|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Udajemy narzeczeństwo. Omal się dziś nie zdradziłaś, flirtując z Joem Morganem. - Wcale nie. Po prostu dobrze się bawiłam i tyle. Wszyscy dobrze się bawili. Mike pozostał milczący przez resztę drogi, a Candee zastanawiała się, czy mógł być zazdrosny o nią? Czy mógł czuć do niej coś więcej, niż sam 127 RS chciał się do tego przyznać? Może odpychał ją, bo uważał, że tak powinien postępować jako jej ochroniarz? Z poczucia obowiązku? Gdy dotarli do domu, obydwoje skierowali swoje kroki do kuchni. Było to bardzo przyjemne uczucie - być wieczorem razem w kuchni. Prawie jak zabawa w dom. Candee postawiła mleko na ogniu. Postanowiła zrobić sobie kakao. Wodziła wzrokiem za Mikiem, obserwowała każdy jego ruch. Pragnęła go dotknąć, poczuć jego napiętą skórę, przesuwała wzrok od jego karku aż po klatkę piersiową. - Candee. - Słucham? - Mleko się gotuje. Zdjęła garnek z ognia i wsypała do niego kakao, powoli mieszając. - Co robisz? - Próbuję dokładnie wymieszać. - Już jest dawno wymieszane - powiedział i obrócił ją tak, by spojrzała na niego. - A jeśli nie masz racji? To co wtedy? - Jest wymieszane. Widziałem, jak... - Nie, nie chodzi mi o kakao. Mam na myśli nas... a raczej to, co jest między nami. A jeśli się mylisz? A jeśli powinniśmy być razem? Czy nie powinniśmy się zastanowić? Przykro mi z powodu twoich złych doświadczeń z Amy, ale z nami może być zupełnie inaczej. Do żadnego ze strzegących mnie mężczyzn nie czułam tego, co czuję do ciebie. To nie jest żaden sztokholmski syndrom. Pogłaskał ją delikatnie po policzku i przesunął palcami po jej włosach. 128 RS - Możemy się zastanawiać, jeśli chcesz, ale to i tak niczego nie zmieni. Za dwa dni jedziesz do domu. Tydzień lub dwa po procesie nie będziesz mnie już pamiętała. Candee wspięła się na palce i lekko go pocałowała. - Nie sądzę, żebym kiedykolwiek zapomniała ciebie lub to, co mnie tu spotkało. Wahał się przez chwilę, po czym ujął jej głowę w swoje ręce i pocałował ją. Jego dłonie delikatnie pieściły jej policzki. Miał ciepłe i jędrne usta, które na dodatek całowały nieziemsko. Jego włosy były gęste i jedwabiste w dotyku. Zanurzyła w nich ręce i przylgnęła do niego, jak kociak szukający miłości. W pewnym momencie wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę schodów. Kierował się prosto do jej sypialni. Zrozumiała, że chciał się z nią kochać! A więc nie mógł już dłużej opierać się pożądaniu, które do niej czuł. Zaraz więc przekona się, jak silna jest jej miłość. Udowodni mu to, bo go kocha I ona też nie jest mu obojętna. Już nie widzi w niej jedynie zadania do wykonania A z czasem na pewno pokocha ją, tak jak ona kocha jego. Czuła rozpierającą serce radość. Gdy weszli do pokoju, nie zapalił światła. Podszedł do łóżka i powoli postawił ją na podłodze. Candee czuła, że jej nogi trzęsą się jak galareta. Jej zmysły były rozpalone do białości. Uniosła usta do kolejnego pocałunku. - Omotałabyś świętego, Candee, a ja nim nie jestem. Ale jestem uczciwym facetem, który próbuje wykonywać swoje obowiązki jak umie najlepiej. Jeśli chcesz tu zostać na następne dwa dni, to bardzo cię proszę... - na chwilę zawiesił głos, jakby zawahał się, co powiedzieć - ...skończ już z tymi swoimi gierkami. - Pocałował ją i wyszedł. 129 RS Candee zaniemówiła ze zdziwienia, a po chwili z rozpaczą rzuciła się na łóżko. Pragnął jej. Teraz to wiedziała na pewno. Ona też go pragnęła. Dała mu to do zrozumienia pocałunkami i dotykiem. Ale to najwyrazniej mu nie wystarczało. Czuła się jak kompletna idiotka Weszła pod kołdrę i naciągnęła ją na głowę tak, jakby chciała się schować przed nim i przed całym światem Ogarnęło ją uczucie wstydu i poniżenia Marzyła o tym, by mogła wyłączyć myśli, tak jak wyłącza się światło. %7ładen mężczyzna nie mógł tego jaśniej wyrazić - ta znajomość po prostu go nie interesowała. Przez następne dwa dni Candee unikała Mike'a. Czas spędzała głównie w swoim pokoju. Gdy zaproponował jej przejażdżkę, wykręciła się bólem głowy. A kiedy odmówiła zejścia na obiad, wtargnął do jej pokoju, kazał skończyć z dąsami i zejść na dół. Zignorowała go. - Mam migrenę. Zwiatło, jedzenie i hałas przyprawiają mnie o mdłości. Tylko kiedy był zajęty w stajni, szła tam, by mu się przyglądać. Tego dnia, kiedy wyruszali na Florydę, Candee wstała wcześniej. Ubrała się i poszła do szałasu pożegnać wszystkich. Jason przygotował jej na drogę kilka kanapek. - Jedzenie w samolotach nie jest dobre - powiedział, całując ją w policzek i wręczając zapakowane kanapki. - Dziękuję. Mike przyglądał się jej, nic nie mówiąc. Dziesięć minut pózniej byli już w samochodzie i jechali w stronę Denver. - Jeszcze dziś powinnaś znalezć się w domu - powiedział Mike. - To dobrze. Będę mogła spać u siebie? 130 RS - Nie. Mamy zarezerwowane pokoje w hotelu. Będą tam na ciebie czekać twoje ubrania. Wybrano już ławę przysięgłych, więc proces zaczyna się jutro. Będziesz miała dobrą ochronę. Ramirez jedynie nie chciał dopuścić do twoich zeznań, ale jak już je złożysz, będzie po wszystkim. Nie sądzimy, by chciał się mścić. - Mam nadzieję, że się nie mylisz. Candee nic więcej już nie mówiła, a jedynie z zachwytem spoglądała na mijane krajobrazy. Przegapiła te widoki, jadąc tu trzy tygodnie temu. Znalazłszy się na pokładzie samolotu, poprosiła o słuchawki i zaczęła słuchać muzyki, starając się ignorować siedzącego obok Mike'a. Do Miami dotarli dopiero pózno w nocy. Zaraz po wyjściu z samolotu Candee wiedziała, że jest już w domu. Poczuła zapach słonego powietrza i ciepły powiew znad oceanu. Kilka minut pózniej zaprowadzono ich do czarnego samochodu, otoczonego przez trzech mężczyzn w równie czarnych garniturach. Gdy już jechali, Candee obserwowała jasno oświetlone ulice, pełne ludzi. Wyglądały zupełnie inaczej niż puste przestrzenie Wyoming. Zachłannie wpatrywała się w neony, światła przy plaży, reklamy świetlne kin, szyldy restauracji. Ludzie poubierani byli w szorty, kostiumy kąpielowe i letnie sukienki na ramiączka. Wreszcie dotarli do hotelu. W drzwiach powitała ich kobieta w eleganckiej białej marynarce. - Witamy w Miami, pani Adams. Nazywam się Alicja Longstreet - powiedziała nieznajoma, pokazując Candee legitymację. - Dzięki, chłopcy. Dalej ja się tym zajmę. - Alicja uśmiechnęła się do czterech mężczyzn stojących tuż za Candee i zamknęła im drzwi przed nosem. 131 RS Candee obejrzała się za siebie. Nie miała nawet okazji powiedzieć Mike'owi dobranoc. - To pani jest teraz moją nową ochroną? - W czasie trwania procesu będę z panią cały czas. - A co z Mikiem Blackiem? - Nie chcemy, żeby pani choć przez moment była sama,nawet w toalecie. Słyszałam, że Black jest dobry, ale do toalety nie może z panią wejść - uśmiechnęła się. - Przyniosłam kilka rzeczy, które wybrałam z pani szafy w zeszłym tygodniu. Już jutro rano idziemy do sądu. - A sierżant Black? - zaniepokoiła się Candee. Czyżby już wyjeżdżał? Czyż nie będzie miała szansy pożegnać się z nim? - Wróci do Kolorado. - Chcę, żeby został, do czasu gdy proces się skończy. - Ja będę pani pilnować. - Być może. Ale jemu ufam. Chcę, żeby został. - Zobaczę, co da się zrobić - powiedziała Alicja, podchodząc do telefonu. - Proszę się jednak nie denerwować. Ja tu jestem i jest pani bezpieczna. Ma pani ochotę na kąpiel? - Wielką. - Za tamtymi drzwiami jest sypialnia. Będziemy ją wspólnie dzielić. - Dobrze. Candee otworzyła drzwi i weszła do sypialni. Dwa olbrzymie łóżka zajmowały większą część pokoju. Podeszła do szafy i zajrzała do środka. Wisiało w niej kilka znajomych sukienek i kostiumów. Uśmiechając się, Candee wyciągnęła ręce, by ich dotknąć. 132 RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|