Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dopiero za Bielskiem warunki jazdy wyraznie się popsuły. Coraz więcej tworzyło się korków, mijali całe
kolumny furmanek i sporo traktorów. Zatrzymali się w hotelu  Orzeł" tuż przy dworcu kolejowym. Był to
stary, trzeciorzędny hotel, miał jednak tę zaletę, że blisko stąd było do zamku, w którym mieściło się mu-
zeum. O miejsce w reprezentacyjnym  Beskidzie" było znacznie trudniej, a poza tym nie chcieli się tam
zatrzymywać, znając przyzwyczajenia Getlera, który wybierał zawsze najelegantsze hotele.
Po obiedzie poszli w kierunku muzeum. Już po kilku minutach dotarli do okazałego budynku stojące-
go w samym centrum miasta. Obeszli go dookoła, po czym wąską uliczką pnącą się w górę doszli przed
bramę. Stanęli przy dawnym murze obronnym. Z dołu dobiegał ich szum ulicznego ruchu.
 A więc to tu  zagadnął Wagner.
Kurt Braun stał w milczeniu, obserwując masywną brył? zamku. Najważniejsza część pracy zaczynała
się właśnie teraz. Zbieranie informacji, tysiące szczegółów, załatwianie najróżniejszych spraw  często
niebezpiecznych.
 Masz opinię zdolnego specjalisty  odezwał się znowu Wagner.
 Sam nie wiem, czy rzeczywiście jestem specjalistą. Specjaliści  to specjalizacja w jednym kie-
runku. W praktyce oznacza to opanowanie do perfekcji jednej metody, .la takiej nie mam.
 Co to znaczy?
 Jest to szukanie słabych punktów.
 Sam widzisz, że takie teoretyzowanie do niczego nie prowadzi. Trzeba się zwyczajnie zabrać do
roboty.
Weszli w wąską, brukowaną kocimi łbami bramę. Wagner, który znał trochę język polski, przystaną!
przed dużym afiszem informującym o wystawie malarstwa polskiego ze zbiorów Muzeum Narodowego w
Warszawie.
Dragon miał dobre wiadomości  powiedział wskazując na afisz.
 Czyli mamy jeszcze dwa tygodnie?
 Tak. I to nam wystarczy!
Przed dziedzińcem zamkowym Skręcili w staroświecką klatkę schodową. Szerokie schody zaprowa-
dziły ich na górę. Od starszej pani sprzedającej bilety dowiedzieli się, że właśnie czynna jest wystawa ludo-
wego tkactwa artystycznego. Muzeum było prawie puste, nie licząc szkolnej wycieczki pod przewodnic-
twem młodego nauczyciela. Przeszli wolno przez wszystkie sale tworzące jeden ciąg. Gdy byli już w ostat-
niej, skąd należało przejść z powrotem. Braun stanął w szerokim przejściu oddzielającym jedną salę od dru-
giej i skinął na Wagnera. Ten błyskawicznie wyciągnął zwijaną metalową miarkę i zaczął mierzyć długość i
szerokość sali. Wziął również wymiary, okien, które w przeciwieństwie do tych na parterze nie miały krat.
Tę samą. operację powtórzyli w pozostałych pomieszczeniach. O ile Wagnera interesowały jedynie wymiary
sal, o tyle Braun wziął na siebie trudniejsze zadanie. Chodziło mu o ustalenie rozkładu klatek schodowych i
przejść na piętrze, na którym znajdowało się muzeum. Poza tym chciał zorientować się, ile i jakie pomiesz-
czenia należą do muzeum, nie wyłączając administracyjnych. Pierwszym istotnym szczegółem, który go
bliżej zainteresował, były zabite i nie używane drzwi w jednej z sal. Należało ustalić, dokąd one prowa-
dzaj jak są zabezpieczone przed ewentualnym otwarciem. Z oględzin drzwi oddzielających sale dowiedział
się, że nie były zamykani, Jedynym więc zabezpieczeniem była potężna krata zaopatrzona w nie mniej po-
tężną kłódkę oraz drzwi zamykane na yalowski zamek. Już teraz wiedzieli, że niecałe piętro zajmowane jest
przez sale muzealne. Należało więc ustalić, czy należą, one do administracji, czy może do innych użytkow-
ników. Pobyt w muzeum zajął im prawie pół godziny. Opuszczali je wraz z hałaśliwą grupą uczniów1, na
których przede wszystkim skupiała, się uwaga personę: ;. Schodzili tą samą klatką schodową. Mym razem
zwrócili pilniejszą uwagę na drzwi mieszczące się tuż przy wejściu do sal muzealnych. Braun nacisnął
wielką mosiężną klamkę. Drzwi ustąpiły. W pierwszej chwili pomyśleli, ze znajdują się u pomieszczeniu, do
którego od strony sal wystawowych prowadziły zamknięte czy tez zabite drzwi. Gdy znalezli się w małym
holu, przekonali się szybko, że tak nic było. Wagner przeklął szpetnie pod nosem. Braun, jakby rozumiejąc
o co tamtemu chodzi, powiedział tylko:
 To byłoby zbył proste.
Napis na obitych ceratą drzwiach nie pozostawiał żadnych złudzeń:  Dyrektor  Wejście przez sekre-
tariat
Oznaczało to kolejną zaporę, zakładając oczywiście, że z sekretariatu, bądz z gabinetu dyrektora pro-
wadzi zagrodzone drzwiami przejście do sal muzealnych. Braun wsunął tam głowę. Wzrok jego spotkał się
ze zdziwionym spojrzeniem młodej dziewczyny siedzącej za biurkiem. Jeden rzut oka pozwolił mu zorien-
tować się w rozkładzie pomieszczenia. Jego uwadze nie uszedł także istotny szczegół: drugie oprócz prowa-
dzących do gabinetu dyrektora drzwi, i to w miejscu, w którym ich oczekiwał. Zanim dziewczyna zdążyła
cokolwiek powiedzieć. Braun skłonił głowę, jakby ją chciał przeprosić, po czym wycofał się szybko do ma-
leńkiego holu, a stamtąd na klatkę schodową.
 Jest coś?  zapytał zniecierpliwiony Wagner.
 Są drzwi, ale chyba nie te, o których myślimy.
 Dlaczego?!
 Zajrzyj do tego, co zapisałeś.
Wagner poszperał w swoich zapiskach, po czym powiedział:
 Tamte miały prawie półtora metra szerokości.
 Odpada. Te w sekretariacie nie majÄ… nawet metra.
 Nie wiesz, czy używane?
 Raczej nic, ale nie mogę tego powiedzieć z całą pewnością.
 W każdym razie gdzieś prowadzą, a to też informacja.
Braun spojrzał na niego pobłażliwym wzrokiem. Wagner nie speszony, rzucił:
 Nie zapominaj, że większość tych tkanin wisiała na ścianach. Może za którąś z nich są jakieś drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates