[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zsunął się na trawę. Oblała się rumieńcem. Kit chwycił ją mocno - i skoczyła. Rozpaczliwie chwytała oddech, trzymając się go kurczowo. Objął ją w pasie i pociągnął ku sobie, póki woda nie sięgnęła im do szyi. Nagle zdał sobie sprawę, że dotyka jej gołego ciała. - Ani nie utoniesz, ani się nie zaziębisz. Szybko przywykniesz do wody. Nie jest taka zimna. Wstrzymaj oddech. Wciągnął ją pod powierzchnię. Miała zaciśnięte powieki, a włosy otoczyły jej twarz czarną chmurą. Gdy po chwili wypłynęli, otworzyła oczy i krzyknęła: - Zrobiłam to! Zrobiłam! Roześmiał się serdecznie. Dał jej pierwszą lekcję, tłumacząc, jak zanurzać twarz w wodzie i prawidłowo oddychać. Była zdumiewająco pojętną uczennicą: chyba zawsze pilnie się stara podołać wszystkiemu, co chce osiągnąć. Wreszcie nauczył ją pływania na plecach. Kiedy przekonała się, że nie utonie, zastosowała się do jego rad, ale musiał podtrzymywać ją rękami, dopóki nie zobaczył, że samodzielnie utrzymuje się na wodzie. Popłynęła, z rękami wyciągniętymi na boki i z zamkniętymi oczami. Po chwili oddalił się od niej nieco i powiedział: - Zlicznie dziś wygląda niebo. Te białe, puszyste obłoczki tylko podkreślają jego błękit. Otworzyła oczy i spojrzała w górę. - Rzeczywiście! - zgodziła się z nim i dopiero wtedy zorientowała się, że Kit jej nie trzyma. Natychmiast poszła pod wodę, po chwili jednak wynurzyła się, prychając i wycierając oczy. - O mało się nie utopiłam! - krzyknęła. A potem opuściła ręce, utkwiła w nim zdumione spojrzenie... i uśmiechnęła się. Szerokim, pogodnym uśmiechem, który rozjaśnił jej twarz. - Potrafię pływać, Kit! Podpłynęła ku niemu i jej ramiona, sam nie wiedział jak, oplotły mu szyję, a on objął ją w pasie, porywając ich obydwoje w dół. Nim zniknęli pod wodą, zaczął ją całować. I nagle czas się zatrzymał. Było tylko ciepło ciał i słodycz ust, i niczym niezmącona radość. Ale tylko przez kilka chwil. Gdy się wynurzyli, znów byli tylko sobą. - To pani pierwsza przygoda, madame. - Czegóż mogłam się spodziewać po osławionym Ravensbergu! Och, musi już być strasznie pózno! - O Boże, rzeczywiście. A nikt z naszych krewnych nie wie, że poszłaś radować się porankiem razem z narzeczonym. - Przyjechałam do Alvesley, chcąc ci pomóc, a nie po to, żebyś wikłał się w nowy skandal. Zaśmiał się i wyszedł na brzeg. Pobiegł do altany i wrócił owinięty ręcznikiem, z drugim w ręku, drżąc z zimna. - Chwyć się mojej ręki. - Wyciągnął ją. Mogłaby niczego na sobie nie nosić! Przypomniały mu się nimfy z fryzu, które tak fascynowały go w dzieciństwie. W ubraniu była piękną damą. W mokrej, przylegającej do ciała koszuli - kusicielką i syreną. Podał jej suchy ręcznik i pobiegł się ubrać. Dziesięć minut pózniej wracali do domu. Chociaż włosy miała mokre i potargane, znów stała się zimna i wyniosła. Zwinięty ręcznik, który leżał na łęku jej siodła, skrywał mokrą koszulę, co oczywiście oznaczało, że pod kostiumem amazonki Lauren jest naga. To wzbudziło w Kicie niezbyt przystojne myśli. I pomyśleć, że ta kobieta wcześniej wyznała mu, że pragnie wieść żywot niezależnej starej panny! - Czy lady Muir miała jakiś wypadek, czy