[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carlos był na siebie wściekły, że opowiedział jej o swojej przeszłości, wylał na nią całą tę truciznę, która po tylu latach nadal krążyła w jego żyłach. Nienawidził siebie również za to, że przez swoje przeklęte pożądanie oraz chwilowe zaćmienie umysłu skomplikował tej kobiecie życie. Kat Balfour nie zasługiwała na to. - Dobrze. Nie będę cię zatrzymywał. Dotrzymał słowa. Kat czekała na niego w łóżku. Nie przyszedł do niej. Zapadła w sen. Kiedy się obudziła, na zewnątrz było już szaro. Łóżko obok niej nadal było puste. Poczuła, jak jej serce przenika bolesny chłód. Wyszła z kabiny na pokład. Miała nadzieję, że tam go znajdzie. Na pokładzie nie było jednak żywego ducha. Gwiazdy bledły, ustępowały miejsca perlistym promieniom słońca. W oddali ujrzała migoczące światła. Ląd. Zdziwiła ją własna reakcja - nie poczuła tęsknoty za odległym światem, normalnym życiem. Jacht kierował się powoli ku Francji. Tam, gdzie wszystko się zaczęło. Nie opuszczało jej wrażenie, że to wszystko miało miejsce całe wieki temu. Boso przeszła do jego kajuty. Zatrzymała się w progu. Carlos leżał na łóżku, zupełnie nagi, pogrążony we śnie. Przyglądała się jego przystojnej twarzy, z której nawet we śnie nie schodził wyniosły, twardy wyraz. Przypomniała sobie jego dramatyczną opowieść. I nagle jej serce zabiło mocno, napełniło się przerażającym, niedorzecznym uczuciem. Miłością. - Kat? - mruknął cicho. Uniósł powieki. Ich spojrzenia się splotły, lecz w jego oczach Kat nie dostrzegła nic, ani krzty radości na jej widok. Zupełnie jakby była niewidzialna. Jakby on nie chciał jej widzieć. Odwrócił głowę i ponownie zasnął. Wróciła do swojej kajuty, czując w środku tępy ból. Zaczynała się przyzwyczajać do tego uczucia. Zapaliła lampkę przy łóżku, usiadła na jego brzegu i poczuła, jak po po- liczkach ciekną jej ciepłe łzy. Trwała w bezruchu, dopóki nie przestała płakać. Otarła twarz. Musiało minąć spo- ro czasu. Na zewnątrz prażyło już pełne słońce. Wstała i poszła do łazienki, gdzie ujrzała coś, czego przez tyle dni w głębi ducha tak bardzo się obawiała... Po kilku godzinach wyszła na pokład. Wkrótce pojawił się na nim właściciel jach- tu. - Wcześnie wstałaś - rzucił rzeczowo. - Nie przyszedłeś do mnie - odparła oskarżycielskim tonem. Starała się wyeliminować ze swojego głosu wszelkie nuty urazy. Uniósł brwi, zaskoczony jej atakiem. - Masz mi to za złe? - Przypomniał sobie, jak wczoraj pokręciła głową, gdy zapytał, czy chce mieć dziecko. Poczuł wówczas bolesne rozczarowanie, a przede wszystkim koszmarny niesmak. Cieszył się, że spędzili noc osobno. Jak mógł chcieć kochać się z kobietą, która ma w tej sprawie takie stanowisko? - Przecież powiedziałaś, że jesteś zmęczona. Ton jego głosu był lodowaty. Wyczuła w nim sporo niechęci oraz tłumionego gniewu. Czy żałował swojej spowiedzi? Czy chciał się od niej oddalić? A może doszedł do wniosku, że ich romans się wypalił? Spojrzała w jego przystojną twarz, która teraz była nieprzeniknioną maską. Może
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|