Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drinki. Poweselała, lecz coraz częściej popełniała zasadnicze błędy.
Steele niewiele się odzywał. Raz powiedział  dobieram" i spojrzał
znacząco na Bailey. Uśmiechnęła się do niego, ale niecierpliwie czekała na
piosenkarski występ.
Miała wrażenie, że jej czas się kończy. Co prawda Steele skłonił ją do
wyznań, ale to mogło się okazać bez znaczenia. Lana była przecież matką jego
dziecka. Jeżeli zrozumie swoje błędy i porzuci hazard, z powrotem stanie się
Karen. Wielką miłością Steele'a.
Bailey przeniosła swoją uwagę na grę, ponieważ Steele zaczął
przegrywać. Don również. Ray grał ze zmiennym szczęściem. Teraz przyjrzała
141
RS
się dokładniej taktyce Dee-Dee. Po chwili zrozumiała, na czym polega
nieuczciwy proceder.
Był genialny w swojej prostocie. Nie wymagał żadnej współpracy z
krupierem. Dee-Dee rozgrywała jako ostatnia. Po niej był tylko Chuck. Znała
wartość znaczonych kart, więc dobierała lub sprawdzała w zależności od tego,
co on miał na ręku. Jeśli potrzebował karty o małej wartości, a na wierzchu
leżała zbyt wysoka, Dee-Dee dobierając stwarzała mu okazję do wyciągnięcia
właściwej. Kiedy zaś od razu trafiał na odpowiednią, Dee-Dee pozostawała przy
tym, co dotychczas zebrała. Taka taktyka powoli, ale skutecznie prowadziła do
przewagi krupiera. W black jacku poszczególni gracze nie grali przeciwko sobie
nawzajem, toteż nikt nie podejrzewał rozkosznej blondynki o żadne machinacje.
Bailey spojrzała na inne stoły. Tam również działo się tak samo. Mężczyzni
manipulujący grą sporo pili, co stanowiło dogodne wytłumaczenie rzekomo
błędnych decyzji. Znaczone karty były na pewno w użyciu również przy
pokerze. To wystarczało, aby zawiadomić policję. Nieważne, co działo się przy
ruletce czy grze w kości, choć Bailey nie wątpiła, że i tam stosowano jakieś
triki.
Uznała, że zamknięcie tego kasyna to o wiele za mało. Zamierzała
przekonać władze, aby wznowiono śledztwo w sprawie wypadku Cliffa. Ta
tragedia nie była dziełem przypadku. Ale dlaczego pozwolono mu wrócić do
domu, skoro wykrył oszustwo? I dlaczego wybrał się na ryby, zamiast od razu
złożyć zeznanie?
Czy kiedykolwiek pozna odpowiedz na te pytania?
O północy górne światło zamigotało i zgasło. Poszczególne stoliki zastały
dyskretnie oświetlone, natomiast scena była skąpana w blasku reflektorów.
Bailey ścisnęła ręką kolano Steele'a, ale prawie tego nie zauważył. W napięciu
patrzył na wysoką kobietę, która pojawiła się przed kurtyną. Dieter przedstawił
ją jako Lady Luck, osobę, która przynosi szczęście.
Lana.
142
RS
Steele, podobnie jak reszta gości, klaskał energicznie. Gwizdy mężczyzn
wyrażały uznanie dla jej urody, ale Steele patrzył zaszokowany. Według niego
Lana wyglądała okropnie. Dawniej opalona i wysportowana, teraz była blada i
wychudzona. W jej twarzy dominowały oczy - wielkie, błękitne
- i puste. Gdzie podziała się radość, którą emanowała w trakcie swoich
występów?
Jej naturalnie platynowe włosy straciły dawny blask, a ciało kuszące
zarysy. Obojczyki wystawały rażąco, a kości biodrowe niemal dziurawiły
obcisłą wieczorową suknię.
Musiała użyć obu rąk, aby zdjąć ze stojaka mikrofon. Potknęła się przy
schodzeniu ze schodów. Jej głos stracił dawną siłę i barwę. Obecnie
przypominał szept.
Wyglądała tak, jakby jej hazardowe uzależnienie niszczyło ją od
wewnątrz, pozbawiając wszelkich sił. Przechodziła od stolika do stolika,
flirtowała przelotnie podczas śpiewu, ale według Steele'a przypominała
marionetkę, którą niewidoczny animator wprawia w ruch, pociągając za sznurki.
Zbliżała się do nich. Nagle jej puste spojrzenie nabrało ostrości. Ruszyła
prosto do Steele'a. Bailey objęła go zaborczym gestem, ale Lana ją zignorowała.
Zatrzymała się tuż obok niego. Wiedział, że koniecznie musi coś zrobić. Cokol-
wiek, żeby tylko odwrócić uwagę. Ale widok tej zniszczonej kobiety, którą
kiedyś tak kochał, wprawił go w zakłopotanie. Siedział jak sparaliżowany.
