[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewać telefonu od niego, a nie może mu przecież powiedzieć, że oddała serce, ciało i duszę komuś innemu, kogo już nigdy nie zobaczy. Westchnęła i przyłożyła czoło do chłodnej szyby. - Mark - szepnęła z bólem. - Dlaczego musiałam cię pokochać, skoro rozstanie z tobą boli tak bardzo? R L T Niewielka była szansa znalezć odpowiedz na to pytanie. Dni mijały, pogoda się popsuła. Coraz częściej padało, a ranki były chłodne, co za- powiadało jesień. Tallie spędzała większość czasu poza domem, głównie na długich spa- cerach z wdzięcznymi psami. Widziała, że matka obserwuje ją ze ściągniętymi brwiami i wcześniej czy pózniej oczekiwała grzecznego, ale stanowczego przesłuchania dotyczące- go czasu spędzonego w Londynie. Naturalnie już pierwszego dnia przy kolacji podjęto temat jej nieudanej kariery pi- sarskiej, ale rodzice najwyrazniej zaakceptowali dość mętne wyjaśnienia. - Szkoda, zwłaszcza że ta agentka wyrażała się o tobie tak entuzjastycznie - zauwa- żył ojciec, a potem, na szczęście, temat umarł śmiercią naturalną. Pomiędzy przyrządzaniem galaretki z porzeczek, zbieraniem jabłek i orzechów, wysłała liczne aplikacje o pracę, ale znikąd nie doczekała się zainteresowania. Może powinna rozważyć sugestię ojca i pomyśleć o dalszej edukacji? Wahała się, bo nie miała pojęcia, jaki kształt przybierze jej przyszłość. Wolała nie sięgać myślami dalej niż kolejny dzień. W końcu zaczęła pracować wieczorami jako kelnerka w miejscowym pubie z re- stauracją, co pozwoliło jej unikać telefonów Davida Acklanda, a także zaoszczędzić tro- chę pieniędzy. Była w domu już od dwóch tygodni, kiedy nadeszła pocztą duża kremowa koperta. Pani Paget zerknęła na wyjętą z niej ozdobną kartę i jej brwi podjechały wysoko na czo- ło. - Dobry Boże - powiedziała. - Twoja kuzynka Josie zaręczyła się z Garethem Hamptonem. Tym, który zawsze był taki zarozumiały, kiedy jego rodzice mieszkali tutaj. Nie miałam pojęcia, że się znają. W pewnym momencie myślałam nawet, że on się po- doba tobie. - To już przeszłość - odparła lekko. - Pewno urządzają wielkie przyjęcie? - Owszem. - Matka zerknęła na kartkę z powątpiewaniem i odłożyła ją na stół. - Ty i Guy jesteście zaproszeni z osobami towarzyszącymi. Może poprosisz Davida? To miły chłopak, wart dziesięciu takich Garethów. R L T - Albo nie pójdę w ogóle. - Tallie wstała od stołu. - Pomówimy o tym pózniej - do- dała, zanim matka zdążyła zaprotestować. - Przestało padać, więc wezmę psy na spacer. Przechadzka okazała się pełna przygód, takich jak pogoń za królikami, spotkanie z kotem i kąpiel w rzece i zanim udało jej się zwołać podniecone psy, lunął deszcz i w jed- nej chwili przemokła do nitki. Kiedy otworzyła kuchenne drzwi, psy minęły ją i popędziły, szczekając, do miesz- kania. Matka, niezwykle ożywiona, odwróciła się od kuchenki. - Masz gościa. Jest w salonie, idz tam, żeby go psy nie opadły, a ja zrobię kawę. Zapytaj, czy ma ochotę na gorące babeczki. Tallie z rezygnacją odgarnęła do tyłu mokre włosy. David Ackland, pomyślała. Będzie uprzejma, ale zdecydowana i od razu wyjaśni, że nie wybiera się na uroczystość zaręczynową Josie. A potem weszła do salonu i zobaczyła wysoką sylwetkę, obiekt hałaśliwego powi- tania psów. Momentalnie zaschło jej w ustach, a pokój zawirował wokół niej. - Mark? - szepnęła bez tchu. - Jak widać. To nie był obiecujący początek. - Cieszę się, że jesteś bezpieczny - powiedziała szybko. - Będziecie budowali ten most? - Nie pod tym rządem. Obecny prezydent planuje pałac, coś pośredniego między burdelem a Tadż Mahal. - Pewnie jesteś rozczarowany. - Wzięła głęboki oddech. - Ale... co tu robisz? - Szukam ciebie - odparł bez uśmiechu. - Powiedziałem przecież, że po powrocie chcę z tobą poważnie porozmawiać, pamiętasz? - Tak. Ale od tamtej pory dużo się zmieniło. - Wiem o wszystkim. Psy wciąż tańczyły radośnie wokół niego, ale pstryknął palcami i uspokoiły się od razu, tylko mokre, kosmate ogony uderzały miarowo o podłogę. - Kąpały się w rzece - powiedziała Tallie. R L T - Wyglądasz, jakbyś zrobiła to samo. Może wytrzyj włosy i przebierz się, a ja po- czekam - zaproponował, ale Tallie potrząsnęła głową. - Jeżeli stąd wyjdę, zabraknie mi odwagi, żeby wrócić. Powiedz mi, po co przyje- chałeś. Chcę wiedzieć najgorsze. - Najgorsze... - powtórzył wolno. - Ciekawy dobór słów. Wpatrywała się w podłogę. - Rozumiem, że jesteś zły, i wiem, że to moja wina. Tak bardzo się wstydzę... - Jej wargi drżały. - Straszny jeszcze ze mnie dzieciak. Głupi, zdolny zniszczyć coś cennego, nie zdając sobie z tego sprawy. Gdybym mogła się cofnąć w czasie i nigdy nie napisać tamtych okropnych słów, zrobiłabym to. Ale nie mogę, za to ty możesz pozwać mnie o zniesławienie, bo Sonia przeczytała to, co napisałam, i groziła, że pokaże to innym lu- dziom. Och, Mark... moi rodzice nic o tym wszystkim nie wiedzą i nie mogę im powie- dzieć, a jeżeli trafię do sądu, to ich zabije. I nie będę mogła pozwolić sobie na odszko- dowanie. - Nie martwiłbym się o to aż tak bardzo - powiedział ze spokojem. - W moim świecie mąż odpowiada za długi żony, a płacenie odszkodowania samemu sobie wydaje mi się całkowicie niepotrzebne. Pokój zawirował jeszcze szybciej. - O... o czym ty mówisz? - O małżeństwie - odparł. - Musiałaś o tym słyszeć. Wymiana obrączek... dopóki śmierć nas nie rozłączy... dom... dzieci... - Przecież nie chcesz ożenić się ze mną? - powiedziała drżąco. - Nie możesz. - Dlaczego? - Pytająco uniósł brwi. - Mógłbyś mieć każdą kobietę. Pani Randall powiedziała, że jesteś multimilione- rem. - Istotnie - odparł. - Ale nie zamierzałem kupować ciebie. I znam ludzi dużo bogat- szych ode mnie. Przedstawię ci ich. - Bądz poważny - poprosiła, sfrustrowana. - Tallie - wyjaśnił cierpliwie. - To jest bardzo poważna rozmowa. Proszę cię, żebyś za mnie wyszła. Nie rozumiesz? R L T
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|