Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że pętla upadła właśnie na szyję uciekającego, który
zmuszony był nagle zatrzymać się.
Zaczęła się nowa zabawa, piękna zabawa według
Tarzana. Natychmiast zaczął on próbować, czy nie
uda mu się sztuka ponownie. W taki sposób przez
pracę i ciągle praktykowanie nauczył się rzucać
linką.
Teraz życie Tublata stało się dla niego prawdziwie
utrapioną zmorą. Czy we śnie, czy w pochodzie, w
dzień czy w nocy, nigdy nie był pewny, czy ten węzeł
nie owinie się koło jego szyi, dusząc go prawie do
utraty tchu.
Kala karciła Tarzana: Tublat zaprzysiągł straszną
zemstę, stary Kerczak zwrócił swą uwagę, dał
ostrzeżenie i groził. Nic to nie pomagało.
Tarzan drwił sobie ze wszystkich. Cienki, mocny
węzeł wciąż spadał na barki Tublata, gdy najmniej
się tego spodziewał.
Inne małpy miały ogromną uciechę z niedoli
Tublata, gdyż Złamany Nos był niemiłym
towarzyszem i nie cieszył się niczyją sympatią.
W umyśle Tarzana roiły się rozmaite myśli,
ponieważ władał on boską potęgą rozumu.
I przyszła mu myśl, że jeżeli może on pochwycić swą
długą ręką, splecioną z traw, swych towarzyszy, do
dlaczego nie mógłby chwycić Sabory, lwicy?
Myśl się zrodziła, miała ona dojrzewać w jego
świadomej i półświadomej umysłowości, aż
doprowadziła do wspaniałego wykonania zamysłu.
Stało się to jednak w latach pózniejszych.
ROZDZIAA VI
WALKI W D%7łUNGLI
W wędrówkach swych plemię zachodziło często w
pobliże zamkniętej i milczącej chaty, stojącej nad
otoczoną lądami zatoką. Tarzan zawsze z
przyjemnością zbliżał się do tajemniczej chaty.
Zaglądał w zawieszone zasłonami okna lub wlazłszy
na dach, spoglądał na dół w ciemny otwór komina,
starając się na próżno zbadać nieznane tajemnice,
jakie zawierały te mocne ściany.
W dziecinnej swej wyobrazni wyobrażał sobie, że
wewnątrz chaty żyją dziwne stworzenia, a
niemożliwość dostania się do środka zwiększała
tysiąckrotnie jego pragnienie, aby mógł je oglądać.
Często godzinami całymi obchodził dach i okna,
próbując znalezć otwór, na drzwi zaś mało zwracał
uwagi, ponieważ były takie same jak ściany.
Za drugim przybyciem w sąsiedztwo chaty, po
wypadku ze starą lwicą Saborą, Tarzan zbliżywszy
się do domu zauważył, że z daleka drzwi stanowiły
jakby część oddzielną ściany, w której były
osadzone. Wtedy po raz pierwszy przyszło mu do
głowy, że tędy może było wejście, które znalezć od
tak dawna na próżno usiłował.
Był sam, jak to zdarzało się często w czasie
odwiedzin chaty, gdyż małpy nie lubiły tu zachodzić.
Wspomnienie piorunnej laski niewiele straciło na sile
przez ubiegłe lat dziesięć. Otoczyło ono opuszczone
pomieszkanie białego człowieka tajemniczością i
grozą wśród małp.
Nie słyszał on nigdy, aby jego losy były związane z
historią chaty. Język małp posiada tak małą liczbę
wyrazów, że mogły one tylko niewiele opowiedzieć o
tym, co widziały wewnątrz, gdyż brakło im słów na
dokładny opis zarówno dziwnych istot, jakie się tam
znalazły, jak i ich rzeczy. Zanim rozwinęła się
pojętność Tarzana, w plemieniu zaginęła już pamięć
o wszystkim.
Kala tylko w sposób niepewny i niejasny
wytłumaczyła mu, że ojcem jego była dziwna biała
małpa, lecz że Kala nie była jego matką - nie
wiedział.
Tego dnia poszedł wprost do drzwi i strawił dobrą
godzinę na badaniu ich, próbując poruszyć zawiasy,
klamkę, zasuwy. W końcu udało mu się zrobić
właściwe poruszenie i drzwi, skrzypiąc, otwarły się
przed jego zadziwionymi oczyma.
