Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jest to rzeczywiście furgonetka i to bardzo podobna do tej,
którą widział na taśmie wideo. To mu wystarczyło.
Zdecydował, że nie warto już sprawdzać numerów wozu.
Nagle w malutki samolot uderzyła pierwsza fala deszczu.
Shep odłożył lornetkę, żeby mieć wolne ręce. Trzymając
mocno drążek, obniżył lot. Nawet jeśli ci z dołu zerknęliby w
niebo, to z pewnością niewiele by zobaczyli. Ciekawe, czy
celem ich podróży są właśnie te bagna?
- Cholera - zaklął Shep, ściskając jeszcze mocniej stery
cessny.
Miał wrażenie, że w tej chwili sam musi zmagać się z
siłami natury. Deszcz i błyskawice zdawały się koncentrować
na tym, by zniszczyć mały samolocik i jego nieustraszonego
pilota.
- Moc jest ze mnÄ…! - krzyknÄ…Å‚, wylatujÄ…c z kolejnej
chmury.
Tuż za nim uderzył pierwszy piorun i Shepowi odechciało
się żartów. Sięgnął do kieszonki na piersi, wyjął telefon
komórkowy i nacisnął OK. Nic. Zielony ekranik nawet nie
zamrugał. Czarna antenka w rogu wskazywała brak zasięgu.
- Cholera, cholera, cholera!!! - zaklÄ…Å‚, patrzÄ…c na
bezużyteczny w tej chwili przedmiot.
Może powinien postarać się wyjść z chmur? Ale nie, musi
przecież pilnować furgonetki, którą teraz ledwo widział w
gęstym deszczu. Na szczęście samochód trochę zwolnił.
Nie bez powodu. Shep znowu musiał mocniej ująć stery,
żeby stawić czoło kolejnej nawałnicy. Deszcz zacinał z boku,
należało zatem odpowiednio ustawić maszynę, a jednocześnie
nie tracić z oczu drogi i furgonetki. Wciąż schodził niżej,
mając nadzieję, że nie trafi w tych okolicach i przy takiej
pogodzie na inny samolot.
- No, już - westchnął, wylatując z kolejnej chmury.
Jeszcze raz spróbował włączyć telefon, ale i tym razem
bez powodzenia. Wyglądało na to, że wszystko się przeciwko
niemu sprzysięgło. Nie mógł nic zrobić, żeby poinformować
FBI o swoim odkryciu.
Korzystając z tego, że deszcz na chwilę osłabł, Shep
zerknął na rozłożoną na sąsiednim siedzeniu mapę. Mina
zrzedła mu jeszcze bardziej. Wyglądało na to, że w pobliżu
nie ma żadnego lotniska. Co więcej, nie było wolnej
przestrzeni, na której mógłby wylądować. %7ładnego pola, łąki
czy pastwiska, a tylko bagna i lasy, lasy i bagna. Rozpacz!
Oczywiście mógł ryzykować lądowanie na drodze, ale
wówczas terroryści zdołaliby łatwo uciec. Wystarczyło, żeby
skręcili w jedną z bocznych dróg i ominęli jego cessnę. Poza
tym Shep wolał nie ryzykować bezpośredniego starcia.
Wiedział, co prawda, że jest dobry, ale ci w dole mogli być
jeszcze lepsi. Powinien raczej wykorzystać swój umysł, a nie
siłę mięśni i zdolności strzeleckie.
- Bruce, czy możemy się na chwilę zatrzymać? - spytała
Maggie swoim najsłodszym głosem. - Muszę wyjść... No
wiesz, za potrzebÄ….
Chyba udało jej się przekonać Tennysona, że interesuje ją
Czarny Zwit. Oczywiście starała się unikać jednoznacznych
deklaracji, gdyż w jej przypadku byłoby to zbyt
niebezpieczne. Jednak wypadła na tyle przekonująco, że
Tennyson kazał Martinezowi ją rozkuć i od jakiejś pół
godziny miała większą swobodę ruchów.
Widziała jednak, że Latynos tego nie pochwala. Jego
ciemne oczy śledziły każdy jej ruch, jakby chciał w ten sposób
dać do zrozumienia, że Maggie mu na pewno nie ucieknie.
A jednak właśnie to zamierzała zrobić! Nie wiedziała
tylko, jak się do tego zabrać.
Zaczynało zmierzchać. Droga, którą jechali, biegła przez
las. O ile mogła się zorientować, znajdowali się gdzieś w
okolicach Charlestonu, ale nie wiedziała, czy jadą w stronę
miasta. Nie znała zbyt dobrze tych terenów, ale wystarczyło,
że jest tu las, w którym można się ukryć.
- Bruce, słyszałeś?
Tennyson spojrzał na Martineza, a ten tylko pokręcił
przecząco głową.
- Spokojnie, złotko - powiedział Tennyson. - To już
niedaleko. Wytrzymasz.
- A job twoju... ! - zaklÄ…Å‚ po rosyjsku Romanow i wcisnÄ…Å‚
gwałtownie hamulce.
Mężczyzni siedzący z tyłu polecieli na Maggie. Następnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates