Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jonas patrzył na nią z wyraznym przerażeniem.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie obiecasz, że nie popełnisz jakiegoś głupstwa.
- Jak wskoczenie do łóżka byle komu?
- Właśnie.
Mac popatrzyła na niego z politowaniem.
- To nie twoja sprawa.
Jonas zacisnął zęby tak mocno, że mięśnie wokół ust drgały. Najchętniej złapałby
ją za ramiona i mocno potrząsnął, żeby nabrała rozsądku, ale wolał nie ryzykować.
Przewidywał, że gdyby jej dotknął, nie starczyłoby mu siły woli, by wypuścić ją z objęć.
Westchnął ciężko.
- Opowiedziałem ci swoje dzieciństwo po to, żebyś zrozumiała, że nigdy nie będę
człowiekiem, jakiego potrzebujesz.
- Nie przypominam sobie, żebym cię prosiła, byś pełnił jakąkolwiek rolę w moim
życiu - odparowała że zmarszczonymi brwiami.
- Racja, ale wcześniej czy pózniej przelotny romans bez zobowiązań przestałby ci
wystarczać.
- Wygląda na to, że bardzo wysoko cenisz swoje umiejętności - rzuciła Mac od
niechcenia. - Z góry zakładasz, że każda, z którą spędzisz noc, zapragnie, żebyś z nią zo-
stał. Skąd pewność, że byś mnie nie rozczarował?
Jonas nie zdołał powstrzymać uśmiechu rozbawienia. Nie ulegało wątpliwości, że
rozmyślnie go obraża. Odprowadzając ją do windy, stwierdził, że wieczór zakończył się
klęską.
Po wejściu do kabiny Mac posłała mu uśmiech.
- Chyba nie podziękowałam ci za przysłanie Boba i wstawienie szyby.
Jonas zdążył zapomnieć, z jakiego powodu przyjechała za nim pod dom.
- Ale nie rób więcej nic podobnego? - dokończył za nią.
- WyjÄ…Å‚eÅ› mi to z ust.
Jonas skinął głową.
R
L
T
- Tak też myślałem. W razie gdybyśmy się nie zobaczyli przed Bożym Narodze-
niem, życzę ci wesołych świąt.
Mac wbiła w niego zdumione spojrzenie.
- Chyba zbyt pochopnie uznałam cię za cynika - orzekła.
- Ależ ja jestem cynikiem.
Mac skinęła głową.
- Wesołych świąt, Jonas - zawołała, zanim drzwi windy się zamknęły.
Jonas stał w miejscu jeszcze długo po tym, jak zjechała na podziemny parking.
Wyobrażał sobie, że odjechała z rykiem silnika, jakby ją goniło sto diabłów.
Najgorsze, że ją polubił. Podobała mu się nie tylko jej uroda, ale i buntowniczy
charakter. Imponowała mu jej niezależność, optymizm, wiara w ludzi i umiejętność
śmiania się z samej siebie. Niestety zdawał sobie sprawę, że sympatia do Mac McGuire
stanowi równie wielkie zagrożenie dla jego niezależności, jaką stanowiłby romans.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
W póznych godzinach rannych Mac zaparkowała swego jeepa z napędem na cztery
koła obok motocykla na parterze magazynu. Wróciła właśnie od rodziców, którym złoży-
ła trzydniową przedświąteczną wizytę w ich domu w Devon.
Potrzebowała wytchnienia po przykrościach, jakich doznała pamiętnego wieczoru
w mieszkaniu Jonasa. Następnego dnia zgodnie z planem przybyli monterzy, żeby zain-
stalować system alarmowy. Jeremy poinformował ją przez telefon, że wszystkie obrazy
zostały sprzedane, a goście napływają tłumnie do galerii, żeby je obejrzeć, zanim wysta-
wa zostanie zamknięta przed świętami. Dysponowała więc co najmniej kilkoma dniami
wolnego czasu, który mogła wykorzystać według własnego uznania.
Dni spędzone z rodzicami zregenerowały jej siły. Pożartowała z tatą, pochodziła z
mamą na zakupy. Po powrocie spojrzała na przygodę z Jonasem z zupełnie innej per-
spektywy. Nabrała koniecznego dystansu. Stwierdziła, że w chwili słabości popełniła
szaleństwo, którego nie powtórzy. Doszła do wniosku, że najlepiej w ogóle więcej nie
oglądać Jonasa Buchanana.
Aatwiej powiedzieć niż wykonać, zwłaszcza że był pierwszą osobą, jaką ujrzała po
opuszczeniu garażu.
Mac mocniej ścisnęła rączkę torby podróżnej, w którą spakowała niezbędne rzeczy
na wyjazd. Ze wzrokiem wbitym w Jonasa powoli ruszyła w jego kierunku. Spostrzegła,
że świetnie wygląda w spranych dżinsach i kurtce z brązowej skóry narzuconej na bru-
natny sweter.
Zażenowanie powtórnym spotkaniem minęło bez śladu, gdy zauważyła, że kieruje
pracą dwóch ludzi, prawdopodobnie robotników, sądząc po kombinezonach. Ustawiali
właśnie jakąś metalową konstrukcję przypominającą wieżę przy jej magazynie.
- Co wy tu robicie? - spytała.
- O cholera! - zaklął Jonas na jej widok. - Myślałem, że zdążymy przed twoim po-
wrotem.
- Z czym, do licha?
R
L
T
Mac zerknęła na drewnianą ścianę budynku. Zamarła ze zgrozy, gdy zobaczyła, że
opryskano ją sprayem w kolorach wściekłej zieleni i różu. Pokręciła głową z niedowie-
rzaniem na widok dzieła zniszczenia. Torba wypadła jej z ręki.
- Na razie to okropnie wygląda... - zaczął Jonas, wyciągając rękę, by ująć ją pod
ramiÄ™.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła jak oparzona. - Kto to zrobił? Po co? Kiedy? - py-
tała bezradnie.
- Nie mam pojęcia - przyznał Jonas. - Podejrzewamy, że wczoraj wieczorem. Bry- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates