[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miesiąc? Sześć tygodni? Trudno opisać wyraz twarzy Josha. Po prostu osłupiał. Nie na długo. - Czy to ta sama kobieta, która rok temu uciekła z mojego łóżka, ponieważ nie chciałem niczego obiecywać? Ta sama, która rozwodziła się na temat drzewek bonsai oraz zatrzymane- go wzrostu? Do tej pory nie wiem, do czego była ta ogrodnicza aluzja. - To było co innego. - Trzymała się dzielnie. - Wydawało mi się wtedy, że może z tego wyniknąć coś bardziej trwałego. Ale teraz, kiedy poznałam twoje zasady, już wiem, że pójdziemy do łóżka wyłącznie po to, żeby zaspokoić nasze żądze. Uważam, że powinniśmy wyznaczyć sobie jakiś czasowy limit. Nie jestem entuzjastką przelotnych miłostek, ale ty powinieneś się oriento- wać, jak długo trwa twoje zauroczenie. S R Zastanawiał się, czy ta scena to nie sen, i to nader szczegól- ny. Wprawdzie często miewał kolorowe sny, lecz po raz pierw- szy czuł zapach perfum. Bukiet, który skojarzył mu się z szała- sem w buszu oraz nagą rudowłosą przy ognisku. Potrząsnął głową, by odsunąć od siebie ten obraz, upewnił się, że rudowłosa jest ubrana, zamrugał powiekami porażony jaskrawymi kolorami papugi, po czym zmusił się do kontynuacji tej dziwacznej wymiany zdań. - Nigdy nie zastanawiałem się, ile trwają moje znajomości tego typu - zaczął z namysłem. Mimo to od razu pożałował tych słów, ponieważ wynikało z nich, że w ogóle nie przejmował się swoimi kochankami. Praw- da jednak była taka, że to one nie potrafiły się pogodzić z jego chaotycznym rozkładem zajęć dłużej niż kilka miesięcy. Wolał nie myśleć o tym, że opuszczały go dla kogoś innego. Odpo- wiadała mu opinia playboya, który stale zmienia kochanki, po- nieważ pasowała do jego planu nieangażowania się, dopóki nie osiągnie pewnego wieku oraz zawodowego statusu. Kirsten od samego początku potraktował inaczej. Nie wia- domo dlaczego uznał za konieczne, czego pózniej bardzo żało- wał, uprzedzić ją, że ich znajomość nie ma żadnej przyszłości. - Zatem cztery tygodnie? - zapytała. - Cztery tygodnie czego? - Nie mógł się połapać. - Tyle ma trwać nasz romans? - Zniżyła głos, przysunęła się i pocałowała go w usta. - Pamiętasz łąkę Michaela? Zgodziłam się z tobą, że oboje musimy rozładować to napięcie. Od tego zaczęła się ta rozmowa. Koniec zastoju. Od jutra rano jestem S R wolna, no powiedzmy, od wieczora... Rano muszę się wyspać. Zamknął oczy. Oby wystarczyło mu cierpliwości. Pocieszał się, że jednak jeszcze jej nie udusił. Co zrobić z kobietą, która podchodzi do romansu jak do wizyty u dentysty? Poddaj się, idioto, szeptał jeden wewnętrzny głos, podczas gdy drugi oburzał się z powodu jej klinicznego podejścia. Pocałowała go po raz drugi. Gdy już zanosiło się, że zaczną z siebie nawzajem zdzierać ubranie w niewykończonej szpitalnej sali, Josh Odsunął się gwałtownie. - Po co mamy czekać do jutra? Umówmy się dzisiaj na kola- cję. A potem pośpisz dłużej. W moim łóżku. Zrobię ci śniada- nie. Albo lunch. W zależności od tego, kiedy się obudzisz. Trzymał ją w objęciach. Była tak blisko, że zauważył, gdy pożądanie lśniące w jej oczach zmieniło się w coś, co przypo- minało wyrzuty sumienia. - No... Nie wiem... - Nie możesz dzisiaj? - Niestety. Jestem umówiona. Nie wierzył własnym uszom! Spotyka się z kimś! - Dzisiaj! Dzień przed tym, jak sobie z zimną krwią, cynicz- nie zaplanowała początek romansu z nim! Daj sobie spokój, pomyślał, wypuszczając ją z objęć. Jest tyle innych wolnych kobiet, które z radością spędzą czas w jego to- warzystwie..., Oraz w jego łóżku. Nim jednak dotknął klamki, pewne części jego ciała przy- pomniały mu, dlaczego te inne wolne kobiety przestały go S R ostatnio interesować. Oraz dlaczego nie zacznie o nich myśleć, dopóki raz na zawsze nie wybije sobie z głowy Kirsten Collins. Jeszcze się nie podda. Jeszcze nie pokaże po sobie, że jest gotowy spełnić każde jej życzenie. Jeszcze trochę potrzyma ją w niepewności. Kolejny raz zajrzał do małego Jacka Webstera, po czym uznał, że powinien wrócić do domu i położyć się spać. Powinien porządnie się wyspać, jeśli ten weekend ma dostarczyć mu do- wodów, że poznał tę jedyną". S R ROZDZIAA DZIESITY Wysoka blondynka w windzie wydała mu się znajoma. Na- tychmiast skojarzyła mu się z Kirsten. - Alana Wright - przedstawiła się. Mieszkam w tym samym domu co Gabi i Aleks, Frostowie, i oczywiście Kirsten. Przysunął się bliżej, ponieważ w windzie robiło się tłoczno. Jeśli mieszka tam gdzie Kirsten... Jak zacząć z nią rozmowę? Można by czegoś się dowiedzieć o życiu towarzyskim Kirsten. - Wieczór w Blue Room"? To bardzo przyjemny lokal. I wyśmienite jedzenie. - "Blue Room"? - powtórzył. O czym ona mówi? Znał tę restaurację, lecz dlaczego ta dziewczyna wspomina o niej? - Ty i Kirsten - wyjaśniła. - Nie przejmuj się. Ona nie ma w zwyczaju wszystkim opowiadać o swoich randkach, ale była taka zachwycona, że tam idzie, a ja od razu pomyślałam, że to z tobą. Drzwi windy otworzyły się i Alana wysiadła, zanim poprosił ją o szczegóły. - Dlaczego zawsze mam do czynienia z takimi irytującymi babami? - Zdaje się, że powiedział to niezbyt cicho, sądząc po zdziwionych minach współpasażerów. S R Wysiadł piętro wyżej, po czym piechotą wszedł na szóste. Nie po to, by spotkać Kirsten, bo w tej chwili miał ochotę ją udusić, lecz by w swoim własnym gabinecie spokojnie się nad wszystkim zastanowić. O ile jeszcze to potrafi. Zadzwonił do matki. - Na kolację? Dzisiaj? W Blue Room"? Ostatni raz byłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|