwości rozumu. Euforia, wywołana nową,
niezwykłą bliskością tego mężczyzny, trwała i wcią-
gała ją jak narkotyk.
Nogi drżały pod nią, kiedy uwieszona u ramienia
Nicholasa wchodziła po pałacowych schodach. Jed-
nak ta chwiejność nie miała nic wspólnego z jej po-
przednim stanem. Jeśli kręciło się jej w głowie, to
tylko z powodu niebiańskiego nastroju. Nigdy w życiu
nie czuła się tak lekka i szczęśliwa.
O północy zjedli kanapki i popili sokiem. Nicholas
opowiedział Tarze, dlaczego się spóznił.
- Przyjmowałem poród - poinformował takim to-
nem, jakby mówił o bandażowaniu palca.
- Ale mnie ominęło! - wykrzyknęła z prawdziwym
żalem.
105
S
R
Z uśmiechem przygarnął ją do siebie na szero-
kim łożu.
- Mało którą kobietę interesowałoby to, co robię.
- Przecież twoja praca jest fascynująca - powie-
działa z żarem. - Zmieniasz ludzkie życie. Chciała-
bym posiadać taką władzę.
Nicholas w zamyśleniu igrał palcami z lokiem jej
włosów.
- Nie doceniasz własnych osiągnięć.
Odpowiedziała mu sceptycznym spojrzeniem.
- Miło, że tak mówisz, ale nie mogę się porów-
nywać do ciebie. Choć mam nadzieję, że przyjdzie
moment, kiedy będę mogła zrobić coś dla innych.
- Na pewno - odparł, ogarniając ją gorącym spoj-
rzeniem. - A na razie zrób coś dla mnie, dobrze?
106
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- Dodaj gazu. Puść sprzęgło - powtórzył Nicholas
po raz już chyba piętnasty.
Dżip szarpnął i silnik zgasł. W mercedesie, za-
parkowanym nieopodal, Fred znudzonym gestem
przerzucił stronę kolorowego magazynu.
Tara bezsilnie przygryzła wargi i zabębniła pięścią
w kierownicÄ™.
- Myślałam, że mogę już zapomnieć o moim braku
koordynacji - jęknęła.
- Oczywiście, że możesz, ale to nie znaczy, że od ra-
zu nauczysz się prowadzić samochód z ręczną za-
mianą biegów - powiedział uspokajająco. - To wymaga
ćwiczeń i wprawy. Powinnaś zacząć od automatycznej
przekładni. Wysadz Freda z mercedesa i spróbuj, a za-
raz będziesz śmigała po autostradzie.
Pokręciła głową jak uparte dziecko.
- Nie. To musi być dżip. Chcę nauczyć się pro
wadzić dżipa, na wypadek, jeśli znów zabierzesz
mnie do kliniki.
Nicholasowi ścisnęło się serce na widok jej zroz-
paczonej miny.
- Nie musisz prowadzić, Taro. Przecież od tego
mamy Freda.
107
S
R
- A jeśli coś się stanie i nie będzie go w pobliżu,
a ty będziesz musiał zająć się pacjentami? Muszę
siÄ™
nauczyć!
- Stwarzasz niepotrzebne problemy, naprawdÄ™. Ta-
ra z westchnieniem popatrzyła przez okno.
- Chcę być potrzebna, rozumiesz? Ujął ją za rękę i
mocno ścisnął.
- JesteÅ› bardzo potrzebna.
- Czyżby? Powiedz mi, co takiego pożytecznego
zrobiłam, od kiedy zjawiłam się w Marceau?
Nicholas popatrzył w niebieskie oczy Tary i doj-
rzał tam zwątpienie, pomieszane z nadzieją. Spra-
wa była naprawdę poważna.
- Dzięki wrodzonemu taktowi i zdolnościom dy-
plomatycznym udało ci się doprowadzić do chwilo-
wego zawieszenia broni pomiędzy królową a Mi-
chelinÄ….
- Właśnie, tylko chwilowego. I tak prędzej czy
pózniej skoczą sobie do oczu.
- Potrafiłaś nawiązać porozumienie z kobietą bę-
dącą w szoku i umożliwić mi interwencję, która
uratowała ją od zapaści - ciągnął. - Jako jedyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    ("s/5.php") ?>  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates