[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trawie. Zatrzepotała powiekami. - Oddychaj - ponaglił. Zaczerpnęła urywany oddech, potem drugi. Jej po- liczki zaczęły znowu nabierać rumieńców. Obi-Wan pochylił się nad głową dziewczynki. Obej- mował ją ramieniem. Jego ciepłe łzy mieszały się z kroplami wody na jej twarzy. - Tak mi przykro - powiedział. - To moja wina. Bant zakrztusiła się. - Przestań - przemówiła. Przestań - co? Trzymać ją?". - Nie ma... potrzeby... - wydusiła z siebie z wysił- kiem. Sprawy między nimi nie zostały rozwiązane. Miał jej mnóstwo do powiedzenia. Ale nie mógł pozwolić, żeby Qui- Gon wciąż sam stawiał czoło Xanatosowi. - Muszę pomóc Qui-Gonowi - powiedział. - Nic ci nie będzie? Oddychała teraz z większą łatwością. Mocno skinęła głową. - Wszystko w porządku. Idz. Jesteś jego Padawa- nem. Potrzebuje cię. 89 07.Uczeń Jedi-Jude Watson-Zwiątynia w niewoli ROZDZIAA 18 Qui-Gon poruszał się bardzo szybko. Wyskoczył za Xanatosem przez rozbite okno. Wiedział to, co wiedział Xanatos - że na zewnątrz biegnie pod oknami wąski gzyms. Użył Mocy, wspomagając skok i kierując się ku gzym- sowi. Xanatos uciekał coraz szybciej. Rycerz zrozumiał, że kieruje się wokół budynku na południe. Piętnaście pięter niżej znajdowało się tam lądowisko. Widział wieże i iglice Coruscant. Nad nim i pod nim bu- czały śmigacze i transportery. Obok przeleciała powietrzna taksówka. Jeden z pasażerów wyjrzał na zewnątrz, po czym zrobił podwójne ujęcie, gdy na tak ogromnej wysokości zo- baczył dwóch mężczyzn na gzymsie. Wiatr był na tyle silny, by zachwiać potężnym ciałem Qui-Gona. Jedi uczepił się na szczęście parapetu, który miał nad głową, aż podmuch przeszedł. Następnie ruszył dalej. Xanatos był szybki, ale rycerz wiedział, że może go dogonić. Tamten odwrócił się i uśmiechnął szeroko. Wicher targał jego czarne włosy. W błyszczących niebieskich oczach pojawiło się szaleństwo. Wiatr osłabł. Oui-Gon poruszał się szybko, prawie biegł. Dogonił go, zanim znalezli się nad lądowiskiem. Nie mógł pozwolić, by Xanatos szedł dalej w tamtym kierunku. Włączył miecz świetlny i zaatakował. To był właściwy moment. Tu zabije Xanatosa. Nie z powodu gniewu, lecz 90 07.Uczeń Jedi-Jude Watson-Zwiątynia w niewoli przekonania, że zło należy powstrzymać. Walczyli z ogromną zaciętością. Każdy cios był obli- czony na to, że przeciwnik straci równowagę i runie w dół. Balansowanie ciałem na wąskim gzymsie było bardzo trudne. Zamaszyste ciosy można było zadawać tylko z jednej strony. Nie dało się wyprowadzić serii cięć. Jednak Oui-Gon dostosował swój styl walki do wymogów sytuacji. Stosował krótkie pchnięcia, opadając od czasu do czasu na jedno kolano, żeby uderzyć przeciwnika od dołu. Wyczuwał wirującą wokół siebie Moc, silną i pewną, wspomagającą jego instynkty, podpowiadającą mu, jaki ruch wykona rywal. Parował każdy cios i nacierał jeszcze mocniej. Czuł, że Xanatos jest bliski rozpaczy, chociaż nie chciał tego okazać swojemu dawnemu mistrzowi. - Nie zapomniałeś o czymś? - zawołał Xanatos, przekrzykując wycie wichru. - Ostatnia część równania. Dewastacja. - Chyba opadasz z sił - powiedział Jedi. - Zazwy- czaj właśnie wtedy zaczynasz gadać. - Zgrzytnął zęba- mi, zadając cios wymierzony w ramię przeciwnika. Tamten zablokował go - Twoja kochana Zwiątynia jest skazana na zagładę - krzyknął. - Kiedy ten idiota Miro uruchomi ostatnie połączenie w systemie, cały piec fuzyjny wybuchnie. Zwiątynia imploduje. Naprawdę sądziłeś, że pozwolę, by Jedi mnie ścigali? Qui-Gon zachwiał się z zaskoczenia, a zarazem z powodu krótkiego pchnięcia, które Xanatos wyprowadził z lewej. Czy on mówi prawdę?". Doszedł do rozpaczliwego wniosku, że nie ma spo- sobu, by się o tym przekonać. Zaatakował wściekle, robiąc potężny zamach lewą 91 07.Uczeń Jedi-Jude Watson-Zwiątynia w niewoli ręką. Zwietlne klingi zderzyły się. Na chwilę ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. W oczach Xanatosa płonął dziwny blask. Lśniła także blada półokrągła blizna na policzku. - To, czemu oddajesz cześć, może cię zniszczyć. - Mówił przyciszonym głosem, lecz rycerz słyszał każde słowo. - Jeszcze się o tym nie przekonałeś? Qui-Gon zobaczył, że nad ich głowami, w sali posie- dzeń Rady, zaczynają migać światła. Po nich Miro włączy zasilanie systemu komunikacji. Następnie silniki re- pulsorowe turbowind w całym kompleksie. Na końcu przyjdzie czas na wentylację. Obliczył, że do wybuchu pozostały tylko trzy minuty. Może cztery. Jeśli Xanatos mówił prawdę... - Nie masz pewności, prawda? - Tamten wyszcze- rzył się szyderczo. - Pozwolisz swojemu kochanemu Pa- dawanowi zginąć tylko po to, żeby mnie zabić? Już raz próbował od ciebie odejść. Może lepiej pozbądz się go na zawsze? Qui-Gon zawahał się, trzymając miecz gotowy do ataku. Wiedział, że zwycięży. Jak długo to jednak potrwa?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|