[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawdopodobniej kilka miesięcy. Nie możemy czekać tak długo w naszej sytuacji. - Więc musimy nadal... utrzymywać pozory? - Tak. Gwen przytaknęła bez słowa i opuściła głowę. O czym w tej chwili myślała? Co czuła? %7łal był jedną z emocji, którą bez trudu wyczytał z jej twarzy. Być może także cień frustracji. Ale czy czuła ból? Krew zawrzała mu w żyłach na myśl, że mogłaby cierpieć przez takiego drania jak Crenshaw. Po chwili wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w oczy. - Faktycznie lepiej, żeby władze zajęły się pogrzebem Steve'a. - Jesteś pewna? - Tak. - W porządku. Chodzmy do domu. Zadzwonię do recepcji, aby zamówili dla nas taksówkę. Gwen przeszła do sypialni, aby spakować swoje rzeczy, ale Declan zatrzymał ją jeszcze na chwilę. - Czy wszystko w porządku? Zawahała się na moment, zanim odpowiedziała. - Tak. Declan odsunął się na pewną odległość, aby z dystansu móc lepiej ocenić efekt swojej pracy. %7łelazna płyta w głębi kominka odzyskała swoją dawną świetność. Oczyszczenie jej z centymetrów sadzy i popiołu odkryło misterne płaskorzezby. Razem z Gwen solidnie pracowali przez cały ten tydzień. Gdy Gwen zobaczyła odnowiony kominek, jej twarz rozjaśnił entuzjazm. Ucieszy- ła go ta pierwsza spontaniczna reakcja, którą zobaczył na jej twarzy, odkąd powiedział jej o śmierci Crenshawa. Bardzo lubił razem z nią pracować. Doceniał jej dbałość o szczegóły i nie miał już najmniejszych wątpliwości, że właśnie tego rodzaju standardów oczekuje przy pracy nad R L T hotelem Sellersa - jeśli tylko uda im się zdobyć ten kontrakt. Wyniki przetargu miały zo- stać ogłoszone jutro. Przez cały czas oczekiwania towarzyszyły mu na przemian dwa uczucia: nadzieja, że dostaną tę pracę i będzie mógł pracować razem z Gwen, ale rów- nież lęk, co stanie się, jeśli ich oferta nie zostanie przyjęta. Gwen weszła do salonu, trzymając w rękach tacę z kanapkami i świeżo zaparzoną herbatą. - Hej, widzę, że skończyłeś już kominek. Wygląda imponująco. - To prawda. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Declan poszedł umyć ręce, podczas gdy Gwen nalewała herbatę. Gdy wrócił, z przyjemnością wziął jedną z kanapek z sosem majonezowym - jego ulubionym, od kiedy to Gwen go przygotowywała. - Wciąż nie mogę uwierzyć, że tyle udało nam się zrobić w jeden tydzień - uśmiechnęła się Gwen. - Stanowimy zgraną ekipę. Chciałabyś, abyśmy rozpalili ogień w kominku, aby to uczcić? - Moglibyśmy? - zachwyciła się Gwen. - Jest jeszcze dość ciepło. Poza tym nie moglibyśmy już dłużej podziwiać lśniącej czystością żelaznej płaskorzezby, która kosz- towała cię tyle pracy. - Zawsze przecież mogę wyczyścić ją jeszcze raz. Widziałem, że mała drewutnia na tyłach domu jest pełna. - Declan zrobiłby o wiele więcej, by tylko widzieć radość na twarzy Gwen. - W takim razie bardzo chętnie - przytaknęła. - Nigdy nie sądziłam, że będę mogła rozpalić ogień w moim kominku w tak rekordowym tempie. Gdyby nie ty, czekałabym na to jeszcze długie miesiące. Poza tym - zaczęła niepewnie, unikając wzroku Declana - jeszcze nie miałam okazji podziękować ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Naprawdę doceniam twoją pomoc. Declan odłożył filiżankę z herbatą i wziął jej dłonie w swoje ręce. Miała lodowato zimne ręce. - Mieliśmy umowę, pamiętasz? R L T - To prawda - Gwen spojrzała na Declana i uśmiechnęła się ciepło. - Ty zajmiesz się drzewem do kominka, czy ja mam to zrobić? - Ty pójdziesz po drzewo, ja mam tu jeszcze coś do zrobienia. - Chyba do zjedzenia - zażartowała. Declan bardzo lubił, kiedy się