[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gorącej żądzy. Podobały mi się te koniki. Gdyby tylko... I nagle wilgotne mocne usta pochwyciły mój narząd. Ssały go z wigorem, podczas gdy inny język lizał gorliwie jądra, ja zaś przestałem myśleć o czymkolwiek. Ssałem tego o ładnej twarzy, sam też byłem ssany, jeszcze inny penetrował mnie od tyłu i czułem się jak w siódmym niebie - znacznie szczęśliwszy niż kiedykolwiek w ogrodzie Sułtana. Wkrótce doznałem orgazmu i chyba natychmiast zostałem przewrócony na wznak. Tamten piękniś miał już dość ssania; chciał mnie posiąść. Uśmiechając się, wtargnął we mnie z większym impetem niż pierwszy konik; moje nogi oparł sobie na ramionach, sklepionymi dłońmi podtrzymywał mi lędzwie w górze. - Aadny... jesteś... Laurent... - wydyszał między pchnięciami. - Tobie też niczego nie brakuje - wyszeptałem. Głowę podtrzymywał mi inny konik, którego penis tańczył tuż nade mną. - Nie mów tak głośno - ostrzegł mnie cicho piękniś i nagle wytrysnął, zaciskając oczy, czerwony na twarzy. Zanim skończył, odciągnął go ode mnie inny konik. Jego usta zawładnęły moim członkiem, ramiona objęły mnie w biodrach. Ktoś klęknął nad moją głową, tuż nade mną zakołysał się penis, sięgnąłem po niego językiem, aż zatańczył bardziej ogniście, a gdy zniżył się ku mnie, otworzyłem usta, wchłonąłem go i nawet z lekka przygryzłem, a potem dzgałem językiem to drobne oczko na czubku i ssałem cały drąg. Niebawem zupełnie już nie wiedziałem, ilu mnie używało. W pewnej chwili, wypatrując pięknisia, dostrzegłem go przy korycie; klęczał przed nim, myjąc sobie członek pod czystą bieżącą wodą. Tak właśnie należało postępować po seksie analnym: umyć penis przed włożeniem go do czyichś ust. Rozumiałem to. I postanowiłem skorzystać z jego tyłeczka teraz, zanim odejdzie. Roześmiał się radośnie, gdy ująłem go oburącz pod ramiona i odciągnąłem od koryta. Wtargnąłem w niego gwałtownie, niemal podrywając wyżej. - Podoba ci się tak, mój ty diabełku? - wyszeptałem mu do ucha. Dyszał coraz szybciej. - Trochę wolniej! - poprosił. - Akurat! - odparłem. Zciskając mu sutki palcem wskazującym i kciukiem, wbijałem się w niego z furią, która wstrząsała nim rytmicznie. Po osiągnięciu orgazmu cisnąłem go na czworaki i począłem bić mocno otwartą dłonią - raz, drugi, trzeci - aż odczołgał się pod drzewa. Podążyłem za nim. - Laurent, błagam, okaż trochę respektu dla rumaka starszego od siebie! - poprosił. Leżał na miękkiej ziemi, patrząc w nocne niebo i oddychając ciężko. Położyłem się obok niego, wsparty na łokciu. - Jak ci na imię, przystojniaku? - zapytałem. - Jerard - odparł. Spojrzał na mnie i znowu uśmiech rozjaśnił mu twarz. Naprawdę był piękny. - Widziałem cię rano w uprzęży. Ty i Tristan jesteście tego stadka ozdobą. - I masz o tym pamiętać. - Uśmiechnąłem się do niego. - A następnym razem, kiedy spotkamy się na podwórzu, przedstaw się jak należy. I nie bierz tego, na co masz ochotę, bez pytania. Wyciągnąłem rękę, wsunąłem mu ją pod ramię i obróciłem go na brzuch. Na pośladkach nadal widniały ślady mojej karzącej dłoni. Zamachnąłem się i zacząłem wymierzać mu klapsy, jeszcze silniejsze niż przedtem. Jerard śmiał się i jednocześnie pojękiwał, ale śmiech stopniowo zamierał, a jęki stawały się coraz głośniejsze. Szamotał się i wił na ziemi, a jego tyłeczek był tak wąski i szczupły, że mógłbym objąć go dłonią, gdybym zdecydował się na chwilę wypoczynku. Ale mnie zależało teraz nie tyle na wypoczynku, ile raczej na sprawieniu mu lania. Biłem go zapewne mocniej niż stangreci swymi rzemieniami. - Laurent, proszę cię, proszę... - dyszał ciężko. - Będziesz musiał błagać o to, co chcesz... - Będę, przysięgam. Będę błagał! - jęczał. Usiadłem, oparłem się plecami o pień drzewa. Inni też odpoczywali w ten sposób. Jak się zorientowałem, nie wolno było jedynie stać prosto. Jerard podniósł głowę, włosy opadały mu na czoło, zakrywając oczy, uśmiechał się dość zuchwale, moim zdaniem, ale dobrodusznie. Podobał mi się. Lewą rękę opuścił nieśmiało na pośladki i pomasował sobie zaczerwienione miejsce. Było to dla mnie coś nowego. To miłe, móc odpoczywać w ten sposób, pomyślałem. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, abym na zamku, w wiosce lub w pałacu miał kiedykolwiek okazję masować sobie pośladki po chłoście. - Przyjemnie? - zapytałem. Przytaknął ruchem głowy. - Ale z ciebie diabeł, Laurent! - wyszeptał. Nachylił się i ucałował mą dłoń spoczywającą w trawie. - Czy musisz być dla nas tak srogi jak nasi panowie? - Widzę przy tamtym korycie wiadro - powiedziałem. - Wez je w zęby, przynieś tu i umyj mi ptaka, a potem obmyjesz go jeszcze ustami. Pośpiesz się. Czekając, aż wykona polecenie, rozejrzałem się dokoła. Kilka innych koników uśmiechało się do mnie, siedząc w kucki. Tristan znajdował się w ramionach potężnie zbudowanego czarnowłosego rumaka, który dość czule obcałowywał go po piersi. Akurat wtedy, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|