Bailey uszczypnęła go mocno w szyję. Rozpaczliwie próbował zebrać
myśli. Jak w tej sytuacji zachowałby się Matt Logan?
Rozciągnął wargi w uśmiechu i objął w talii Bailey i Lanę.
- Kto powiedział, że troje to za dużo? - zażartował z najbardziej teksaskim
akcentem, jaki mógł z siebie wykrzesać.
Mikrofon wzmocnił jego głos. Ludzie parsknęli śmiechem. Lana włożyła
sobie na głowę kapelusz Steele'a. Odwróciła się do orkiestry.
143
RS
- Może zagracie coś w stylu country dla naszego wielkiego kowboja? -
Pocałowała Steele'a w policzek i odeszła, śpiewając znany przebój.
- Jeśli ona nie przyniesie mi szczęścia, to już nie mam żadnych szans. -
Steele skierował swoje słowa do wszystkich wokół stolika, ale interesowała go
jedynie reakcja Raya Halla. Ray patrzył na niego uważnie, jakby chciał
przewiercić go na wylot.
Czy Lana go rozpoznała? Steele zaklął w duchu. Nie miał pojęcia, co
robić. Zpiewała dziś dla wielu innych gości, ale ten fakt wcale nie poprawił mu
humoru.
Bailey popisowo odegrała scenę zazdrości. Z nadętą miną usiłowała
zetrzeć z jego twarzy szminkę Lany, lecz Steele aż odskoczył.
- To są ślady pocałunku Lady Luck - warknął z udawanym gniewem. Za
moment postawił w grze dużą kwotę - i przegrał. Zaczął więc głośno narzekać,
że Lana opuściła salę z jego stetsonem.
- Pan wpadł jej w oko - zauważył Ray. - Na pewno wróci.
Steele nie miał jednak chwilowo ochoty na kolejne spotkanie z byłą żoną.
Niepokoił go również cień podejrzenia w oczach Raya.
- To by mnie ucieszyło - odparł. Wstał i zebrał niewielką ilość sztonów,
która mu jeszcze pozostała. - Chyba łyknę świeżego powietrza, dopóki mam
jeszcze na grzbiecie koszulę. - Ujął Bailey za łokieć i poprowadził do
frontowych drzwi Wolałby wyjść bardziej dyskretnie. Musiał jednak sprawdzić,
w jaki sposób można uciec z tej górskiej pułapki.
- Rozpoznała cię - stwierdziła Bailey, gdy wyszli na zewnątrz. Tym
samym potwierdziła jego najgorsze obawy.
- Ale jakim cudem? - Popchnął ją za róg budynku.
- Nie wiem. Może dzięki kobiecej intuicji. Mamy kłopoty.
Skrzypnęły drzwi. Steele dał Bailey znak, aby zachowała milczenie.
Przycisnął ją do ściany i stanął bez ruchu. Bailey zdjęła pantofle. Wysokie
szpilki mogły służyć jako broń.
144
RS
- Celuj w oczy - szepnął. Zadrżała, ale skinęła głową. Usłyszeli odgłos
cichych kroków. Ktoś szedł w ich stronę.
Steele pochylił się do przodu, gotów natychmiast zaatakować.
ROZDZIAA
12
Steele chwycił osobę, która wyłoniła się zza rogu.
- Lana! - To była ona. Zakrył jej usta ręką i trzymał mocno, aby cisnąć ją
na kogoś, kto pojawiłby się za nią.
Ale nie było nikogo.
- Jesteś sama? - spytał szeptem. Kiwnęła potwierdzająco głową.
- Steele! Wiedziałam, że mnie znajdziesz! - Padła mu w ramiona. - Tak
strasznie się bałam!
- I dlatego wskazałaś mnie palcem, żeby nas zabili! - Gwałtownie ją
odepchnÄ…Å‚.
- Nie, nikomu nic nie powiedziałam! - Złapała go za klapy marynarki. -
Miałam nadzieję, że po mnie przyjedziesz. Zawsze śpiewam dla każdego
potężnego mężczyzny. Twoje nowe wcielenie jest dobre, ale ręce... - Wzięła
jego dłonie w swoje. - Nigdy nie zapomniałam, jakie są duże, silne... i jakie
potrafią być delikatne. - Pocałowała go w lewą dłoń. Wyszarpnął ją z uścisku.
- Wzięłam twój kapelusz - spojrzała na stetsona, który upuściła, gdy
Steele ją zatrzymał - aby mieć pretekst do spotkania z tobą. Nikt niczego się nie
domyśla.
- Skąd wiedziałaś, gdzie nas szukać?
- Ray powiedział, że wyszliście na powietrze.
145
RS
- Co oznacza, że on sam nie jest daleko - odezwała się Bailey. - Trzeba
stąd zniknąć.
- Kim ona jest? - Lana domagała się wyjaśnień. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates