[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wam zabić Lucyfera, wy pomożecie mi dokonać mojej zemsty. Nie żądam od was tak wiele. Chłopak roześmiał się, ale w jego nie było w tym ani cienia wesołości. Warknął głośno do obecnych w sali, żeby zamilkli i uczyniła się natychmiastowa cisza. - Czyli sądzisz, że chcąc, abyśmy wypowiedzieli jawną wojnę zastępom niebieskim i zwrócili się przeciwko Bogu, nie żądasz od nas wiele? Walczymy przeciwko istotom cienia, a nie aniołom. Rozległy się okrzyki, popierające jego słowa. Nikomu nie spodobała się propozycja dziewczyny. - A więc nigdy nie uda wam się pokonać Lucyfera syknęła Samantha, patrząc na nich z tryumfem w oczach. Członkowie Zakonu spojrzeli po sobie, niektórzy skierowali spojrzenia w kierunku Samuela. Chłopak zacisnął usta w wąską kreskę. Nie miał pojęcia, co zrobić. Ona znała sposób na zabicie największego zła, jakie kiedykolwiek istniało. Ona mogła im pomóc. Ona chciała im pomóc. Ale żądała zbyt wiele w zamian. Nie mogli stanąć przeciwko Bogu. Wtedy okazałoby się, że są tacy sami jak ich największy wróg. Nie mogli zabić Gabriela. To było wręcz niedorzeczne. Ale jeśli jej nie pomogą, to nigdy nie poznają tajemnicy, jaką jest sposób zabicia Lucyfera. Samuel spojrzał po wszystkich tych twarzach, które wpatrywały się w niego. Był ich przywódcą, to on musiał podjąć decyzję. Ale jaką? Musiał wybrać mniejsze zło. Tylko że sam nie wiedział, co nim jest. Zabicie Archanioła czy pozwolenie władcy piekieł na chodzenie po Ziemi i zabijanie, kiedy mają szansę, żeby go powstrzymać. Przymknął oczy i przycisnął palce do skroni. Słyszał cichy oddech Samanthy, która stała obok niego, słyszał każdy, nawet najcichszy odgłos w sali. Zebrani wymieniali między sobą ciche komentarze. Większość z nich dotyczyła szaleństwa dziewczyny, która stała obok Sama. Ale byli też tacy, którzy nie byli pewni, czego chcą. - Wiem, że uważacie to za zły pomysł. Ale sami pomyślcie Samantha ponownie zwróciła się do niespokojnego tłumu. Gdzie są teraz aniołowie? Kiedy Lucyfer zszedł na Ziemię, Gabriel siedzi sobie w Niebie. Nie musi się martwić o to, że połowa świata wyginie. Bo co go to obchodzi? Nie wysłał nawet żadnego ze swoich sług, żeby powstrzymać władcę piekieł. To my musimy to robić! To my żyjemy na Ziemi i musimy się troszczyć o siebie i naszych bliskich. Bo oni tego nie zrobią. Tak jak dotąd niczego nie zrobili. Bądzcie tego pewni. Samuel dostrzegł teraz większą niepewność na twarzach obecnych. Sam również był coraz bardziej skłonny pomóc dziewczynie, zwłaszcza że ona sama wyszła z inicjatywą propozycji pokonania Lucyfera. A taka okazja może się im już ponownie nie nadarzyć. Skoro mają szansę to muszą z niej skorzystać. - Pomożemy ci. Kiedy wypowiedział te słowa w całej sali zaległa cisza. Natomiast Samantha uśmiechnęła się szeroko do Samuela. - Wiedziałam, że podejmiesz dobrą decyzję. Chłopak spojrzał na nią spod uniesionych brwi. - Powiedz nam jak można zabić Lucyfera. - Jest jeden sposób. I nie mamy zbyt wiele czasu. Jessica szła szerokim, białym korytarzem. Z sufitu zwieszały się co jakiś czas piękne żyrandole. Wzdłuż obu ścian znajdowały się dziesiątki drzwi. Drzwi do pokojów aniołów. Doszła na koniec korytarza i odwróciła się w prawo. Kiedy już nacisnęła klamkę, żeby wejść do swojej komnaty i mieć wreszcie chwilę