|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odechciało jej się być żoną lekarza. Właściwie od urodzenia Jacka małżeństwo przestało ją bawić. Jak myślisz, dlaczego z nimi zamieszkałam? Lindsay nigdy nie było w domu. A kiedy Jack miał trzy lata, przeniosła się do mieszkania w Cerne Carey. Założyła firmę projektowania wnętrz. I wplątała się w romans. Twierdziła, że on jest jej wspólnikiem, ale... - Rosa wzruszyła ramionami. - Bruno też o tym wiedział. Znał ją już dobrze. Był do niej bardzo przywiązany, ale kiedy zabrała Jacka, nastąpił koniec. Frances ogarnęła czarna rozpacz. Czy to możliwe, że aż tak się pomyliła? Czyżby to nie jego, lecz jej własne urazy sprawiły, że go odrzuciła? - Mój zięć troszczył się o nią, martwił się jej niestałością, bo była matką Jacka. To wszystko - kontynuowała Rosa. - Kiedy poznał ciebie, powiedział mi, że wreszcie znalazł kogoś, kogo mógłby pokochać. Ale bał się o Jacka. Nie chciał burzyć jego spokoju. Tylko że, jak dobrze wiesz, Jack sam podjął decyzję. Bruno chciał być ostrożny, Jack przeciwnie. Od pierwszego dnia, kiedy znalazłaś go w Cerne Carey, przypadłaś mu do serca. - Och, Roso, a ja myślałam, że nie mogę rywalizować z Lindsay. - Możesz być pewna, że gdybyś naprawdę przypominała Lindsay, Bruno nigdy by się w tobie nie zakochał. Wiem, co mówię. Była moją córką. - Rosa - 130 - S R ujęła jej dłoń. - Czy wiesz, że Jack będzie mieszkał w internacie tylko w dni powszednie? Na weekendy będzie wracał do domu. - Nie wiedziałam. Czy jest z tego bardziej zadowolony? - O wiele. To twoja zasługa. Ty wpłynęłaś na Bruna. Frances westchnęła. Podniosła oczy na Rosę. - To już mój ostatni tydzień. Benita wraca do pracy... - Przez tydzień może się jeszcze wiele wydarzyć - rzekła Rosa. - Kochasz go? Frances powoli skinęła głową. - To czemu mu tego po prostu nie powiesz? Bo się bała, taka była prawda. Bała się otworzyć serce, dawać i brać. Teraz już wiedziała, że nigdy nie kochała Grega ani Greg jej. A gdy w końcu przyszła prawdziwa miłość, nie potrafiła jej zatrzymać. - Już za pózno, Roso. - Nigdy nie jest za pózno. Frances nie mogła opanować wzburzenia. Była zła na samą siebie. Podejrzewała Bruna o romanse, a kiedy okazało się to nieprawdą, uczepiła się ducha! A wszystko dlatego, że bała się kochać, bata się narazić na cierpienie. Co Bruno o niej teraz myśli? Nie zasługuje na jeszcze jedną szansę. Mimo to miała nadzieję, że spotkają się w poniedziałek rano w przychodni. Niestety tak się nie stało. Wyszedł na wizyty domowe. We wtorek zajął go nagły wypadek, a w środę ona była zajęta: żegnała się z pacjentami. We czwartek po pracy odbyło się w przychodni małe przyjęcie pożegnalne z winem, chrupkami i kiełbaskami. Wesoła, żartobliwa atmosfera pomogła jej pokryć rozczarowanie z powodu nieobecności Bruna. Nadszedł piątek, dzień ostatniej szansy na spotkanie z nim. Nie przyszedł do pracy. Jakoś przetrwała kilka godzin, z sercem tak ciężkim, że chwilami - 131 - S R zdawało jej się, że zaraz umrze. Opuściwszy przychodnię, otarta napływające do oczu łzy i po raz ostatni pojechała na Bow Lane. Pakując się i sprzątając, wyczekiwała telefonu. Nie zadzwonił. W sypialni wybuchnęła płaczem. Czy widział świat taką ślepą, nic nie rozumiejącą idiotkę jak ona? Oto opuszcza miasto, które nauczyła się kochać. I ukochanego mężczyznę. Czy duma jest warta takiej ceny? Podniosła słuchawkę i wybrała numer Bruna. Nikt się nie zgłosił. Niedzielna podróż do Londynu była niewypowiedzianie smutna. Pogoda harmonizowała z jej nastrojem: lało bez przerwy. Londyn wyglądał ponuro, jak tylko Londyn może wyglądać w taki dzień. Samochód przedzierał się przez wilgotną szarość. Nad wielkim miastem zdawała się wisieć chmura samotności. Wkrótce przez ociekającą deszczem przednią szybę zobaczyła długie rzędy blizniaków, co zwiastowało, że zbliża się do swojego dawnego świata. Na ten widok poczuła głęboki niesmak. To ma być dom? Tam dom twój, gdzie serce twoje... A jej serce jest w zapadłym kącie Dorset. Zatrzymała się przed niewielkim blokiem na końcu ulicy. Równie dobrze mogłaby wysiąść na innej planecie. Nic nie czuła. %7ładnego sentymentu. Ciepła. Powitalnego nastroju. Azy przepełniły jej oczy i zaczęły kapać na zaciśnięte dłonie. Sama jest sobie winna. Przed oczami miała jedynie kochaną twarz Bruna. Boże, teraz zwiduje jej się już nie tylko we śnie, ale i w świetle dziennym. Słysząc pukanie, aż drgnęła. Chyba traci zmysły. Drżącą ręką opuściła szybę. Bruno tu jest: to naprawdę jego twarz! Nagle drzwi się otworzyły i znalazła się w jego ramionach. Przywarła do niego, łkając, śmiejąc się, nie wierząc własnym oczom. Po ich twarzach spływały strugi deszczu. - 132 - S R - Jak... skąd...? - jąkała się. - Wcześnie wyjechałaś! Musiałem cię chyba wyprzedzić gdzieś po drodze. - Nie widziałam cię. Och, kochany, co cię tu sprowadza? Roześmiał się. A potem pocałował ją tak, że zabrakło jej tchu. - Ty mały głuptasie! - Ale ja myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. - Naprawdę myślałaś, że tak po prostu pozwolę ci odejść? Potrząsnęła głową. - Nie wiedziałam, co myśleć. Dzwoniłam do ciebie w piątek. - Miałem wolny dzień. Zabrałem Jacka i Rosę na wycieczkę, a potem na kolację. Jutro Jack zaczyna szkołę, pamiętasz? - Zapomniałam - jęknęła. - Oboje żałowali, że cię z nami nie było. - Nie zostałam zaproszona. - A przyszłabyś? - Och, kochany, oczywiście. - Uściskała go z całej siły. - W takim razie lepiej ruszajmy. - Oderwał ją od siebie i przetarł mokre od deszczu oczy. - Nie możemy zmarnować Jackowi ostatniego wieczoru w domu. - Jak to? Mam wracać... teraz, z tobą? - A jak sądzisz, co innego mogłem mieć na myśli? Spojrzeli sobie w oczy. Bruno całował jej twarz, pokrytą kropelkami deszczu. - Jesteś piękna, kiedy jesteś mokra. - To już coś w rodzaju tradycji. Za pierwszym razem pożyczyłeś mi sweter. - A teraz daję ci serce. - Och, Bruno... Nigdy nie przestanę cię kochać. - Powtórz to - szepnął. - 133 - S R - Kocham cię, najdroższy. I zawsze będę cię kochać... nawet jeśli naprawdę dostanę zapalenia płuc. Zaśmiał się, tuląc ją do piersi. - Nie martw się, znam doskonałe lekarstwo. Oto recepta: pani Quillan... Ważne do końca życia. - 134 - S R
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|
|
|