[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wziął puszkę i zaczął ją napełniać ryżem, a pani Wilson zrobiła to samo. I wtedy wydarzyło się coś przerażającego. Oboje zaczęli potrząsać puszkami jak marakasami i śpiewać piosenki ABBY. To było straszne. Próbowali nas zachęcić do wspólnego muzykowania, ale odparłam: - Skoczę zobaczyć, co robią krowy w ten piękny wieczór. Rosie i Jools zerwały się na równe nogi, mamrocząc: - Idziemy z tobą. Dziesięć minut pózniej Nie znalazłyśmy ani jednej krowy. No, coś tam mignęło nam w oddali, ale pastwisko znajdowało się jakieś sto kilometrów dalej. Zresztą w ogóle nie miałam ochoty oglądać krów, chciałam tylko je ukraść. W pobliżu zobaczyłyśmy parę przysypiających owiec, więc do nich podeszłyśmy. O kurczę, ile łajna. Wygląda jak żwir. Angus byłby zachwycony. Mógłby tu wszystko gonić i wszystkich wkurzać, kraść kiełbaski i maltretować niewinne norniki. Koci raj. Rosie postanowiła usprawnić kradzież bydła, używając owiec i ślubnych rogów. Osiem minut pózniej Rosie rajstopami przywiązała bizonie rogi do łba owcy i spróbowała jej dosiąść jak mustanga. Owca się przesunęła, więc Rosie zaszła ją od tyłu, przez sekundę zdołała utrzymać się na jej grzbiecie, po czym spadła prosto w owczą kupę. Zabawa jak w remizie. 21.30 Chyba trzeba już iść spać. Owce to straszna nuda. W końcu zbiły się w stado na skraju łąki. Głupie jakieś. Nie miałyśmy tam nic więcej do roboty, więc skierowałyśmy się z powrotem do obozowiska. Najbliższa wioska znajduje się godzinę drogi stąd i pewnie mieszkają tam same stare świry. 21.42 Po ekscytującym występie muzycznym atmosfera nieco się ożywiła, bo Herr Kamyer, używając latarki, zaczął rzucać na ścianę namiotu cienie w kształcie zwierząt. Powiedział, że kiedy jezdził na wycieczki do Schwarzlandu, jego koledzy nigdy nie mieli dość tej atrakcji. A tak przy okazji: znacie jakiegoś dobrego aktora komediowego? Nie musicie się zastanawiać, odpowiedz brzmi: nie. No, ale moje motto brzmi: żyj i pozwól żyć innym. Herr Kamyer rzucał cień, a my musiałyśmy odgadnąć, co to za zwierze. Jas okropnie się napaliła: odgadła królika, orła i tak dalej. Ciągnęło się to z milion godzin. Nie wiem, skąd miałyśmy się domyślić, co to za zwierzęta, skoro widziałyśmy tylko dłonie Herr Kamyera. 21.50 W końcu powiedział ze swojego namiotu: - No, dziewczęta, chyba już dosyć na dzisiaj. Włożył rękę do plecaka, żeby cos wyjąć. Wciąż było widać zarys jego sylwetki na tle oświetlonej ściany namiotu. - Słoń! - zawołałam. - Ach, nie, już skończyłem - odparł. - Już nie robię zwierząt. - I wyszedł z namiotu ze szczoteczką do zębów. - Lama na wakacjach - powiedziała Rosie. Herr Kamyer ruszył do toalety . - Nein, Nein, koniec zabawy. Krzyknęłyśmy za nim: - Ktoś z rodziny Kochów! On jednak nie usłyszał. Ale za to Jas usłyszała. Jas, reprezentantka Klubu Miłośników Przyrody Wielkiej Brytanii, odezwała się: - Georgia, przestań się wygłupiać. Idę do kryjówki, żeby wypatrzyć jakieś borsuki. Ktoś idzie ze mną? Zwariowała czy jak? Dwie minuty pózniej Niesamowite. Parę osób jednak z nią poszło. Nie powinnyśmy już kłaść się spać? Rosie, Jools i ja wgramoliłyśmy się do śpiworów. Nasz namiot trochę się zapada. Nie widzę Rosie, bo leży pośrodku, pod uginającym się płótnem. Tuż koło mnie. Nie zasnę parz to pohukiwanie i tupanie. I pomyśleć, że tylko Jas robi tyle hałasu& & chrrrr& Północ Namiot się zapadł. Obudziłam się, przywalona jakby wielką kołdrą, nic nie widząc. Słyszałam tylko przytłumione głowy i pisk Rosie: - Oślepłam! Oślepłam!!! W końcu udało nam się uwolnić spod płótna i stanęłyśmy, drżąc zimna, w samych piżamach. Wszystkie inne namioty były pogrążone w ciemności, a z namiotu pani Wilson dobiegało potężne chrapanie. Ciekawe, w czym śpi. Może w piżamie ze sztruksu? - Nie zamierzam znowu szarpać się z tym namiotem. Musimy się wprosić do dziewczyn.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|