|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wciąż bardzo blada. — Łamię sobie głowę daremnie, kto może być tym zakochanym młodzieńcem — po- wiedziała Dina otwierając puszkę z mąką. 148 April drgnęła. — O kim ty mówisz? — spytała. — O tym wielbicielu Betty LeMoe — wyjaśniła Dina. — Pozostał tylko jeden czło- wiek, którego roli nie rozumiemy dotychczas. Rupert van Deusen. April milczała. To samo podejrzenie od dawna już, ją męczyło. — Musimy dowiedzieć się o nim czegoś więcej — powiedziała Dina odmierzając starannie mąkę. — To teraz pierwsze zadanie. — Nie wiemy, gdzie mieszka. Nie wiemy o nim nic! — zauważyła April.W duchu do- dała: Nie wiemy, jak się naprawdę nazywa! — Jakoś go odnajdziemy — rzekła Dina z niewzruszoną wiarą we własne siły. — Słuchaj, Dino — odezwała się April. — Coś muszę ci powiedzieć... — Chwileczkę — przerwała jej Dina. — Telefon dzwoni. Przypilnuj tłuszczu na pa- telni. April zdjęła patelnię z piecyka i poszła za siostrą. — Halo! — zawołała Dina w telefon. — Halo! Usłyszały brzęk monet wrzucanych do automatu. Potem odezwał się przyciszony, ale znajomy głos: — Czy to panna Carstairs? — Dina Carstairs przy telefonie — powiedziała Dina ze zdumieniem w oczach. — Kto... — Przyjaciel — odpowiedział głos. — Przykro mi, że niepokoiliście się pewnie moim zniknięciem. Dlatego chciałem wam donieść, że jestem zdrów i cały. — Och! — krzyknęła Dina. — To pan... — ugryzła się w język. — Gdzie pan jest? Dlaczego pan to zrobił? — Jestem w bezpiecznym miejscu — odparł. — Nikt mnie tu nie znajdzie. Wy- niosłem się, bo... Zdaje się, że już wiem, jak się wszystko rozegrało. Nie martwcie się o mnie. — Niech pan czeka! — gorączkowała się Dina. — Niech pan jeszcze nie kładzie słu- chawki. Chcemy pana ostrzec. My, zdaje się, też wiemy już wszystko. To była zemsta. On pewnie będzie pana także szukał. Pan był przecież wmieszany... Pan rozumie, co mam na myśli... On... ten młody człowiek, który kochał tamtą dziewczynę... W słuchawce przez chwilę trwało milczenie. Potem padło pytanie: — O czym wy, u diabła, mówicie? — Proszę pana — usiłowała wytłumaczyć Dina — znalazłyśmy te papiery, które pani... pan już wie, kto... które ona ukryła. Myśmy je teraz schowały bezpiecznie. Ale przeczytałyśmy. Wiemy wszystko. Widziałyśmy fotografię, na której pan jest przed te- atrem z... pan już wie, z kim... Czytałyśmy wycinki z prasy. — Proszę was, zechciejcie mi wierzyć! — mówił głos w telefonie. — Rozumiem, co 149 przypuszczacie. Ale to było inaczej. Dzieci kochane, nie chcę, żebyście tak o mnie my- ślały! Uwierzcie! Byłem całkowicie niewinny. Nie miałem o niczym pojęcia. Dopiero po niewczasie zorientowałem się, do czego mnie użyto. Było już wtedy za późno. Błagam was, wierzcie! — Wierzymy panu — szybko odpowiedziała Dina. — My wierzymy. Ale tamten... Pan wie, o kim mówię... Tamten człowiek nie wie, że pan jest niewinny. Może nie ze- chce w to uwierzyć. Może nie da panu sposobności i czasu, żeby się pan usprawiedliwił. Niech pan się strzeże! On tak długo czekał na możliwość zemsty! Znowu zaległa cisza. Potem pytanie: — O kim wy mówicie? — O tym młodym człowieku, który był w niej zakochany... — powiedziała Dina. — Och, Boże! — w telefonie głos zadrżał nieomal śmiechem. — Tylko jeden młody człowiek kochał Betty: właśnie ja. — Chwileczkę! — krzyknęła Dina. Nasłuchiwała jednak daremnie. Spróbowała jesz- cze zastukać widełkami, wreszcie dała za wygraną. — Nie ma go już! Położył słuchaw- kę! — W każdym razie wiemy, że jest bezpieczny — z ulgą stwierdziła April. — Jak do- tąd... Co ci powiedział? Dina powtórzyła jej słowa pana Sanforda. Siostry patrzyły na siebie oszołomione. — Już teraz nic nie rozumiem — powiedziała April.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|