samotności, usłyszała kroki na drugim końcu korytarza. - Błagam, żeby to nie był& - mruknęła do siebie. Ale to był właśnie on. Gabriel szedł w jej stronę pewnym, dumnym krokiem. Jednak na jego twarzy nie było uśmiechu, który zwykle mu towarzyszył, kiedy ją widział. Natomiast był na niej niepokój i tłumiony gniew. Tak bardzo nie chciała się z nim jeszcze teraz widzieć. Była pewna, że Ian powiedział mu o wszystkim. I nie była gotowa na rozmowę, którą będzie musiała z nim odbyć. Odwróciła się z dłonią na klamce i posłała nadchodzącemu Archaniołowi słaby uśmiech. Ten jednak nie zmienił wyrazu twarzy, tylko zatrzymał się jakiś metr od dziewczyny i spojrzał na nią. Jednak teraz z jego oczu można było wyraznie wyczytać smutek. - Gabrielu& - zaczęła Jessica. Właściwie to nie miała pojęcia, co ma powiedzieć, więc spojrzała na niego tylko przepraszającym spojrzeniem. - Dlaczego, Jessiko? Dlaczego? Dziewczyna spojrzała na niego. Jak mógł o to pytać? Zwietnie wiedział, dlaczego. Bo kochała Lucyfera i to się nigdy nie zmieniło. A teraz on tak bardzo ją zranił& Ale nie była na niego zła. Wiedziała, że to jej wina. Jak ona by się poczuła, gdyby Lucyfer w czasie jej nieobecności spotykał się z jej największym wrogiem? Nie, bynajmniej nie była o to na niego zła. Ale czuła w sercu pustkę i żal po nim. Nie wiedziała czy kiedykolwiek jej wybaczy. Może będzie musiała czekać kolejne dziesięć lat, zanim on zmieni zdanie. A może nigdy tego nie zrobi. Nie miałam pojęcia jak się zachowa. Ale wiedziała jedno. %7łe nie może udawać zakochanej w Gabrielu, podczas gdy jej serce bije tylko dla Lucyfera. Ale jak miała mu to powiedzieć? I tutaj rodził się problem. Za bardzo jej na nim zależało. Nie kochała go tak jak władcy piekieł, ale nie był jej obojętny. Nie chciała go ranić. On ją kochał, mimo tego, że jej serce należało do jego największego wroga. Potrafił jej to wybaczyć, uwierzył, że już nie kocha Lucyfera. Uwierzył, że kocha jego. - Dobrze wiesz dlaczego powiedziała cicho i spojrzała mu w oczy. Już nie było w nich cienia gniewu. Ale wolała, żeby był na nią wściekły niż smutny. Nie chciała, żeby spoglądał na nią tymi pięknymi, brązowymi oczyma, w których błyszczał smutek. Ale nie musisz się martwić. Nic się nie stało. Gabriel posłał jej zdezorientowane spojrzenie, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk. - Mówisz, że nic się nie stało? Stało się, Jessiko. Spotkałaś się z nim, on cię zobaczył. To, co tak bardzo staraliśmy się ukryć przez dekadę, teraz legło w gruzach. Dowiedział się. Archanioł przerwał na chwilę i spojrzał dziewczynie prosto w oczy. A ty wciąż coś do niego czujesz. - I co z tego? Skoro on mnie nie chce to już nie ma znaczenia! krzyknęła Jessica i pchnęła drzwi swojego pokoju. Zanim je za sobą zatrzasnęła, dostrzegła jeszcze tylko zdziwione i lekko zdezorientowane spojrzenie Gabriela. Rzuciła się na swoje ogromne łóżko z jasną narzutą i wtuliła twarz w miękką poduszkę, a łzy nareszcie popłynęły, dając ujście całemu smutkowi, jaki się w niej zgromadził przez te wszystkie wydarzenia. Płakała i płakała, a poduszka była coraz bardziej mokra. W końcu, kiedy wydawało się, że łzy już się skończyły, usiadła i podkuliła kolana pod brzuch. - Dlaczego wszystko musi być takie trudne? szepnęła do siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|