Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kobietom różne kuszące fatałaszki, poczuł dziwną suchość w gardle.
- Zaraz wracam - powiedział niedbale, nie chcąc, by odczytała
jego myśli.
- Poczekaj - poprosiła Sara i dotknęła jego ramienia. Oboje
poczuli, ze to całkiem przecież normalne dotknięcie miało w sobie
jakiś niezwykły ładunek. - Weź moją kartę kredytową. Wprawdzie nie
jestem pewna, ile mi na niej jeszcze zostało, ale weź, proszę. Nie
chcę, żebyś płacił za moje ubranie.
111
Flynn także nie miał z początku takiego zamiaru, ale nutka
zażenowania, jaką usłyszał w jej głosie, przypomniała mu rozmowę,
jaką poprzedniego dnia przeprowadziła z tym durniem Bowersem.
Wtedy też była zażenowana. Flynnowi zrobiło się przykro. Nagle
poczuł, że dałby wiele, aby uwolnić Sarę z zastawionej przez Bowersa
pułapki.
- Daj spokój - powiedział. - Jeśli koniecznie chcesz, mogę ci to
potem potrącić z twojej części nagrody.
- A jeśli nie znajdziemy Benny'ego? Wtedy nie będzie nagrody...
- Możesz mi zaufać - odparł Flynn, wysiadając z samochodu.
Aha, pomyślała Sara, śledząc wzrokiem jego oddalającą się
postać. Wszystko, tylko nie to. Mężczyźni tacy jak Flynn budzą różne
uczucia, ale zaufanie nie jest na pierwszym miejscu. Raczej może
ciekawość, może trochę podniecenia i - no tak, powiedzmy to sobie
szczerze - pożądanie. Myśląc to Sara poczuła się trochę lepiej.
Niepokojące uczucia, które w sobie odkryła, nie były jej winą, miały
podłoże biologiczne, a nawet historyczne. Podobne reakcje budził
zapewne człowiek jaskiniowy, wymachujący przed swoja ukochaną
nową, piękną maczugą.
Flynn nie kazał jej długo czekać i pojawił się wkrótce z dwiema
dużymi torbami. Na oko Sary jedna torba zupełnie by wystarczyła,
aby pomieścić to, co zamówiła. Co jeszcze mogło skusić Flynna?
Oczami wyobraźni ujrzała skąpe, czerwone, koronkowe drobiazgi,
zupełnie niepodobne do tych, które zawsze sobie kupowała. Kiedy
Flynn siadł za kierownicą, jedną torbę postawiła sobie przy nogach, a
112
drugą na kolanach. Serce biło jej jak szalone, gdy sięgnęła do torby,
spodziewając się znaleźć w niej koronkową bieliznę.
Zamiast niej wymacała coś miękkiego, grubego i aż nadto
dobrze znanego.
- Dresy - oznajmiła, wyciągając najpierw bluzę w ohydnym
musztardowym kolorze. Pod spodem znalazła spodnie do kompletu.
Starając się nie okazać rozczarowania, które dławiło ją w gardle,
dodała: -Nie zamawiałam dresów.
- Czyżby? - Flynn udał zdziwionego.
- Nie. Napisałam, że potrzebuję dwóch par dżinsów, dwóch
trykotowych koszulek i swetra.
- Widzisz, bałem się, że z dżinsami nie utrafię we właściwy
rozmiar.
- Przecież napisałam ci rozmiar.
- Ale ekspedientka powiedziała, że mają tylko małe numery.
Sądziłem, że nie będziesz chciała mieć za ciasnych dżinsów, więc z
ostrożności zdecydowałem się na dresy.
Sara poczuła się jak żona, której mąż ofiarował na Gwiazdkę
pralkę. Nie powinna przecież tak się poczuć, ostatecznie nie była żoną
Flynna, a dresy bardzo lubiła i zawsze je nosiła w domu. Ale może
właśnie w tym rzecz - teraz nie była w domu i nie po to wszystko
rzuciła, żeby czuć się i wyglądać jak w domu.
- Same dresy - stwierdziła, przeszukawszy obie torby.
- I bielizna. Włożyłem ją pod spód.
I rzeczywiście. Przedtem Sara nie znalazła jej dlatego, że
bielizna, podobnie jak dresy, była gruba, bawełniana i... biała. Czysto,
113
nudno, dziewiczo biała. To była kropla, która przepełniła kielich
goryczy.
- Flynn, poproszę cię o paragon.
- A po co?
- Żeby móc to wszystko wymienić. - Sara przyłożyła do siebie
musztardową bluzę i spojrzała na niego ze złością. - Toż to wielkie jak
namiot!
- No wiesz, może to nie są eleganckie ciuchy z magazynu
Bloomingdales, ale wziąłem to, co mieli. Przyznaję, że są trochę za
duże, ale wolałem być ostrożny. Coś takiego miałaś przecież na sobie
wczoraj.
- Tak, ale to było wczoraj.
Z paragonem w ręku, nie bacząc na swój strój, Sara weszła do
sklepu z dumnie podniesioną głową i zwróciła wszystko, co Flynn
kupił. Kiedy dostała odpowiedni kwitek, zawahała się, co ma z nim
zrobić. I nagle zrozumiała, że chce, aby zobaczył ją zupełnie
odmienioną. Sama też chciała wreszcie zobaczyć się w nowej szacie.
Przeszła do butiku z odzieżą sportową i zaczęła sobie
wyobrażać, co też kupiłaby dla siebie stara, poczciwa Nancy.
Wreszcie uległa pokusie i wzięła czarne leginsy, o których od dawna
marzyła, ale które zawsze odrzucała jako zbyt śmiałe, do nich
opinające biodra bluzeczki z prążkowanej dzianiny w cukierkowych
kolorach - niegdyś, jej zdaniem, zbyt młodzieżowe - i skórzane botki
na wysokich obcasach - do niedawna zbyt ostentacyjne. Do całości
dobrała szeroki, jaskraworóżowy pasek, podkreślający talię. Kiedy go
114
mierzyła, ze zdumieniem przekonała się, że nosi teraz rozmiar średni,
a nie jak dawniej bardzo duży, czy nawet duży.
Nabrawszy odwagi, przebrała się w toalecie i za pomocą
zakupionych świeżo kosmetyków umalowała twarz, po czym podeszła
do salonu piękności i zaczęła się przyglądać powiększonym
fotografiom szałowych modelek o lśniących, cudownie ostrzyżonych
włosach.
Zawahała się przez moment, w obawie przed nielojalnością [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates