[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w kategorii Nie będziesz". Dlaczego tu jest? Powinien raczej zdobić bożonarodzeniową choinkę lub włoski fresk albo śpiewać w chórze, albo grać na harfie. Gdzie ma skrzydła? - Anioł. - Biorę głęboki oddech, wciąż oszołomiona. - Jak widać, upadły - zauważa Radford. - Pewnie ze stróżów. Sabinę przeprasza i idzie się odświeżyć, a Phillippe wychodzi za nią. Nie pytają o pozwolenie ani na nie nie czekają. Po prostu wychodzą. - Skąd wiesz, że upadły? - pyta Harrison. - Prawdziwi aniołowie nie spędzają czasu z wiecznymi - śmieje się Radford. - Nawet uwodzący córki dobroczyńcy, jak ten. Poza tym gdyby nie był upadły, dawno by zniknął albo użył swojego blasku, żeby się nas wszystkich pozbyć. - To anioł stróż? - staram się coś z tego zrozumieć. Wtedy odzywa się Zachariasz. - Tak. Jestem, a raczej byłem, twoim aniołem stróżem. 52 Miranda Zaprowadz go na główny dziedziniec - nakazuje Harrisonowi Radford, wkładając marynarkę. - Będzie niezłą rozrywką. - Nie możesz mnie zabić - mówi Zachariasz, któremu krew zbiera się w ranie na szyi. - Wiem. - Uśmiech Radforda zasnuwa pokój mrokiem. - I właśnie dzięki temu będziesz idealną ofiarą. Już sobie wyobrażam, jak torturując cię publicznie, noc w noc, rok po roku, przez wieki, umocnię swoją reputację. Muszę użyć całej siły woli, żeby nie zareagować na to w zauważalny sposób. Kiedy Harrison wyprowadza Zachariasza, Radford wyciąga cygaro z wewnętrznej kieszonki na piersi. - Czekajcie! - wota. - Pójdę z wami. Mam świetny pomysł. - Odwraca się do mnie. - Kochanie? - Za twoim pozwoleniem, Ojcze, spotkamy się na gali. - Muszę działać szybko, dopóki nie ochłonie. Co prawda potrafi się przemieszczać jako kurz czy mgła, ale na pewno nie jest w stanie być w dwóch miejscach jednocześnie. Inaczej udaremniłby przewrót w lochach. Prawdopodobnie zaprzątnęło go obserwowanie mnie albo powrotu Harrisona. - Muszę porozmawiać z Sabinę o... - decyduję się na najbezpieczniejsze wyjaśnienie, jakiego można udzielić niemartwemu dżentelmenowi z Południa - ...o kobiecych sprawach. Znajduję Sabinę stojącą samotnie na korytarzu drugiego piętra. Popija krew ze srebrnej piersiówki z monogramem i wygląda przez okno na środkowy dziedziniec. Jak widać, nie tylko ja chcę wiedzieć, gdzie jest król wampirów. - Jesteś rozczarowana, księżniczko? - pyta, kiedy do niej podchodzę. - Proszę zrozumieć. Ty powiedziałaś jedno, ale pózniej zadzwonił twój ojciec... - Wiem - odpowiadam. - Nie mogłaś sprzeciwić się Mistrzowi. Do dupy, co? - Słucham? - Unosi brwi, szczerze zdumiona. Patrzę na jej syrenią suknię. Sabinę traktuje modę równie poważnie jak swoją kobiecość, ale dziś wygląda jak pusta lalka, bo takie jest oczekiwanie. Oczekiwanie Radforda. Na pewno jej się to nie podoba. - Sabinę, czy mogę zamienić z tobą słówko na osobności? Kłania się sztywno, skrępowana gorsetem. - Wydaje mi się, że powinnam cię ostrzec. - To dziecinny krok, nic, czego Radford by nie wybaczył, gdyby się o tym dowiedział. - Dzisiaj Mistrz rozkaże swoim poddanym, żeby posilili się własnymi asystentami. W ramach nauczki po kilku uchybieniach królewskiego personelu. Gdybyś chciała ochronić... - Uchybieniach takich jak zatrudnienie anioła, którego się torturuje? - przerywa mi. - Mon Dieul Bingo. Nie uważam za konieczne dodawać, że to ja przyjęłam anioła. Sabinę drży, pewnie na myśl o uchybieniach własnej służącej, wskutek których ona musiała zjeść ciało zakonnicy, poparzony Phillippe stracił urodę, a oboje ukochany dom. - Kiedy się poznaliśmy, ujęła mnie jego galanteria -mówi o Radfordzie. - Niezwykły szacunek dla kobiet i dla męskiej części starszyzny wiecznych. To, że na swojego następcę wyznaczył młodą kobietę. Ale Mistrz nie jest przedstawicielem Starej Krwi. On nie, ale ona tak. Należy do najbardziej podziwianych i budzących powszechny respekt. Podejrzewam, że kiedyś wyobrażała sobie siebie jako smoczą księżniczkę, jeżeli nie jako królową. Podtekst ukryty w jej słowach oznacza zdradę. Wykazała się odwagą, kierując je do mnie, córki Drakuli. - Podobno - dodaje konspiracyjnym szeptem - przez to, że przedwcześnie wzmacnia swoje zdolności magią, traci zmysły. - To prawda - potwierdzam. - Ja jestem jego ulubienicą. - Rozwiązuję czarną wstążkę i ukazuję zasklepioną ranę po nożu. - Zobacz, co mi zrobił. Sabinę, coraz bardziej przerażona, sięga dłonią do szyi. Wszak wybrała potępienie zamiast gilotyny. Niedawno wypadła z łask Radforda. Opowiadam jej o pożarze w mojej sypialni i niemal słyszę, jak zastanawia się nad tym w Dzielnicy Aacińskiej. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że to Radford kazał go wzniecić. - Jego uczucie do ciebie - mówi - stało się obsesją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|