śmiała. Zdał też sobie sprawę, że lubił jeszcze bar- dziej, gdy to on był przyczyną jej dobrego nastroju. Chciał to robić jak najczęściej. Przez cały tydzień starał się wmówić sobie, że nic do niej nie czuje poza sympatią i zrozumiałym pożądaniem. Starał się skoncentrować na satysfakcji, jaką dawała mu praca z tak utalentowaną i pełną profesjonalizmu kobietą. Stanowili doskonałą parę. Czy ona kiedykolwiek spojrzy na to inaczej? Nie był nawet pewien, czy tego chciał. Tak długo był zakochany w Renacie, że nadal czuł ból po jej stracie. Ostatnio jednak ledwie mógł przypomnieć sobie choćby jej szelmowski uśmiech, bo wszystkie myśli krążyły wokół Gwen. Nie starał się zrozumieć, w jaki sposób pożądanie przemieniło się w prawdziwą miłość. Nie znaczyło to oczywiście, że jego pragnienia ucichły. Mieli przecież umowę i powinni się jej trzymać. Przez cały czas powinien mieć w świadomości pierwotny po- wód, dla którego w ogóle byli razem. - Co powiesz na to, abyśmy zamówili obiad i otworzyli butelkę dobrego wina? Nie sądzisz, że zakończenie pracy nad kominkiem powinniśmy uczcić czymś jeszcze? - Podoba mi się ten pomysł - stwierdziła Gwen. Gdy skończyli jeść, Gwen rozluzniona i uśmiechnięta wpatrywała się w kieliszek, wypełniony rubinowym winem. Chteau Chasse-Spleen to był bardzo odpowiedni wy- bór. Czas pożegnać melancholię, przetłumaczyła sobie w myślach nazwę jednego z naj- lepszych bordeaux. Co db tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Jej salon wyglądał tak, jak to sobie już dawno wymarzyła. Na kominku stał mosiężny świecznik, prezent ślubny od Connora, a palące się świece tworzyły niesamowitą atmosferę, oświetlając ciepłym światłem każdy zakamarek świeżo wyremontowanego salonu. - Jesteś szczęśliwa? - zapytał Declan, przerywając jej rozmyślania. Gwen zastanowiła się przez chwilę i przyjemnie zaskoczona musiała przyznać, że po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna czuła się naprawdę szczęśliwa. R L T - Tak - potwierdziła. - Wznieśmy więc toast? - Oczywiście. Za co wypijemy? - Za nieustające szczęście pani i pana Knight. Ton jego głosu był przyjemny, lekko prowokujący, ale w jego oczach dojrzała błysk czegoś więcej. Gwen zawahała się. Nie mogła i nie chciała przyzwyczajać się do tego, że jest panią Knight. Stanowczo zbyt szybko stanie się z powrotem Gwen Jones. Kieliszek Declana wciąż był uniesiony, a spojrzenie jego ciemnych oczu potwierdzało, że wie, jakie wyzwanie przed nią stawia. - Za nas i nasz sukces - poprawiła. Mimo że pokrowce ochronne definitywnie zniknęły z mebli i kanapy, Gwen i Declan usiedli na miękkim czerwonym dywanie naprzeciwko kominka. Ciepło ognia i smak wina rozgrzewały Gwen od środka. Być może było szaleństwem palić w kominku o tej porze roku, ale Gwen nie dbała o to. Chciała w ten sposób uhonorować dzień, w którym zrealizowały się jej marzenia. Remont domu został ukończony. Nigdy nie udało- by jej się tego dokonać bez tego mężczyzny u jej boku. Zastanawiała się, skąd brały się u niego takie nieprzebrane pokłady cierpliwości. W ciągu tego tygodnia niejednokrotnie opanowywały ją wątpliwości, czy dadzą radę, ale wtedy Declan zawsze był przy niej i umiał odwrócić bieg jej negatywnych myśli. Steve nigdy nie tolerował jej melancholii i nigdy nie zrobił niczego, aby zmienić jej nastrój. Declan był inny. Różnili się nie tylko pod względem urody. Był wrażliwy i łagod- niejszy. Przy nim czuła się bezpieczna. Mimo że próbował to ukryć, Gwen wyczuwała, że stara się ją chronić i we wszystkim wspierać. Zaczynała go już lepiej rozumieć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|