Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tatyczności. Domki w osiedlu mogą ją powtarzać, ale
w mniejszym stopniu. ChcÄ™, żeby wtapiaÅ‚y siÄ™ w kra­
jobraz. W pewnym sensie właśnie otoczenie ma być
w centrum uwagi.
Jessica spojrzała ukradkiem. Stał wystarczająco
blisko, żeby go dotknąć, wciągnąć w nozdrza jego
zapach, żeby go pragnąć. Starając się panować nad
emocjami, rzuciła:
- Zdaje się, że masz bzika na punkcie otoczenia.
- Ja? Skąd. Przynajmniej nie na tyle, żeby mogło
to przyćmić mój rozsądek. A on mówi mi, że ludzie
będą chcieć mieszkać w Crosslyn Rise niemal tak
samo dla jego poÅ‚ożenia, jak z powodów praktycz­
nych. - Wrócił do rysunku. - Ustawiłem każdy
z domków pod innym kÄ…tem, częściowo dla ciekaw­
szego efektu, częściowo dla zapewnienia prywatno­
Å›ci. Ty lub Gordon, a jeÅ›li chcecie czekać to konsor­
cjum, bÄ™dziecie musieli zdecydować o wielkoÅ›ci do­
mków. Osobiście nie chciałbym robić niczego, co
miałoby mniej niż trzy sypialnie. Ludzie wolą zwykle
większy metraż.
Jessica nie sięgała myślami aż tak daleko.
- Należałoby o tym porozmawiać z Niną Stone.
Jest pośrednikiem w handlu nieruchomościami. Ona
wiedziałaby, czego ludzie szukają w tej okolicy.
- Znam ją? - spytał Carter, próbując skojarzyć
nazwisko.
- Ona zna ciebie - odparła Jessica, zastanawiając
siÄ™, czy ci dwoje przypadnÄ… sobie do gustu. Raczej nie
MARZENIE " 121
byłaby z tego zadowolona. - A raczej słyszała o tobie.
Wyrażała się o tobie jak najlepiej.
- To miło. - Carter długo i ciężko pracował, żeby
wyrobić sobie pozycję i nazwisko.
- Uhm. Już cię zaszufladkowała jako gburowatego
samca.
Uznał, że nie jest to zbyt profesjonalna ocena.
- Rozmawiałaś z nią o mnie?
- Wspomniałam, że współpracujemy.
Skinął głową, ale ku radości Jessiki nie chciał
dowiedzieć się czegoś więcej o Ninie. Jego palec
znów wodził po rysunku, tym razem w okolicach
sadzawki.
- Możemy mieć problem z wodą. Ziemia w tej
okolicy jest bardziej podmokła niż gdzie indziej. Kiedy
będziemy już mieć sponsorów, każę to sprawdzić
geologom.
- Czy to poważny problem?
- Nie. Najwyżej trzeba będzie przesunąć osiedle
trochę w lewo lub w prawo. I tak chcę usytuować je
w pewnej odległości od sadzawki, żeby nie zakłócać
spokoju kaczkom. Rezydencja czerpie wodÄ™ z wÅ‚as­
nych studzien. ZakÅ‚adam, że z domkami bÄ™dzie podo­
bnie, ale ekspert więcej nam o tym powie.
- A jeÅ›li nie znajdziemy wystarczajÄ…co dużo inwes­
torów?
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Ależ znajdziemy, na pewno - uspokoił ją, widząc
w jej oczach trwogÄ™.
- Czy może się tak zdarzyć, że przygotujemy
projekt, w który nikt nie będzie chciał ulokować
pieniędzy? - dopytywała się.
- To mało prawdopodobne.
122 " MARZENIE
- Ale możliwe?
- Wszystko jest możliwe, jednak bardziej praw­
dopodobne jest to, że Gordon znajdzie wystarczająco
dużo chętnych. - Spojrzał jej w oczy. - Naprawdę się
boisz?
- Nie baÅ‚am siÄ™. Aż do tej chwili. Kiedy zobaczy­
łam te wspaniałe projekty, całe przedsięwzięcie zaczęło
nabierać realnych kształtów. Nie chciałabym, żeby
w końcu nic z tego nie wyszło.
Zapominając o ostrożności, objął ją ramieniem.
- Tak się nie stanie. Naprawdę. Możesz mi zaufać.
Pewność w jego głosie, nawet bardziej niż same
słowa uspokoiła ją. To i oparcie, jakie dawało jego
ciało. Po raz pierwszy czuła się tak, jakby Carter
rzeczywiÅ›cie dzieliÅ‚ z niÄ… odpowiedzialność za Cros­
slyn Rise. Jeszcze przed tygodniem lub dwoma ta
myśl doprowadziłaby ją do szału, dziś było jej z tym
dobrze.
- Mam bilety do teatru na czwartek wieczór - po­
wiedział nagle Carter. - Chodz ze mną. A może masz
inne plany?
Czuła jego ciepły oddech na włosach.
- Nie - odparła zaskoczona.
- Na  KotkÄ™ na gorÄ…cym blaszanym dachu".
Uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Masz bilety na  KotkÄ™" - powiedziaÅ‚a zdumio­
na, ponieważ bezskutecznie próbowała je zdobyć od
tygodni. Ale pójście do teatru z Carterem oznaczało
randkÄ™.
- No więc? - dopytywał się.
- Nie wiem - szepnęła bezradnie. Wszystko w nim
ją kusiło. Tak dobrze się z nim czuła. Problem, jak
zwykle, tkwił w niej samej.
MARZENIE " 123
- Jeśli nie pójdziesz, oddam bilety. Nie mam z kim
iść, a nie chcę pójść sam.
- To szantaż.
- Nie szantaż. Tylko okazja zobaczenia najlep­
szego wznowienia ostatniej dekady.
- Wiem, wiem - mruknęła, kapitulując. Aatwo
byÅ‚o ulec, kiedy nalegaÅ‚ ktoÅ› tak silny jak Car­
ter. - Ale w czwartek cały dzień jestem na uczelni,
przygotowuję plan letniego semestru. - Opierała się
jeszcze.
- Zanim znów siÄ™ zacznie rok akademicki, powin­
naś się trochę rozerwać. To ci się należy.
Nie myślała o tym, co się jej należy, ale co będzie
oznaczać randka z Carterem. Będą razem w teatrze,
a może nawet tylko we dwoje przed lub po spektaklu.
Wszystko może się wtedy zdarzyć. Nie była pewna, czy
jest na to gotowa.
Ale też nie była pewna, czy potrafi odmówić.
- Zgoda, z tym że spotkamy się na mieście.
- Dlaczego nie mogÄ™ ciÄ™ zabrać? - spytaÅ‚ zasmu­
cony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates