Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że mogła go urazić, że jest na nią zły.
- Przepraszam, miałam na myśli... to znaczy... to znaczy, jesteś taki podobny do mojego ojca, tak mi się wydaje, choć cię
przecież nigdy nie widziałam.
- Ty naprawdę jesteś mądrym dzieckiem - zaśmiał się szorstko. - Pod niektórymi względami może jestem twoim ojcem. Pod
innymi - nie. Wiem, że to brzmi zagadkowo, ale byłoby głupstwem z mojej strony, gdybym ci to tłumaczył. Na razie musisz
nadal zwracać się do mnie ,,Mistrzu". I nie zapominaj, że jesteś moim sługą.
Edith zadrżała, bliska łez i skinęła głową.
- Bardzo dobrze. Margaret. - Wiedziała, że się podniósł, bo oczy znalazły się wyżej niż poprzednio, oczy świecące jak węgle,
które zapłonęły jaśniej, na chwilę przed ostatecznym zgaśnięciem. - Bliski jest czas, gdy twoja wierność zostanie
wypróbowana. Czy mogłabyś zwabić ją jutro na Moss, samą, bez nikogo?
- Myślę... że tak - Edith nie była pewna - trudno było przewidzieć, czy to się uda, Margaret była nieobliczalna. - Dzikie gęsi
wróciły, widziałam je wczoraj. Ona uwielbia obserwować dzikie zwierzęta. Inne uważają, że to nudne.
99
- Więc powiedz jej o gęsiach, może pójdzie - był cicho przez parę sekund; zastanawiał się wyraznie. - Tak, spróbuj tego.
Oczywiście nie wezmie cię ze sobą?
- Ależ skąd, wrzeszczałaby na mnie, żebym sobie poszła precz, a gdybym nie poszła, zaczęłaby ciskać we mnie kamieniami.
- Goniłaby cię i próbowała złapać?
- Tak. Tak jak zrobiła wczoraj.
- Zwietnie. Musisz schować się na skraju Moss, gdzieś w trzcinach. Jest tam pas twardej ziemi oddzielający głębokie bagna.
Jeśli będziesz się trzymać północnego skrawka tego pasa, będziesz bezpieczna. Pokaż się jej, niech cię zacznie gonić; a
potem się schowaj, żeby cię szukała. Być może będziesz musiała to zrobić kilka razy, chodzi o to, żeby ona się upewniła, że
cały czas chodzisz po twardym gruncie. To jest bezpieczne, ale pamiętaj, żebyś nie szła tam, gdzie kończy się sitowie, a
zaczyna zielona trawa. Nie wchodz na nią, bo nawet ja być może nie będę mógł ci pomóc. Baw się z nią w kotka i myszkę, tak
jak to robiłaś, gdy byłaś dzieckiem. Tylko, że tym razem to nie będzie zabawa!
Edith zadrżała. Na wyspie żył kiedyś zając, którego Zoke próbował złapać - było to niedługo po ich przypłynięciu. Pewnego
dnia Zoke go zaskoczył i zając zaczął uciekać całkiem na oślep, prosto na Moss. Edith nigdy nie zapomni jego prawie ludzkich
krzyków, gdy grzązł w bagnie i dreszczu, który ją przeszedł, kiedy trzęsawisko zabulgotało i wessało go. Nawet Zoke nie
próbował wydostać tonącego zwierzęcia.
Bagno zawsze było spragnione nieostrożnych ofiar.
Rozdział XIV
Drzwi uchyliły się do środka, powoli, jak gdyby ktoś, kto był na zewnątrz, pomimo pukania bał się wejść. Frank czuł suchość w
ustach i przez parę sekund nie był w stanie się poruszyć. Strach sparaliżował go; gdzieś z tyłu Jake warczał cicho, ale nie
ruszał się panu na pomoc.
Był wściekły na siebie za swoją słabość i głupotę, za to, że uległ prośbie - nie wiedział nawet czyjej - podczas gdy wcześniej
zabarykadował drzwi, żeby nie mieć nieproszonych gości. Ten głos zahipnotyzował go, zmusił do posłuszeństwa. Zamknął
oczy - nie po to, żeby nie widzieć wchodzącej osoby, ale w niknącej nadziei, że to wszystko było tylko następnym koszmarnym
snem i że się z niego obudzi. Otworzył oczy i wiedział, że to rzeczywistość: wiedział też - jeszcze zanim ujrzał gościa, że nie
była to uwodzicielska Samanta. To była Ruth!
Weszła do środka i delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Była ubrana tylko w cienki przejrzysty szlafrok, przez który widział
wszystkie detale jej szczupłej, młodzieńczej figury: małe, krągłe, piersi, jędrne uda, kasztanowy puszek taki, jak jej włosy,
kształtne łydki i bose stopy. Próbowała się uśmiechnąć, wciąż nerwowo oglądała się na drzwi, jakby się bała, że w każdej
chwili Samanta lub inna z dziewcząt mogłaby za nią przyjść.
- Wszystkie śpią! - w głosie dziewczyny była nieskrywana ulga.
Frank wiedział, że drży, ale zrobiło mu się trochę lżej na duszy: to nie była Samanta. Od najstarszej i najmłodszej z kompanii
miał zamiar trzymać się z daleka; do Ruth, Janet i Delbie był nastawiony raczej pozytywnie, brał ich zachowanie za dobrą
monetę - te trzy ładne nastolatki miały w sobie wiele uroku. Pomyślał, że to dobrze, że poszedł do łóżka kompletnie ubrany.
101
- Może... - spojrzała na krzesło, a potem z powrotem na drzwi. - Na wszelki wypadek...
Frank przełknął ślinę. Zamknij drzwi, Frank, na wypadek, gdyby ktoś przyszedł - to miała na myśli. Podszedł do drzwi, uniósł
krzesło i znów ustawił je tak, że podpierało klamkę. Czuł lekki zawrót głowy, jakby stał na wysokiej skale i patrzył w dół.
- Tak jest lepiej - usiadła na skraju łóżka, szlafrok rozchylił się ukazując białe uda. Zdawało się, że nie zauważyła tego. Twarz
miała poważną, nie wyglądała na osobę, która przyszła do męskiej sypialni z nieczystymi zamiarami.
Frank stał zakłopotany, nie wiedząc, co zrobić z rękami. Ruth gładziła kołdrę. Nagle znalazł się przy niej, siedział na łóżku ze
splecionymi, drżącymi dłońmi. Zapadła kłopotliwa cisza. Pomyślał, że skoro ma mu coś do powiedzenia, ona powinna zacząć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates