[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Nie - znowu sprzeciwił się Tweed. - Charmian nie może nam dyktować, jak mamy żyć. Jestem przyzwyczajony do swojego samochodu. -Dobra - nie ustępował Harry. - Ja jestem najmniejszy. Będę za tobą jezdził schowany na tylnym siedzeniu, czy ci się to podo- ba, czy nie. -Nie zapominaj - wtrąciła Paula, zwracając się do swojego szefa - że Harry już raz uratował nam życie, kiedy rozbroił tę bombę. Musisz go słuchać. - Tak, musisz go słuchać - rozległ się ochrypły głos Marlera. -1 posłuchasz - dodał Nield. -W porządku. - Poirytowany Tweed załamał ręce. - Zgadzam się, jeśli ma to was uszczęśliwić. -Z chodzenia pieszo do domu też będziesz musiał zrezygno- wać - poszła za ciosem Paula. - Przynajmniej dopóki Charmian nie znajdzie się w kostnicy. -Na razie muszę zadzwonić do Lucindy - zdecydowanym gło- 191 sem przerwał rozmowę Tweed. - Chciałbym, żeby pojechała do Abbey Grange i sprawdziła, jak się ma Michael. - Michael? Dlaczego? - spytała Paula. Tweed, nie odpowiadając, sam wybrał numer do Lucindy. Znał go na pamięć. W słuchawce odezwał się jej zaspany głos. -Mówi Tweed. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. -Nie, nie mogę zasnąć. Wciąż myślę o tych okropnych mor- derstwach. Szkoda, że nie mam się czym zająć. -Już masz. Chciałbym, żebyś rano pojechała do Abbey Grange i sprawdziła, w jakim stanie jest Michael. -Mogę pojechać już teraz, byłabym tam wcześnie rano. Do- tychczas nie odezwał się ani słowem. Dzwoniłam do pani Brogan. Jeśli masz nadzieję, że on ze mną porozmawia... -Nie. Chcę, żebyś ukradkiem go obserwowała. Potem opo- wiesz mi, jakie odniosłaś wrażenie. -Zaraz jadę... -Zaczekaj. Byłem w Ivy Cottage w Boxton. Ktoś włamał się do domu i dokładnie go przetrząsnął. Tak samo jak barkę, w któ- rej znalezliśmy ciało detektywa Jacksona. -Zaraz jadę - powtórzyła Lucinda. -Nie powiedziałeś jej o kopercie, którą znalazłam w lodówce - skomentowała Paula. -Naprawdę? -Nie rozumiem, dlaczego wysyłasz Lucindę, żeby obserwowa- ła Michaela. -Wszyscy oprócz mnie już o nim zapomnieli. Chcę się przeko- nać, jak ona opisze sytuację w Abbey Grange. -Zwietnie. - Paula uśmiechnęła się ponuro. - Dalej mów do mnie zagadkami. -Teraz sprawdzimy, czy uda się nam wyprosić jakąkolwiek pomoc od Ministerstwa Obrony. - Znowu wybrał numer na swoim staroświeckim telefonie. - Tu Tweed, zastępca dyrektora SIS. Chciałbym natychmiast rozmawiać z komandorem Wellsem, on ma zazwyczaj dyżur nocny. Mój kod? Nie marnuj mojego czasu, bo wyrzucę cię z pracy. Po prostu połącz mnie z komandorem Wellsem! -Kto mówi? - odezwał się po dłuższej chwili uprzejmy głos. -Tweed. David, powiedz mi... -Nie podałeś kodu. -W cholerę z kodem. Znasz przecież mój głos. Czy to jest bez- pieczne połączenie? 