Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słońce, a dzisiejszy dzień był tak ciepły, jakby lato powróciło akurat na tę okazję.
Dzień ślubu wydałby się jej piękny nawet wśród mżawki, burzy czy zamieci. Choć
oczywiście każda panna młoda marzy, by powitało ją błękitne niebo i blask słońca, gdy wyjdzie
na stopnie kościoła z mężem u boku. Stała gotowa, by ruszyć do kościoła. Było jeszcze
wcześnie. Geraldine zjawiła się w jej sypialni już o świcie, a za nią lokaje i pokojówki, by
przygotować kąpiel. Geraldine uparła się, że zostanie i umyje jej plecy. Potem pomogła Rachel
ubrać się we wspaniałą suknię z kremowej satyny i koronki, którą zamówił dla niej wuj wraz z
oszałamiającą wyprawą ślubną.
Rachel śmiała się, że właściwie nie wypada, żeby ochmistrzyni pełniła funkcję
pokojówki. Jednak Geraldine się uparła.
- Rache, przed Gwiazdką zostanę żoną osobistego lokaja, czy też kamerdynera, jak
woli się tytułować Will. To oznacza, że właściwie po mężu będę pokojówką, nie? - przerwała i
się zaśmiała. - Słyszałaś, co powiedziałam? Pokojówka po mężu. Ja pokojówką. Zresztą i tak
nikt nie potrafi cię uczesać tak dobrze jak ja. A dzisiaj musisz mieć pięknie ułożone włosy. Lord
Alleyne będzie na nie patrzył przez cały dzień, a potem je rozpuści, gdy znajdziecie się w
sypialni. Nie masz matki, która mogłaby ci udzielić rad na tę okazję, ale zdaje mi się, że ich nie
potrzebujesz, prawda?
Nim poranek na dobre się rozpoczął, w gotowalni Rachel zjawiła się również reszta jej
przyjaciółek. Phyllis została jednak tylko na chwilę. Miała przecież w domu dużo gości, a
jeszcze na dodatek uparła się, że sama przygotuje śniadanie weselne.
- Rachel, wszystko powinno się udać - rzuciła na odchodnym.- Gdybym jeszcze tylko
mogła przestać myśleć o tym, że gotuję dla prawdziwego, żywego księcia. Widziałam go.
Wygląda zupełnie jak lord Alleyne. Tyle że na moje oko, gdyby mu wsadzić do ręki sopel lodu,
to chyba by się nie stopił, ale jeszcze bardziej zlodowaciał.
- Ja też go widziałam, gdy lord Alleyne wezwał mnie do Lindsey Hall - westchnęła
Bridget. - Książę mi się ukłonił i spytał jak się miewam. Omal nie padłam trupem, ale
oczywiście on nie wiedział, kim byłam, no nie?
Geraldine ostrożnie umieściła kapelusik na misternej fryzurze Rachel, a Flossie
udrapowała na nim welon. Potem obie cofnęły się o krok, żeby ocenić efekt.
- Rachel, jesteś najpiękniejszą panną młodą, jaką w życiu widziałam - powiedziała
Flossie. - Choć uważam, że sama też niezle wyglądałam dwa tygodnie temu.
Gdy nadeszła pora, by jej przyjaciółki ruszały do kościoła, Rachel uściskała je po kolei.
Sama musiała zostać na górze. Alleyne i cała jego rodzina zatrzymali się w Chesbury Park.
Rachel nie chciała, by ktokolwiek z nich zobaczył ją wcześniej niż -w kościele, bo to podobno
przynosiło pecha. Pod dom zaczęły podjeżdżać powozy. Rachel cofnęła się od okna zanim
któryś z pasażerów wyszedł na zewnątrz.
Spędziła w Lindsey Hall prawie cały tydzień, by potem wraz z Bridget wrócić do domu i
149
zacząć przygotowania do ślubu. Na początku czuła się skrępowana. Bedwynowie byli
bezpośrednimi, pełnymi życia ludzmi, a jednocześnie w każdym calu arystokratami. Stopniowo
jednak Rachel odnalazła się w ich towarzystwie, a nawet ich polubiła. Wszystkich, nawet
księcia Bewcastle'a. Był surowy, apodyktyczny i pełen rezerwy. Sprawiał niemal wrażenie
zimnego. Nigdy się nie śmiał ani nawet nie uśmiechał. Jednak gdy trzymał Ałleyne'a w
ramionach tam na tarasie, Rachel widziała jego twarz. Prawdopodobnie jako jedyna, gdyż był
zwrócony plecami do reszty rodziny. W twarzy księcia zobaczyła szczerą, żarliwą miłość. Od
tamtej chwili Rachel darzyła księcia szczególną sympatią.
Poznała ich wszystkich w ciągu tamtego tygodnia. Oni zaś przyjęli ją do swego grona
bez żadnych zastrzeżeń. Rachel domyślała się, że zapewne w tych okolicznościach
zaakceptowaliby kogokolwiek. Niemal od pierwszej chwili Alleyne dobitnie uświadomił
wszystkim, że Rachel uratowała mu życie. Dzięki niej odzyskali swego brata, gdy od ponad
dwóch miesięcy wierzyli, że zginął, wioząc list od księcia Wellingtona do ambasadora w
Brukseli. Ten list znaleziono zresztÄ… po bitwie w lesie.
Rachel usłyszała z dołu gwar głosów, potem trzaskanie drzwi, stukot kopyt i turkot kół.
Kilka chwil pózniej rozległo się pukanie do drzwi jej gotowalni. W progu stanął sierżant
Strickland.
- Wszyscy pojechali już do kościoła - powiedział. - Baron czeka na panią na dole. A
niech mnie, panienko, wygląda pani ślicznie jak z obrazka, choć przecież nie moja to rzecz
mówić takie rzeczy, bo jestem tylko kamerdynerem.
- Sierżancie, może pan mówić takie rzeczy, ilekroć przyjdzie mu na to ochota -
powiedziała Rachel z uśmiechem. Pod wpływem impulsu podeszła do niego, objęła za szyję i
pocałowała w policzek. - Pozostanę panu wdzięczna do końca życia. To pan ocalił mu życie.
Mnie samej, bez pana, nigdy by się to nie udało. Dziękuję panu, przyjacielu.
Uśmiechnął się do niej promiennie. Wydawał się przy tym okropnie zawstydzony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    .php") ?>  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates