[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyszedł jej z pomocą może nawet uratował jej życie, zapobiegł wykrwawieniu na śmierć. Jak więc mogła nadal wymagać, by opuścił jej dom? Dziś wypadało być uprzejmą i miłą Jutro wskrzesi w sobie czujność i wyrzuci go. Ale dziś będzie dla niego miła. A będąc miła dla niego, być może będzie miła i dla siebie. -Kiedy sprzątniesz półmiski do czysta weźmiemy się za ubranie ciebie a potem wychodzimy -Stać mnie jeszcze na ubranie się rzekła sarkastycznie. Na te słowa wyciągnął rękę nad stołem i rozpiął jej dwa pierwsze guziczki góry od piżamy. -Zapnij je teraz - powiedział. Zaczęła męczyć się z guzikami. Ledwo jednak ruszyła ręką przeszył ją ból. William siedział bez ruchu zadowolony z siebie a ona usiłowała mu 52 udowodnić, że zdoła zapiąć guziki lewą ręką. Po kilkunastu nieudanych próbach spojrzała na niego i wystawiła język. Czasem z Williama naprawdę wychodził nieznośny urwis. - Założę się że kiedy spałam poczułeś się tu jak u siebie w domu- rzekła z pozorną wyniosłością. - Nie wspomnę już o drzwiach kuchennych. Na co jeszcze sobie pozwoliłeś? Nie przestawał się uśmiechać. -Zrobiłem porządek z tym i owym. Wstała i zaczęła otwierać szuflady. Była tak dumna ze swego ślicznego domku, że rozmieściła rzeczy dopiero po dłuższym zastanowieniu. Przybory do kucharzenia włożyła do szuflady przy piecu. To co było używane przy zlewie, włożyła koło zlewu. Wyposażenie, z którego korzystała częściej, leżało z brzegu szuflad, rzeczy takie jak krajarka do jajek spoczywały w głębi. William pozmieniał wszystko w szufladach. Tam gdzie dawniej kwitł przyjazny twórczy nieład, teraz zapanował ponury koszarowy rygor. Łyżki i łyżeczki z całej kuchni spoczęły w jednej szufladzie uporządkowane precyzyjnie wedle rozmiaru i rodzaju. Najpierw drewniane, potem emaliowane, potem z nierdzewnej stali. To nieważne, że niektóre z nich służyły do mieszania potraw, inne do farbowania pończoch, a jeszcze inne do przetykania rur. Teraz wszystkie leżały razem. To samo z nożami. Ząbkowane ostrza obok noży do chleba. Na parapecie doniczki z roślinami ustawione były według rozmiarów, jak ruskie drewniane baby. William postawił pachnące geranium obok ziół, więc miast zwyczajnie sięgnąć po łodyżkę bazylii, będzie musiała wysilać wzrok i czytać naklejki. Jego szarogęsienie się było co najmniej uciążliwe i wiele czasu zabierze przywrócenie szufladom dawnego porządku, ale na razie najdelikatniej jak umie da mu znać, co myśli o jego męskim przekonaniu, że lepiej od niej zgłębił tajniki organizacji i że ma prawo do wprowadzania swych porządków w jej osobistych rzeczach. Obdarzyła go uroczym uśmiechem. A potem otwierała szuflady jedną po drugiej i zdrową ręką dokładnie burzyła ten maniakalny porządek. Przy trzeciej William skrzywił się i poderwał od stołu. - Robisz to z przekory, ale o wiele rozsądniej jest mieć uporządkowaną kuchnię i uporządkowane życie, jeśli już o tym mowa. Postarałem się, żebyś mogła znaleźć na ślepo każdą rzecz. - Ale ja nie jestem ślepa, prawda? Otworzyła szufladę numer cztery, lecz William złapał ją za rękę. - Przestań. Kiedy usiłowała wyrwać dłoń, nie puścił jej. Przyciągnął Jackie do siebie. -Nie ma żadnego wytłumaczenia dla braku organizacji! - powiedział ostro i Jackie zaczęła się śmiać, więc William też się uśmiechnął. - Nie pozwolę ci na to. Masz pojęcie, ile czasu zabrało mi uporządkowanie wszystkiego w tych szufladach? - Mniej, niż zajęło mi ułożenie wszystkiego po raz pierwszy. Ich kłótnia szybko przeszła w żartobliwą przepychankę. Za każdym razem, kiedy Jackie sięgała do gałki szuflady, William łapał ją za rękę. - Jesteś bęcwał, rozumiesz? - powiedziała ze śmiechem. - To głupi rodzaj organizacji. Kładę przedmioty tam, gdzie ich używam. - Ha! Może tak było na początku, ale teraz wkładasz wszystko tam, gdzie ci najbliżej. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent tych rzeczy leżało w szufladzie najbliższej zlewu. Ładujesz je tam prosto z suszarki. Twoją organizacją rządzi lenistwo. A jeśli w tych słowach było sporo prawdy? To straszne, kiedy ludzie poznają cię na tyle dobrze, że zaczynają dostrzegać twoje wady. O ileż lepiej było wcześniej, kiedy znali cię gorzej i uważali za wcielenie doskonałości. - Puść - prosiła, wałcząc z nim. I nagle, nie wiadomo jak, znalazła się w jego ramionach, twarzą w twarz, z rękami unieruchomionymi po bokach. 53 - To mi się podoba - rzekł, łaskocząc ją nosem po karku. - Ładnie pachniesz, jak śpiące perfumy. - Jak co? Całował jej szyję. Jego silne ręce spoczywały na jej plecach, na cienkim materiale szlafroczka i piżamy. -Chyba... chyba nie wypada nam tego robić. Odchyliła głowę i przymknęła oczy. Powinnam go powstrzymać, myślała. Ale uległa temu miłemu wykrętowi żeby zjeść lody. Jakim cudem ma powstrzymać dorosłego mężczyznę, kiedy jest tak osłabiona utratą krwi? Zatrzyma go, kiedy poczuje się lepiej. - Jackie, jesteś taka piękna. Masz pojęcie, jak wyglądasz rano? - Jakbym spała w stodole? - Tak. - Teraz przesuwał usta po płatku jej ucha. - Jesteś ciepła, rozkwitła i słodka, taka słodka. Masz lekką chrypkę i na wpół zamknięte oczy. Przesunął rękę w dół, ku zaokrągleniu jej pośladka. Nie dalej. Jego dłoń pewnie spoczywała na tej wypukłości, a usta przesunęły się w dół szyi. - William, och... chyba lepiej, och... się ubiorę. - Jasne - odparł i cofnął się tak szybko, że zatoczyła się w kierunku ziewu. Przytrzymała się go zdrową ręką. Podszedł do drzwi kuchennych. Stał tam chwilę, odwrócony plecami do Jackie. Widziała jego pracujące barki. Usiłował się opanować. - Uważam, że nie powinniśmy więcej tak postępować - powiedziała łagodnie. - Też tak sądzę. - Rzekł to stanowczo, jakby wzbraniał sobie na przyszłość tego, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|