Przez kilka minut nie śmiał wejść, lecz w końcu, gdy
oczy jego oswoiły się z niewyraznym światłem,
panującym wewnątrz, wszedł powoli i ostrożnie do
środka.
W pośrodku podłogi leżał jeden szkielet. Na
kościach, na których nie było ani śladu ciała, wisiały
spleśniałe i zmurszałe resztki dawnego ubrania. Na
łóżku leżał podobny szkielet, mniejszy, a w małej
kołysce w pobliżu był trzeci drobny szkielecik.
Mały Tarzan nie zastanawiał się nad tymi dowodami
strasznej tragedii z dawnych dni. Dzikie życie w
dżungli, jakie prowadził, przyzwyczaiło go do
widoku martwych lub zdychających zwierząt, a
gdyby był nawet wiedział, że zwłoki, które oglądał,
były to zwłoki jego ojca i matki, i to nie wzruszyłoby
go zbytnio.
Uwagę jego pochłonęły znajdujące się w pokoju
meble i inne rzeczy. Rozpatrzył wiele rzeczy
drobiazgowo - dziwne narzędzia i broń, książki,
papiery, ubranie - wszystko, co oparło się działaniu
wilgotnej atmosfery dżunglowego pobrzeża.
Odemknął skrzynie i szuflady, które dały się
otworzyć, i znalazł w nich rzeczy o wiele lepiej
przechowywane.
Wśród innych narzędzi znalazł wyostrzony nóż
myśliwski i ostrzem jego zaraz zaczął zacinać się w
palce. Nie zrażając się tym, robił dalsze
doświadczenia i doszedł do tego, że nastrugał drzazg
z drzewa stołu i stołków swą nową zabawką.
Przez pewien czas bawiło go to, lecz w końcu,
znudziwszy się, wziął się do dalszych badań. W
szafie, napełnionej książkami, znalazł książkę z
barwnymi obrazkami - był to ilustrowany
elementarz dziecinny. Były tam litery:
A - Anioł,
B -Baran,
C - Cacko.
Ilustracje zaciekawiły go bardzo.
Było tam wiele obrazków, przedstawiających małpy
z twarzami podobnymi do jego własnej twarzy. Dalej
w książce znalazł pod znakiem "M" kilka małych
małp, podobnych do tych, jakie codziennie widywał
na drzewach w pierwotnym lesie. Nigdzie jednak nie
znalazł podobizny małp swego własnego plemienia,
w całej książce nie było żadnego obrazka, który by
miał podobieństwo do Kerczaka, Tublata lub Kali.
Z początku próbował wyjąć małe obrazki z kart,
wkrótce jednak spostrzegł, że nie były to prawdziwe
istoty, choć nie mógł zrozumieć, co to było, i brak mu
było słów, aby je opisać.
Aodzie, pociągi, krowy i konie nie mówiły mu nic,
były bez znaczenia, nie zdziwiły go jednak tak, jak
małe znaczki, stojące poniżej i pomiędzy kolorowymi
rycinami - był to jakiś dziwny rodzaj robaczków, jak
sądził, gdyż wiele z nich miało nóżki, chociaż nigdzie
nie mógł znalezć całego robaczka z oczami i otworem
ustnym. Było to dla niego pierwsze zaznajomienie się
z abecadłem, a miał powyżej lat dziesięciu.
Rozumie się, nie widział on nigdy przedtem druku i
nigdy nie rozmawiał z nikim, kto by miał
jakiekolwiek wyobrażenie o języku pisanym, nigdy
też nie widział, by ktoś czytał.
Nie było więc w tym nic dziwnego, że mały chłopiec
nie mógł domyślić się znaczenia tych dziwnych
znaczków.
W pośrodku książki znalazł swego starego wroga,
lwicę Saborę, a dalej zwiniętego w krąg Histę, węża.
O, to było zadziwiające! Nigdy w życiu nie miał tak
wielkiej uciechy. Tak pochłonięty był swym
zajęciem, że nie spostrzegł, jak się zmierzchło, a w
ciemności figurki przestały być wyrazne.
Odłożył książkę do szafy i zamknął drzwi, gdyż
obawiał się. aby ktoś nie znalazł i nie zniszczył tych
jego skarbów. Wychodząc w zapadający zmrok,
zamknął za sobą wielkie drzwi chaty, tak jak były [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates