Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przypomniał sobie ostatni spędzony tam wieczór. Słyszał pogardliwy głos George a. A
zatem jaśnie pan Trowbridge nie walczy o wolność Portugalii i Hiszpanii, ale chce ocalić
Anglię... nawet nie od Napoleona,  korsykańskiego potwora , ale od jakobinów,
zagrażających jego arystokratycznym przywilejom! Cóż, pewnie większość torysów myśli
podobnie. Nie ma co z nimi gadać o wolności, równości i braterstwie  hasłach, które
głosila francuska rewolucja. A jednak wielu oficerów Wellingtona miało poglądy zbliżone
do wigów, zaliczał się do nich chyba i major Gordon. Wigowie walczyli po to, by wybawić
Europę od tyranii. Val parsknął śmiechem.
- Zdumiewające, prawda, Cezarze? - rzekł do konia, który zastrzygł uszami. - Napoleon
zaczynał jako rewolucjonista, a w końcu ogłosił się cesarzem! Nie królem, uważasz!
Francja mu nie wystarcza: upari się władać całą Europą! A jaką rolę ja odgrywam w tej
farsie? Ciekawe pytanie, przyjacielu!
Pytanie było istotnie ciekawe i Val zadawał je sobie niejednokrotnie w ciągu ostatnich
dwunastu lat. Gdzie było jego miejsce? No, rzecz jasna, w jednym szeregu z
towarzyszami broni. Z przodu sierżant, z tyłu porucznik... Stał mocno na ubitej ziemi
placu musztry. Miał dużo szczęścia, bo zszedł na własnych nogach także z krwawego
pola bitwy pod TalayerÄ….
71
Nie wstąpił do wojska z patriotycznych pobudek. Zaciągnął się, bo nie miał innego
wyboru. I większość jego kamratów, cholera, postąpiła tak samo! No, kilku pewnie
zwabiły idealistyczne mrzonki i czar munduru... Ale była ich zaledwie garstka, a w
dodatku czar zaraz prys! i zostało tylko zrywanie się o świcie, kopanie latryn i nieustanna
musztra. Trzon armii stanowili ludzie tacy jak Val: ci, którzy Zaciągnęli się z konieczności.
Mieli do wyboru włóczęgę i żebraczy chleb albo wojsko. Deportację albo wojsko.
Został zawodowym żołnierzem, bo zyskał dzięki temu namiastkę domu i wyrazny cel
działania. Mimo monotonii dni spędzonych w hrabstwie Kent nie było to najgorsze życie.
A w dodatku, choć trzęsła nim febra i rzygał na morzu, zwiedził kraje, o których mu się
nawet nie śniło.
Val znowu zaśmiał się w głos. Nie śniło mu się? Akurat! Jako mały chłopiec marzył we
śnie i na jawie o czymś takim, bawiąc się otrzymanymi od matki ołowianymi
żołnierzykami.
No i wstępuje teraz w ślady swego ojca - bohatera z dziecinnych marzeń! Walczy o
przywileje dla takich, jak jego prawdziwy ojciec czy Lucas Stanton. Doprawdy, jeśli Bóg
rzeczywiście patrzy na to wszystko z góry, musi się niezle
bawić, kiedy tacy jak Val Aston nadstawiają tyłka w Portugalii, broniąc porządku
społecznego, który wyrzuca ich poza nawias reszty narodu!
Ale przecież nie tylko o to chodziło! Val poznał zawód żołnierza chyba jeszcze lepiej niż
rzemiosło kowala. Nigdy w życiu nie przeżył takiej satysfakcji jak w dniu, gdy otrzymał
dystynkcje sierżanta. Musiał podporządkować się rozkazom wielu durniów, ale służyć
pod komendą kogoś takiego jak Colquhoun Grant było prawdziwym przywilejem. Przez
ostatnie pięć lat nauczył się znacznie więcej niż na jakimś tam uniwersytecie! Zrozumiał,
że być dobrym żołnierzem to wielka sztuka, i doskonalenie się w niej dawało mu wiele
satysfakcji. Otrzymanie stopnia oficerskiego napełniło go zarazem radością i goryczą, ale
służbę w zwiadzie polubił naprawdę, choć trudno zaliczyć ją do łatwych. Pokochał też
Portugalię i podziwiał bohaterstwo jej mieszkańców. Może więc walczył po prostu za nich
i za ich wolność? Walczył, by pokonać tyrana. Walczył za Colquhouna Granta i księcia
Wellingtona.
- A to są chyba wystarczająco dobre powody, mój koniku, prawda?
Obóz Massny wyglądał tak jak zawsze. Val nie zaobserwował żadnych ruchów wojsk.
Wszystko rzeczywiście wskazywało na to, że Francuzi zamierzają spędzić tu zimę.
Umocnienia Wellingtona widocznie ich zaskoczyły i pojęli, że to wcale niełatwy orzech do
zgryzienia. Ale jeśli wigowie dojdą do władzy, genialnego wodza wkrótce tu nie będzie.
Val doszedł do wniosku, że Massćna widocznie na to liczy i dlatego postanowił
przetrwać, choćby jego ludzie mieli zdychać z głodu.
Był to niewątpliwy pat: Wellington bezpieczny za linią umocnień, ale omal nie wysadzony
z siodła przez własnych rodaków; Massćna pozbawiony zaopatrzenia, ale pełen nadziei
na wycofanie się Brytyjczyków po uchwaleniu w Anglii regencji. Wszystko wisiało na
cieniutkiej nitce... A Massina z pewnością nie upierałby się przy pozostaniu za wszelką
cenę na zajmowanych obecnie pozycjach, gdyby nie otrzymywał najświeższych
informacji o sytuacji politycznej Anglii od kogoÅ› dobrze poinformowanego.
72
Rozdział VIII
Val zatrzymał się na wschód od Santarćm. Solidnie zmarzł w nocy, ale nie odważył się
rozniecić ognia, choćby najmniejszego. Otulił się peleryną i nad ranem zasnął. Obudził
go zimny dotyk metalu: ktoś przystawił mu do policzka lufę pistoletu.
- Proszę usiąść, tylko powoli, monsieur.
Val otworzył oczy i ujrzał stojącego nad nim francuskiego żołnierza. Cholera, widać
rozstawili warty o wiele dalej, niż przypuszczał! Kiedy jednak usiadł i przyjrzał się
Francuzowi, zrozumiał, że to nie wartownik, ale oficer łącznikowy.
- Proszę rozchylić pelerynę, monsieur.
Val odrzucił poły na plecy.
 A więc jest pan oficerem! Marszałek z pewnością nie kazałby pana wiązać, wystarczy
parol. Szkoda tylko, że muszę pana do niego odprowadzić. Przez to opózni się moja
misja.
A więc zamierza opuścić obóz! pomyślał Val. Pewnie chce się przedostać do Francji!
Pochylił głowę, jakby uznając własną porażkę; ucisk lufy pistoletu na jego policzku zelżał.
 Niech siÄ™ pan tak nie przejmuje, monsieur. Nawet najlepszym czasem powinie siÄ™
noga.
Val zerknął w górę. Pistolet znajdował się w tej chwili w odległości co najmniej sześciu
cali od jego twarzy, a Francuz, który przykucnął przy nim, właśnie się podnosił. Val bez
namysłu uderzył ramieniem w but przeciwnika.
Gdy Francuz upadł, Val błyskawicznie schylił się po pistolet, chwytaj ąc. przeciwnika za
przegub. Wróg okazał się jednak równie szybki i w tej samej chwili zaatakował go od tyłu.
Val poczuł, że ręce wroga zaciskają się na jego gardle, i pojął, że z szamotaniny nie
wyniknie nic dobrego. Cofnął nieco podbródek, co zmniejszyło ucisk na tchawicę.
Wiedział jednak, że jeśli nie zostanie uduszony, to prawdopodobnie kula go nie minie.
Francuz usiłował wygiąć mu rękę do tyłu. Val opierał się ze wszystkich sil, czuł jednak, że
długo nie wytrzyma. W końcu Val, przyklęknąwszy, zdołał przerzucić sobie Francuza
przez ramię. Potem natychmiast podniósł pistolet, który tamtemu wypadł z ręki.
 A więc marszałek wysłał pana z jakąś misją, monsieur?
Francuz spojrzał na Vala z kamienną twarzą.
 Klękaj, człowieku, i rozpinaj mundur!
Francuz, ociągając się, rozpiął mundurową kurtkę. W podszewce widoczne było
niewielkie wybrzuszenie.
 Zdejmij kurtkę i rzuć mi ją!
Nie spuszczając oczu z wroga, Val wziął do rąk jego kurtkę. Posłyszał wyrazny szelest
papieru.
- Marszałek wysłał cię w pojedynkę? Musisz być niezły, jeśli twój dowódca sądził, że
wywiniesz siÄ™ guerillieros.
- Patrol może łatwiej zwrócić uwagę - odparł z zimną krwią Francuz.
- Ach, tak? - Val odciÄ…gnÄ…Å‚ kurek pistoletu.
Jestem oficerem tak samo jak pan. Proszę o tym nie zapominać, monsieur. Daję parol,
że nie ucieknę.
73
- Najpierw daj mi, mon capitaine, prawdziwe listy! - odparł Val z wyraznym sarkazmem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    ude("s/6.php") ?>