też zawsze kulała? - zagadnął Kit, by przestać myśleć o wdziękach Lauren. - Niedługo po swoim ślubie spadła z konia i złamała nogę, która zle się zrosła. Straciła wtedy dziecko. Poroniła. - No i owdowiała. Chyba nie jest dużo starsza od ciebie? - Tylko o rok. Lord Muir zabił się, spadając ze schodów we własnym domu. Gwen była świadkiem tego okropnego wypadku. Jak możesz się domyślić, upłynęło dużo czasu. Bardzo kochała męża. Kit zamilkł. %7łal mu było tej młodej kobiety, którą dotknęło tyle nieszczęść? A jednak poza utykaniem nic nie świadczyło o jej cierpieniu. Często się śmiała, była urocza i bardzo ładna. Jakże trudno osądzać kogoś na podstawie wyglądu, pomyślał. Ludzie kryją się za tysiącem masek. Lauren znów była milcząca i nieprzystępna, choć jeszcze pół godziny temu śmiała się radośnie i go całowała. Uśmiechnął się, ale po chwili coś boleśnie ścisnęło go w gardle. 10 Wbrew swoim obawom Lauren nie spózniła się na śniadanie, a jej służącej wystarczyło czasu, by doprowadzić do porządku mokre włosy pani i zmienić jej strój. Zeszła na dół wraz z Gwen i ciotką Clarą, które przedtem w jej pokoju rozmawiały o miłym przyjęciu zgotowanym im w Alvesley. Przy stole zastały całą rodzinę prócz babki, która - jak wyjaśniła hrabina - spędza ranek w swoich apartamentach, a potem wychodzi na codzienny spacer. Hrabia posadził Lauren po swojej prawej stronie, a ciotkę Clarę po lewej. - Wybrała się pani dziś rano na konną przejażdżkę z narzeczonym, prawda? Widziałem, jak szła pani ku stajniom. - - Poranne powietrze było takie rześkie! Pojechaliśmy przez las do altany nad jeziorem. Widok stamtąd jest wspaniały. - Wstałaś rano?! - Ciotka Clara oniemiała. - Ty, Lauren? I jezdziłaś konno?! I pływałam, dorzuciła w duchu Lauren. Jakże byłaby zażenowana, gdyby to się wydało! Straciła głowę, czego damy nigdy nie robią, a Kit ją całował! A może ona jego? Nie śmiała nawet o tym myśleć. - Lauren nigdy nie lubi wstawać rano. - Gwen była wyraznie rozbawiona. - Nie przepada też za konną jazdą. Chyba ma pan na nią zbawienny wpływ, lordzie Ravensberg! - Sądzę - powiedział Kit z wesołym błyskiem w oczach - że to tylko skutek moich pogróżek. Powiedziałem, że wyciągnę ją za włosy z łóżka, jeśli nie przyjdzie z własnej woli. Lauren poczuła, że robi się czerwona jak burak. Kit, jak mogłeś! - oburzyła się hrabina. Ciotka Clara parsknęła śmiechem. - A to dopiero! - zawtórowała jej Gwen. - Przejażdżka posłużyła pani, miss Edgeworth - ciągnął hrabia. - Co za piękna, rumiana cera! Sydnamie, czy po śniadaniu pomożesz mi zrobić przegląd nowych dachów na domach farmerów? - Oczywiście, ojcze. Lauren zauważyła, że hrabia nie poprosił Kita, żeby pojechał razem z nimi. On sam również z tym nie wystąpił. Oczywiście Sydnam jest rządcą, ale mimo wszystko... Hrabina zamierzała udać się do sąsiadów, by zaprosić ich na urodzinowe przyjęcie. - Kit będzie panie zabawiał. - Czy nie przydałabym się na coś, madame? - spytała Lauren. - Jakże mi miło - hrabina spojrzała na nią życzliwie. - Chętnie przedstawię im narzeczoną syna. Czy zechcą panie nam towarzyszyć? W końcu ustalono, że pójdą z wizytą we cztery.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|