[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wę powiązań Cole'a Slatera z Williamem Quantril- lem i przedstawił tuzin świadków. Ci świadkowie 300 wcale nie byli potrzebni. Kiedy spytano samego Cole'a, on niczemu nie zaprzeczył. Spokojnie opo wiedział, co wydarzyło się przed laty. Jak jay- hawkerzy najechali na jego ranczo i zabili jego żonę. Shannon słuchała i cierpiała razem z nim. Głos Cole'a nie łamał się, nie drżał, ale ona w jego srebrzystych oczach zobaczyła wszystko. Zobaczyła młodą, ślicz ną kobietę, która biegnie, krzycząc przerazliwie. Biegnie co sił do swego męża, a on jeszcze nie wie, że po raz ostatni obejmie ją ramionami. Shannon zoba czyła ręce Cole'a, na których pełno było krwi jego konającej żony. Kiedy mówił, nikt nie poruszył się, nie wydał z siebie najcichszego nawet dzwięku. Kiedy skończył, milczał nawet Taylor Green, ale milczał tylko przez kilka sekund, po czym ogłoszono przerwę do następ nego dnia. Następnego dnia Kristin w krótkich, ale jakże przejmujących słowach opowiedziała, co wydarzyło się na innym ranczu, na ranczu McCahych. O tym, jak Zeke Moreau zamordował jej ojca i o tym, jak Cole Slater ocalił jej życie. - Przecież on był bushwahackerem! - odezwał się ostrym głosem oskarżyciel. - I pani chce, abyśmy uwierzyli, że pani mąż wystąpił przeciwko swoim dawnym towarzyszom broni? Może oni po prostu dogadali się między sobą. - Wcale się nie dogadali. Cole zjawił się na na szym ranczu niespodzianie, ocalił mnie od śmierci, mnie i moich bliskich - oświadczyła twardo Kristin. - A potem, kiedy Zeke Moreau powrócił, Cole ocalił 301 życie nie tylko moje, ale i połowy kompanii unioni- stów, którzy stacjonowali na naszym ranczu. Kristin wyglądała pięknie i odpowiadała śmiało, może dlatego Taylor Green szybko zrezygnował z jej wyjaśnień. Wezwano Malchiego. Zjawił się w pełnym umundurowaniu, piękny i dystyngowany. - Panie... kapitanie, no cóż, ja rozumiem, że pan jest już w cywilu? - spytał Taylor Green. - Podobno wojna się skończyła - powiedział sucho Malachi. - Ale pan nałożył mundur. - Walczyliśmy z honorem. Nie wstydzę się tego munduru. - Pan nadal nie popiera Unii? - Wojna się skończyła. - Tym niemniej, panie... kapitanie, może powie pan nam jednak, czy pan wierzy, że Południe znowu powstanie? - Ja wierzę, że wojna się skończyła i mam na dzieję, że z pożytkiem dla nas wszystkich. Po sali przeszedł szmer aprobaty. Shannon uśmie chnęła się. Malachi zjednał sobie ludzi, a więc zapalił się pierwszy promyk nadziei. - Pan służył w regularnym wojsku? - W kawalerii Południa. Pod rozkazami Johna Huntera Morgana. - Z Quantrillem pan nie jezdził? - Nie. - Nigdy? 302 - Nigdy. Ale gdybym nie był w regularnym wojs ku, dołączyłbym do brata. Pan też by tak zrobił, gdyby pańska bratowa, niewinna istota, skonała w kałuży własnej krwi! - Pan, zdaje się, jest człowiekiem porywczym. - Przede wszystkim prawdomównym. Mówię prawdę, bo to jest sąd, a ja przysięgałem, że będę mówił tylko prawdę. I jeśli jest jeszcze w moim kraju sprawiedliwość, to mój brat, Cole, jest niewinny, tak samo jak Jamie. Znam niewielu tak porządnych ludzi jak mój brat i jeśli Cole ma być winny, bo zabił człowieka, który zabił mu żonę, to ja też jestem winny. Bo gdybym mógł, byłym wtedy razem z mo im bratem. - A więc pan się przyznaje - wykrzyknął trium falnie Taylor Green. - Panowie przysięgli, oskarżony się przyznał. Panie kapitanie, może pan odejść! - On się przyznało! - rozległ się głośny krzyk Shannon. Zerwała się z miejsca, nieświadoma, że krzyczy, że oczy wszystkich są teraz w nią wlepione. - Przyznał się? Ach ty, draniu jankeski, ty! Na sali podniósł się gwar. Część ludzi śmiała się, zwolennicy Unii byli oburzeni. Sędzia głośno uderzył młotkiem. - Pani Slater! Jeszcze jedno takie wystąpienie i uznam to za obrazę sądu! Rozumiemy się? Shannon opadła na krzesło i dopiero wtedy do niej dotarło, że Malachi przygląda jej się, a po jego ustach błąka się uśmiech. Bezcenny, bo jakże dodający otuchy... Potem przesłuchiwano Jamie'ego. Jamie był 303 uprzejmy i gładki, nawet Taylor Green nie zdołał wyprowadzić go z równowagi. I Jamie był tak samo dumny i uparty jak jego bracia. Obok Shannon siedziała Kristin, dalej Matthew i Iris. Kiedy zarządzono przerwę, Shannon pozwolo no na widzenie z Malachim. Dano im kilka minut. - Drań jankeski? - drażnił się z nią Malachi, a w jego oczach błysnęły wesołe iskierki. - I to pani, pani McCahy Slater, wyzywa kogoś od jankeskich drani? Dzięki, Shannon. Umrę szczęśliwy! - Nie waż się mówić o umieraniu. - Wybacz. - I przestań być taki dumny! - krzyknęła przez łzy. - Niczego nie masz na sumieniu! A zachowujesz się tak, jakbyś koniecznie chciał, żeby uznali cię winnym! - Nie, Shannon. Uśmiechnął się, objął dłońmi jej twarz i pocałował szybciutko. - Ja mówię im tylko prawdę. Chciała jeszcze coś powiedzieć, spierać się z nim, przekonać, żeby zachowywał się rozsądnie, ale wi dzenie dobiegło końca. Malachiego wyprowadzono. Dni mijały, a sytuacja wydawała się coraz bardziej beznadziejna. Nie, nie chodziło o to, że sąd był nieuczciwy. Ale wydawało się, że Taylor Green każde zwykłe stwier dzenie faktu traktuje jako udowodnienie winy. Fak tem było, że Cole jezdził z Quantrillem. I nieważne, że trwało to bardzo krótko, a Cole miał naprawdę 304
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|