[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wracam w przyszłym tygodniu do szkoły. Wtedy opowiem kolegom, że ją znałem nawet bardzo dobrze ją znałem. A jak ci się podobała? Piotr zastanawiał się chwilę. No, niewiele mnie obchodziła. Mnie się zdaje, że ona była dość głupia. Mamusia i wujek Mark też jej nie cierpieli. Tylko dziadzio. Dziadzio chciał się zresztą zobaczyć z wami. Edwards szuka was. Harper szepnął zachęcającym tonem: A więc twoja mama i wuj nie cierpieli Ruby? Czemu? A bo ja wiem. Robiła zawsze taką ważną z siebie i mamusia z wujkiem nie mogli znieść, że dziadzio wyprawia z nią takie historie. Zdaje mi się stwierdził Piotr weso- ło że oni się cieszą, że Ruby nie żyje. Harper przyglądał mu się w zamyśleniu. Czy słyszałeś, że tak mówią? To nie, ale wujek Mark powiedział: No, to przynajmniej jakieś wyjście z sytuacji , a mamusia dodała: Tak, ale straszne , a wujek, że nie ma co udawać. Harper i Melchett zamienili z sobą spojrzenie. W tym momencie ukazał się dostoj- ny, schludnie ubrany człowiek. Przepraszam panów najmocniej. Jestem służącym pana Jeffersona. Obudził się i posłał mnie do panów, gdyż chętnie zobaczyłby się z panami. Udali się znowu do apartamentów pana Jeffersona. W salonie zastali Adelajdę Jeffer- son rozmawiającą z wysokim człowiekiem, który przechadzał się nerwowo i niespokoj- nie po pokoju. Na widok wchodzących odwrócił się gwałtownie. Ach tak. Dobrze, że panowie przyszli. Teść już pytał o panów. Obudził się teraz. Proszę go możliwie nie denerwować, dobrze? Z jego zdrowiem nie jest najlepiej. Do- prawdy cud, że go ten wstrząs nie zabił. Harper wtrącił: Nie wiedziałem, że jest taki chory. On sam o tym nie wie objaśnił Mark Gaskell serce takie kiepskie. Lekarz zwrócił Addie uwagę na nie i przestrzegał przed zdenerwowaniem i przestrachem. Dał do zrozumienia, że lada chwila może nastąpić koniec prawda, Addie? Pani Jefferson potwierdziła jego słowa. Melchett orzekł oschle: Morderstwo, niestety, nie jest lekiem uspokajającym. Postaramy się być ostrożni. Podczas rozmowy przyglądał się Markowi Gaskellowi. Nie podobał mu się. Dzika, drapieżna twarz bez skrupułów. Człowiek przyzwyczajony robić, co mu się podoba, i którego kobiety ubóstwiają. Ja bym mu nie ufał pomyślał pułkownik. Bez skrupułów oto jedyne określenie. Taki człowiek był zdolny do wszystkiego& III W dużej sypialni z widokiem na morze, siedział przy oknie w fotelu na kółkach Con- way Jefferson. Ledwo przedstawiciele policji weszli, odczuli już wpływ jego silnej indywidualności. Zdawało się, że nieszczęście, czyniące go kaleką, podnieciło jeszcze silniej płomień ży- cia w jego okaleczonym ciele. Miał doskonale ukształtowaną głowę. Jego rude włosy siwiały z lekka. Z gruba ciosa- na, wyrazista twarz opalona była na ciemny brąz, a oczy lśniły głębokim szafirem. Ani śladu choroby czy cherlactwa. Głębokie bruzdy na twarzy świadczyły o cierpieniu, ale nie o słabości. To był człowiek, który nie podejmował bezcelowej walki z losem, lecz przyjmując to, co mu los dawał, pozostawał m im o to zwycięzcą. Dobrze, że panowie przyszli przemówił. Szybkim wzrokiem zlustrował ich. Pan jest szefem policji w Radfordshire? Dobrze. A pan jest superintendentem Har- perem? Proszę spocząć. Papierosy są tam na stole. Podziękowali i usiedli. Melchett zaczął: Jak słyszałem, interesował się pan zmarłą? Z lekka ironiczny uśmiech przemknął po twarzy. Tak. Kochani blizni nie omieszkali panów poinformować o tym. Cóż, to nie żad- na tajemnica. A czego dowiedzieli się panowie od mej rodziny? W tym miejscu spojrzał szybko na nich. Melchett odpowiedział: Pani Jefferson mówiła nam, że dziewczyna bawiła pana swoim szczebiotem i że była poniekąd pupilka pana. Z panem Gaskellem nie mieliśmy jeszcze sposobności dłu- żej porozmawiać. Conway Jefferson uśmiechnął się. Addie jest dyskretna. Mark wyraziłby się inaczej. Mam wrażenie, że nie zawadzi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|