192 -Z naszej strony tak. Nie wiem, czy z twojej... -Chciałbym, żeby twoje okręty patrolowe i samoloty spraw- dziły akwen na północ od Gibraltaru. Mają szukać frachtowca, wysłużonej krypy, około piętnastu lub szesnastu tysięcy ton. Poje- dynczy komin. Nazwa statku Oran". Płynie pod banderą Liberii. -To, co teraz powiem, jest ściśle tajne. Patrolowce są już na morzu, ale w rejonie Cieśniny Kaletańskiej i na północ od niej. Natomiast Amerykanie wysłali poszukiwawczą flotę z wielkiej bazy w Neapolu i przeczesują wschodnie wody Morza Zródziem- nego. Zadowolony? - Ton głosu Davida wydawał się znudzony. -Szukacie w złym miejscu - burknął Tweed. - Podałem wam dokładny opis. Załoga składa się w całości z Arabów. -Czyżby? W takim razie statek zostałby zatrzymany i przeszu- kany przez jedną z korwet w Cieśninie Kaletańskiej. -A jeśli wcale tam nie płynie? -Cóż, nie możemy być wszędzie. A w Neapolu nie posłuchają naszych propozycji. -Pogratulować współpracy. Jeszcze jedno pytanie. Wiemy, że Angora otrzymała z Korei Północnej dużą dostawę rakiet da- lekiego zasięgu, ale nie ma do nich głowic. Ile kosztuje taka głowica? -Nie rozumiem, po co ci to. Jedna to około miliona funtów. -Milion funtów za jedną głowicę? - powtórzył Tweed. -Tak. Ten paranoik Kim, dyktator Korei Północnej, wysłał rakiety wcześniejszym statkiem, a potem załadował głowice na następny, który wkrótce po opuszczeniu portu zderzył się z ame- rykańskim niszczycielem na Morzu Japońskim. Tokio poinformo- wało nas, że ich nurkowie znalezli w zatopionym wraku czterdzie- ści uzbrojonych głowic. Uzbrojonych! Tylko szaleńcy wysłaliby uzbrojone głowice, ale Kim jest szalony. -W takim razie Angora desperacko potrzebuje teraz głowic, ponieważ wciąż nie może odpalić rakiet w kierunku wielkich miast Europy? -Tak przypuszczam. - Komandor Wells urwał nagle. - Tweed, ty nie oszalałeś, prawda? Gazety są pełne doniesień o tym, że zaj- mujesz się sprawą jakichś okropnych morderstw. Nie widzę związ- ku pomiędzy twoimi pytaniami a tropieniem seryjnego zabójcy. -A ja już widzę. - Tweed powstrzymał się, żeby nie trzasnąć słuchawką. - David, chciałbym ci podziękować, bo naprawdę bar- dzo mi pomogłeś. -Zawsze do usług, stary... 193 -Zanim się rozłączysz, czy jest jakaś szansa, że wyślecie pa- trolowce na wody wokół Portugalii, Hiszpanii i Francji? -Nie ma mowy. Wysłaliśmy już wszystko, co mamy. Podczas tej rozmowy Paula przyniosła notes, na wypadek gdy- by Tweed chciał coś zapisać. Przysłuchiwała się ostatniej części rozmowy, siedząc z założonymi rękami na brzegu biurka. -Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać i podsłucha- łam to, co powiedziałeś o związku pomiędzy tym frachtowcem i morderstwami. Ja nie widzę żadnego powiązania pomiędzy tymi dwoma sprawami. -Właśnie dlatego ja siedzę tutaj, a twoje biurko jest tam. -Rozumiem - odrzekła cicho. Wstawała już, kiedy pochylił się i złapał ją za ramię. -Przepraszam, to było nie fair z mojej strony. Wybacz. -Nie musisz przepraszać. - Uśmiechnęła się ciepło. - Wszyscy wiemy, że jest ci bardzo ciężko, właściwie wciąż czekamy, kiedy wybuchniesz. - Uśmiechnęła się ponownie, wróciła do swojego biurka i spojrzała za okno, odsuwając zasłony o kilka centyme- trów. - Jest całkiem ciemno - poinformowała, siadając. - Chmury
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|