[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Do licha, czy mam się na to zgodzić? Niedawno mówiłem o honorze. Jak go pogodzić z oszukiwaniem naszych rodzin? Jak mogę przerzucać na panią brzemię zerwania zaręczyn? Bo chyba jasne jest, że jako dżentelmen nie mogę zerwać ich sam. W tym właśnie rzecz. Pańskie narzeczeństwo musi przecież uchodzić za prawdziwe. Gdybym to ja zachowała się niehonorowo i mimo zawartej umowy odmówiła ich zerwania, nie miałby pan innego wyjścia, jak tylko mnie poślubić. Zgoda na moje warunki sprawi, że nie będzie pan musiał kłamać. Próbował znalezć lukę w jej rozumowaniu. Bez skutku. Oczywiście, gdyby przyjął tę zdumiewającą ofertę, zaręczyny, w jego rozumieniu, byłyby prawdziwe. A gdyby tak odzyskać utracony honor i w ciągu lata namówić ją, żeby jednak za niego wyszła? Może da się przekonać, że to znacznie atrakcyjniejsza alternatywa niż samotność. Nawet kobiety, którym zamożność pozwalała na niezależne życie, nie zażywają w nim wielkiej swobody. Nie kochał jej, a nawet, jak ze zdumieniem stwierdził, nie znał. Mimo to przez ostatnie pół godziny przekonał się, że jest interesującą osobą, bynajmniej niepozbawioną uczuć. Wzbudziła w nim nawet pewne uznanie. No i czuł się winny. - Czy wielka urodzinowa feta przypadnie pani do gustu? Nareszcie na niego spojrzała. - Myślę, że tak. Miałam być panią dworu w Newbury Abbey, hrabiną. Bez trudu poradzę sobie z rolą narzeczonej hrabiego Redfielda. Nie zawiedzie się pan. - Czy koniecznie trzeba w ten sposób nakłaniać krewnych do zgody na pani styl życia? Nie widzę w pani nieśmiałości ani pokory. Wystarczy chyba stanowczo oznajmić swoją wolę, a oni niech pilnują swego nosa. - To, co pan powiedział, w pełni potwierdza złą opinię, jaką o panu miałam. Przez chwilę sądziłam, że najlepiej będzie odwrócić się i odejść, tylko że... Myślał, że to już koniec, lecz się mylił. - Moje życie było spokojne i cnotliwe. Dopiero niedawno zrozumiałam, że również i nudne. Odpowiada mi jednak ta nuda. Przywykłam do niej, lubię ją i mogę nadal żyć w ten sposób. Ale ostatnio gwałtownie zapragnęłam jakiejś odmiany. Choćby nieznacznej. %7łeby... ach, nie potrafię wyrazić tego słowami. Może lato spędzone w roli fałszywej narzeczonej przyniosłoby mi... dreszczyk emocji... Chciałabym, hrabio Ravensberg, żeby przyrzekł mi pan w zamian za tę umowę jedno wspaniałe, niezapomniane lato. Przygodę. Bo to ma być przygoda! Tego właśnie żądam za uratowanie pana przed niechcianym małżeństwem. Kiedy chciał się odezwać, podniosła rękę. - Kilka dni po moim niedoszłym ślubie wstałam rano i poszłam samotnie na plażę. Kiedy schodziłam z pagórka w kotlinę, usłyszałam czyjeś głosy i śmiech. Neville i Lily kąpali się w sadzawce pod wodospadem, niedaleko letniego domku, który dziadek Neville'a wybudował dla swojej żony. Drzwi były otwarte. Widocznie tam nocowali. Byli... byli prawie nadzy. A prócz tego... tacy swawolni! Neville po prostu promieniał. Przy mnie nigdy tak się nie zachowywał! Nie mogłabym się... aż tak bardzo zapomnieć. A przynajmniej tak mi się wydaje. W kilka sekund zrozumiałam, czym jest namiętność. I uciekłam stamtąd co sił w nogach. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale tylko pokiwała głową i umilkła. 7? - Czy pani pragnie lata pełnego namiętności i przygody? - Skądże! - Znowu była sobą. Wyprostowała się, uniosła podbródek. Wyglądała na zgorszoną. - Pragnę jedynie rozluznić krępujące mnie więzy. Na krótko. Nie stać mnie na wielką namiętność ani na szaleńczą radość. Chcę tylko przeżyć jedno niezapomniane lato. Czy może mi je pan zapewnić? Jeśli tak, jadę z panem do Alvesley. Dobry Boże! Czy powinien nauczyć ją spontaniczności, swobody, śmiechu, radości? Czy po to jednak, żeby go pózniej opuściła i więdła w staropanieństwie? Czy ma podjąć to ryzyko? A jeśli mu się nie powiedzie? Lub gorzej: jeśli mu się powiedzie? Ryzyko było jednak dla niego solą życia. Jeśli przyjmie tę nieprawdopodobną propozycję, to rzuci się w nią cały, zdecydowany na wygraną w postaci żony. Może sobie kochać Kilbourne. Nie dba o to. Czy uda mu się przywrócić jej radość życia? - Zapewnię pani niezapomniane lato. Odwróciła się szybko w jego stronę. - A więc zgoda? - Zgoda. W tej samej chwili na niebie pojawiły się pierwsze sztuczne ognie. Nawet w mrocznym ogrodzie mogli dostrzec, jak rozbłyskują barwne snopy iskier. Gdy długa podróż Lauren do Alvesley Park w Hampshire dobiegła kresu, zapadał już zmrok. Od szaleńczej decyzji podjętej w Vauxhall Gardens upłynęły ponad dwa tygodnie. Wyobrażała sobie wówczas, że pojedzie z wicehrabią do Alvesley, podając się za jego narzeczoną, i że już następnego dnia wybiorą się na spotkanie jej wspaniałego lata. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Już podczas bezsennej nocy po powrocie do domu zdała sobie sprawę, że to, na co się zgodziła - nie, to, co sama mu podsunęła! - nie będzie beztroskim figlem spłatanym we dwoje, lecz kłamstwem, w które wplączą mnóstwo osób. Zdrowy rozsądek i uczciwość o mało nie przeważyły szali. Była już bliska napisania do Ravensberga, żeby wszystko odwołać. Tak, była bliska - ale najpierw zeszła na śniadanie, a wtedy Elizabeth spytała ją o wrażenia z Vauxhall. - Wspaniale się bawiłam - rzuciła, a potem, po chwili wahania, dodała: - Elizabeth, on poprosił mnie o rękę i ja się zgodziłam. Księżna, mimo zaawansowanej ciąży, zerwała się od stołu, uściskała ją gorąco i śmiejąc się, oświadczyła, że dokonała mądrego wyboru, niezależnie od tego, co powie ciotka Sadie i jej podobni. - Poszłaś wreszcie za głosem serca. Cieszę się i jestem z ciebie dumna! Lord Ravensberg w niecałą godzinę pózniej przybył, by porozmawiać z księciem, choć ten bynajmniej nie był opiekunem Lauren. Elizabeth przyjęła to jednak z uznaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|