[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem, po co przyjechałaś - przerwał jej. - Bo nie mogłaś beze mnie wytrzymać. Rozumiem. Ale to pociąga za sobą tak\e pewne konsekwencje. Trudno oburzać się z godnością, kiedy się le\y nago pod kochankiem, ale Jillian prawie się to udało. - Konsekwencje, powiadasz? Czy wolno spytać jakie? W jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. - Podoba mi się twój ton. Czy wolno spytać jakie? Zupełnie jakbym słyszał swoją wychowawczynię z trzeciej klasy podstawówki. Kąciki jej warg zadr\ały. - Moja matka tak mówiła - przyznała. - Pewnie to po niej odziedziczyłam. Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Szaleję za tobą - oznajmił i zobaczył, jak Jillian otwiera usta ze zdziwienia. Najwyrazniej nie spodziewała się takiego wyznania. Prawdę mówiąc, on te\ nie za bardzo wiedział, co z tym fantem począć, dlatego postanowił potraktować wszystko z humorem. - Oczywiście od dziecka mam słabość do kłótliwych, wybuchowych zołz. - Po chwili spowa\niał. - Zamierzam ci pomóc, Jillian. Czy tego chcesz, czy nie. - Obawiam się, \e nie zdołasz. Nawet gdybym bardzo chciała. W milczeniu uło\ył poduszki u wezgłowia łó\ka, następnie oparł się o nie i przyciągnął Jillian do siebie. Na moment zesztywniała, po czym się odprę\yła. W geście Aarona było coś władczego, a zarazem niebywale opiekuńczego. Wyczuł jej wahanie, ale go nie skomentował. Kiedy pragnie się zdobyć zaufanie drugiej osoby, wskazana jest cierpliwość. - Powiedz mi, co dotąd zostało zrobione - poprosił łagodnie. - Aaron, nie chcę cię do tego mieszać. - Proszę cię, Jillian. To mnie te\ dotyczy. Choćby dlatego, \e po drugiej stronie ogrodzenia, które zniszczono, ciągną się moje pastwiska. Miał rację. Zamknęła oczy. - Przeliczyliśmy pogłowie. Okazało się, \e w sumie brakuje pięciuset sztuk, w tym około pięćdziesięciu cielaków. Na wszelki wypadek natychmiast oznakowaliśmy pozostałe. I zawiadomiliśmy szeryfa. - Znalazł jakieś ślady? - Nie. - Wzruszyła ramionami. - Nie wiadomo, dokąd złodzieje uprowadzili swoją zdobycz. Je\eli gdzieś jeszcze przecięli ogrodzenie, to je potem starannie załatali. Wygląda na to, \e kradzie\ odbywała się ratami. Zabierano po kilkanaście, kilkadziesiąt sztuk naraz. - Dziwne, \e skoro tak wszystko latali, to nie naprawili przeciętych drutów w zachodnim sektorze. - Mo\e nie zdą\yli. - A mo\e chcieli skierować twoje podejrzenia na mnie. - Mo\e. - Wtuliła twarz w jego ramię. - Aaron, przepraszam za to, co powiedziałam o twoim ojcu. Nie chciałam. Po prostu byłam zdenerwowana i... - Wiem, nie przejmuj się. Odchyliwszy głowę, popatrzyła mu w oczy. - Nie umiem. - Postaraj się. - Pocałował ją w usta. - Słyszałem, \e kupiłaś samolot. - Tak. - Ponownie oparła głowę o jego ramię. - Ale dostarczą mi go dopiero w przyszłym tygodniu. - Więc polatamy moim. - Ale... - Nie kwestionuję spostrzegawczości szeryfa, ale ty masz lepsze rozeznanie w swoim terenie. - Aaron, nie chcę być twoim dłu\nikiem. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, ale... - Więc nie tłumacz. - Obrócił ją twarzą do siebie. - Posłuchaj, Jillian. Zawsze robię to, co uwa\am za potrzebne lub słuszne. Mo\esz się temu sprzeciwiać, mo\esz ze mną walczyć. Mo\e czasem uda ci się mnie pokonać, ale na pewno mnie nie powstrzymasz. Oczy Jillian zalśniły gniewnie. - Dlaczego próbujesz mnie zezłościć? Chwycił ją w pasie i się obrócił. Zanim zdą\yła zareagować, le\eli w poprzek łó\ka. - Lubię, jak się irytujesz. A boję się, kiedy stajesz się miła i potulna. - Miła i potulna? Przy tobie? Nie obawiaj się. Wzbudzasz we mnie dość gwałtowne emocje. - To dobrze. - Pocałował ją. - Zostań na noc. - Nie... - zaczęła, ale nie mogła dokończyć. Od namiętnego pocałunku zakręciło się jej w głowie. - Tę noc spędzisz ze mną - oznajmił Aaron tonem nieznoszącym sprzeciwu. Po czym udowodnił jej, dlaczego nie mogą się rozstać. Obudził ją śpiew ptaków. Latem, mniej więcej przez dwa, trzy tygodnie, słońce wschodziło tak wcześnie, \e ptaki budziły się, kiedy ona jeszcze spała. Wzdychając cicho, przez chwilę le\ała bez ruchu. Wcią\ zamroczona snem, usiłowała sobie przypomnieć, co ją dzisiaj czeka. Najpierw, zanim pójdzie do koni, musi zajrzeć do małego. Na pewno cielak będzie głodny; trzeba mu dać butelkę. Przeciągnąwszy się, przewróciła się na drugi bok i rozejrzała po pokoju. Po sypialni Aarona. Tę rundę wygrał on. Wróciła myślami do poprzedniego wieczoru. Spędziła w ramionach Aarona całą noc. Oboje mieli świadomość piętrzących się przed nimi trudności. Jillian jednak nie przypuszczała, \e ta noc tak mocno się na niej odciśnie. Po raz pierwszy w \yciu spała z mę\czyzną - nie kochała się, ale właśnie spała; po raz pierwszy le\ała z kimś w mroku, dzieląc się poduszką, kołdrą, ciepłem, przestrzenią. Była naiwna, wierząc, \e mo\na mieć romans bez zaanga\owania emocjonalnego. Ale przecie\ nie kocha Aarona. Na szczęście zachowała resztki zdrowego rozsądku. Zamknęła oczy. Bo\e, oby tak było! Wyciągnęła w bok rękę, ale nikogo nie znalazła. Zaintrygowana ptasim śpiewem, uniosła głowę i popatrzyła w stronę okna. Do środka wdzierały się promienie słońca. Nagle przypomniała sobie, \e lato jeszcze nie nastało. Więc dlaczego le\y w łó\ku, kiedy na dworze jest tak jasno? Wściekła na siebie, spuściła nogi na podłogę. W tym momencie drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł Aaron z kubkiem kawy. - Jaka szkoda, \e ju\ nie śpisz - rzekł, podchodząc do niej. - Marzyłem o tym, \eby cię obudzić. - Muszę wracać. - Odgarnęła z twarzy włosy. - Od dawna powinnam być na nogach. Przytrzymał ją za ramię, nie pozwalając wstać. - Powinnaś pospać co najmniej do południa - oznajmił, przyglądając się jej badawczo. - Ale i tak wyglądasz ju\ trochę lepiej. - Całe ranczo jest na mojej głowie. - Nic złego się nie stanie, jeśli pojawisz się tam dopiero jutro. - Przysiadł na materacu i podał jej kubek. - Wypij kawę. Złościł ją jego rozkazujący ton, ale zanim zdą\yła się sprzeciwić, poczuła zapach kawy. Złość wyparowała. - Która godzina? - spytała między jednym a drugim łykiem. - Kilka minut po dziewiątej. - Po dziewiątej? - Wytrzeszczyła oczy. - Rany boskie, muszę wracać! - Najpierw wypij kawę - powiedział. - Potem zjesz śniadanie. Posłała mu zniecierpliwione spojrzenie. - Przestań mnie traktować, jakbym miała osiem lat. - Hm, kusząca propozycja - rzekł, przesuwając wzrok ku jej niedbale przysłoniętym piersiom. - Czy rozmawiając ze mną, mógłbyś mi patrzeć w oczy? - spytała ze śmiechem. - Słuchaj - ciągnęła po chwili powa\niejszym tonem. - Jestem wdzięczna za kawę, ale nie mogę siedzieć u ciebie do południa. - Kiedy ostatni raz przespałaś osiem godzin? Odpowiedziało mu wzruszenie ramion.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|