[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jedz, cholerny idioto. Przez moment wydawało się, że Porta odmówi. - Powiedziałem ci, jedz! - powtórzył Stary. -To rozkaz, przyjacielu. Porta otworzył usta, by mu odpowiedzieć, ale jego słowa zagłuszyło uderzenie ciężkiego metalowego przedmiotu o bok czołgu. Cały pojazd zatrząsł się gwałtownie. W środku upadliśmy wszyscy, stając się jedną wielką nieskoordynowaną masą rąk i nóg. Na zewnątrz słychać było krzyki rannych żołnierzy. - Myśliwce bombardujące - syknął Stary. -Może teraz się, kurwa, ruszysz. Porta wzruszył lekceważąco ramionami, ale czołg ruszył ponownie naprzód. Myślę, że wszyscy odetchnęli z ulgą. Porta był najlepszym kierowcą w całym pułku i jeśli ktokolwiek mógł nas bezpiecznie dowiezć z powrotem, to tylko on. Straszny krzyk wstrząsnął powietrzem, gdy ruszyliśmy. Przez moment zapanowała cisza, po czym Legionista wzruszył ramionami. - Kogoś wciągnęło pod gąsienicę - stwierdził] lakonicznie. Przejechaliśmy przez step, wjeżdżając teraz do morza ruin, rozwalonych murów, potłuczonego szkła, by po chwili orać opuszczone okopy,] leje i kratery po bombach. Daleko przed nami były inne Tygrysy. Tylko Barcelona był z nami, jego czołg był prawie niewidoczny przez hordę uwieszonych na nim rannych piechurów. Stary wciąż coś mruczał pod nosem. Zrozumieliśmy tylko słowo most" i już wiedzieliśmy, o czym myślał. Aby dotrzeć na drugi brzeg rzeki, musieliśmy przekroczyć pewien most. Dużo zależało od tego, czy to Rosjanie, czy my dotrzemy do niego pierwsi. Na drodze wyrosła nam nowa przeszkoda: czołg Barcelony najechał na kawałek podmokłego terenu i wkrótce był całkowicie unieruchomiony. Podaliśmy im hol, ale ponieważ mogliśmy ich ciągnąć tylko w bok, a nie do przodu, okazał się nieprzydatny. Na naszych oczach ciężki czołg zapadał się coraz głębiej i Mercedes, gdy go o tym powiadomiliśmy przez radio, wydał rozkaz, by czołg opuścić i zniszczyć. Barcelona i jego załoga przesiedli się do nas i ruszyliśmy, ponownie obwieszeni ludzmi chwytającymi się każdej części pancerza. Trafiliśmy na rosyjskie stanowisko artylerii i uderzyliśmy na nich, zanim mieli okazję się rozpierzchnąć. Widzieliśmy tylko przerażone twarze, wykrzywione przez strach, gdy zgniataliśmy ich jak walec. Krótko potem przyszła nasza kolej, by zacząć się bać; czołg zaczął tracić swą prędkość. Porta i Mały pracowali gorączkowo, jednak bez rezultatu. Dystans pomiędzy nami i resztą Tygrysów powiększał się z każdą chwilą. - Co się, kurwa, dzieje? - krzyknęliśmy ze strachu przed tym, co się może wydarzyć, stając się poirytowani i nielogiczni. -Jedz, kutasie! - Nie jestem pierdolonym czarodziejem! -warknął Porta. Stary wezwał przez radio porucznika Ohlse-na: bez odzewu. Widzieliśmy, jak ostatnie z bratnich czołgów znikają za wzgórzem, daleko przed nami. Wydawało się mało prawdopodobne, że w ogóle dojedziemy do mostu... I nagle, silnik znowu ruszył pełną parą. Kaszlnął, zabeł-kotał, zgasł zupełnie i znowu zapalił. Czołg poderwał się do przodu. Po raz enty Porta dokonał cudu. Obrzuciliśmy go wspaniałymi pochwałami, a on po prostu splunął z pogardą i zmienił biegi. - Jesteśmy bohaterami - oświadczył Mały. -To nasz obowiązek, by umrzeć bohaterską śmiercią... Heil Adolf! Ale z nas szczęściarze, że urodziliśmy się we właściwej chwili. Ale mamy szczęście, że jeszcze żyjemy, by walczyć przez kolejny pierdolony dzień. - Chyba cię pojebało - powiedziałem radośnie. - A o co my niby, kurwa, walczymy, hę? -mruknął Barcelona, skulony w kącie, by nie przeszkadzać. - Nie zadawaj takich idiotycznych pytań -poradził mu Stary. W chmurze pyłu dotarliśmy do mostu. Był wciąż nienaruszony, bronił go oddział rosyjskiej piechoty. Nie czekaliśmy na wymianę uprzejmości, dosłownie przejechaliśmy przez nich i po nich. Dwie zapalczywe dusze rzuciły się na przód czołgu: jednemu oderwało ramię, drugim zajęli się nasi pasażerowie. Za mostem musieliśmy przejechać przez mocno bronioną wioskę. Jakoś udało nam się wytrzymać ciągły ostrzał z broni przeciwpancernej, ale sądząc po krzykach i wrzaskach wielu siedzących na zewnątrz musiało straszliwie oberwać. Nic nie mogliśmy dla nich zrobić. Tuż za wioską spotkaliśmy się twarzą w twarz zT34. Dowiedzieliśmy się o tym, gdy na przednim pancerzu eksplodował pocisk. Na szczęście nie był na tyle silny, by nas uszkodzić, ale reszta naszych pasażerów została zmieciona jak słoma na wietrze. Nastawiłem celownik na Rosjan. Zanim mogłem otworzyć ogień, Porta wcisnął gaz i ruszył bezpośrednio na nich. Dwa czołgi zderzyły się ze sobą z potwornym trzaskiem i odbiły się od siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkarro31.pev.pl
|