Podobne
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakimś czasie Raven byłaby nieszczęśliwa, bardziej
nieszczęśliwa niż wtedy, kiedy wyjadę.
- Powtórz to jeszcze kilka razy, a może zdołasz sam
siebie przekonać. Bo nikt inny nie przyzna ci racji.
Dawid zmusił się, by oderwać wzrok od Raven
ubranej w elegancką sukienkę, ciasno spiętą paskiem,
a u dołu falującą jak ametystowa mgła. Dare podał mu
kieliszek szampana.
- Pomożesz jej, Dare? - Chwycił go tak mocno za
rękę, jakby chciał zgnieść kieliszek.
- Będę przy niej, ale nie zawsze zdołam jej pomóc.
- Jest silną kobietą. Zapomni o mnie.
- Taak. Nawet świnie, kiedy chcą, potrafią się
nauczyć fruwać, kiedy więc jakiś głupiec zaczyna
powtarzać słowa  nie mogę", to znaczy, że sam sobie
122 NA SKRAJU PRZEPAZCI
narzuca jakieś ograniczenie. Ty nie możesz zostać
w dolinie, Jamie nie może wyjechać. - Tu Dare
przerwał i popatrzył na roześmianego młodszego brata
otoczonego wianuszkiem adoratorek. - Spójrz na
niego. Kiedy gra, jest najszczęśliwszy, ale nie zdaje
sobie z tego sprawy.
- Jak będzie starszy, zrozumie, co może dać mu
szczęście.
- Tak jak Dawid Canfield?
Nawet łagodny ton jego głosu nie złagodził ironii tej
uwagi. Lecz zanim Dawid zdążył odparować cios,
wzięła go pod ramię wysoka, chuda kobieta o bujnych
siwych włosach ujętych w węzeł na karku. Przyglądała
mu się przez małą teatralną lornetkę.
- A więc to jest ten młody człowiek, dzięki któremu
Raven dostała rumieńców?
Była szorstka, obcesowa, podobna do nauczycielki
Dawida z trzeciej klasy. Kiedy Dare chciał ich oficjal
nie sobie przedstawić, przerwała mu królewskim ges
tem.
- Wiem, kim jest pan Canfield, a kim jestem ja,
stara plotkara, możesz panu powiedzieć potem.
- Dean Madison starą plotkarą? - Dare nawet nie
śmiał się uśmiechnąć.
- Stara panna z rodziny fundatorów, która nie
miała dość rozumu, by skorzystać z nadarzającej się
okazji. - Lornetka opadła jej na piersi. Teraz Dawid
mógł zobaczyć, że ma śliczne oczy. - Znam tego
nicponia, pana szefa. Przez jakiś czas studiował tu
w Madison. Simon musi być o panu naprawdę dob
rego zdania, jeżeli przysłał pana tu, do swojego domu.
Dobrze to o panu świadczy. Jeśli zdecyduje się pan
wycofać ze swojej poprzedniej, hm... pracy, to proszę
NA SKRAJU PRZEPAZCI 123
się ze mną skontaktować. Madison College mógłby
mieć pożytek z takiego fachowca jak pan.
- A niby co miałbym tu robić, proszę pani?
- Być wykładowcą, oczywiście. Na pewno nie
chciałabym, by pan został strażnikiem, zaprzepasz
czając wszystkie swoje talenty i całą znajomość krymi
nologii, dyplomacji i tajemnych sztuczek.
- Moje talenty? -Dawid mimo woli się uśmiechnął.
- Jest pani pewna, że je mam?
- Absolutnie pewna. Przecież Simon był pańskim
nauczycielem, prawda?
- Zgadza się.
- No to szach i mat - rzuciła. - Dare, a ty nie
powtarzaj wciąż Jamie'emu, że nie powinien być
leśnikiem. Wręcz przeciwnie, powinieneś mu przy
dzielić tyle pracy, że nie miałby ani chwili na grę na
fortepianie. Tyle, żeby padał ze zmęczenia.
- Czyli dać mu to,czego chce-zauważył z ironią Dare.
- Tak, jak najwięcej - odparła. - A pana, panie
Canfield, prosiłabym...
- Tak, proszę pani?
- Hm, po prostu będę na pana czekała. - Od
wróciła się majestatycznie i odeszła. Po prostu wydała
dyspozycje i uważała rozmowę za zakończoną.
- Czuję się tak, jak w trzeciej klasie, kiedy dostałem
linijką po łapach od panny Halmer -mruknął Dawid.
- W moim wypadku była to panna Addison w pią
tej klasie.
- Czy ta kobieta zawsze tak się zachowuje?
- Zawsze.
- No to uczelnia ma szczęście. Studenci też.
- Taak. No co, gotów jesteś ruszyć w tłum i po
gratulować naszemu młodemu geniuszowi?
124 NA SKRAJU PRZEPAZCI
- Zanim go zmusisz do padania na twarz ze
zmęczenia?
- Ma to u mnie jak w banku.
- Podobali mi się twoi znajomi.
Corvetta płynęła drogą oświetloną reflektorami.
Dawid czuł, że Raven się uśmiecha.
- Nie bardzo znam się na muzyce. Podoba mi się
lub nie. W wykonaniu Jamie'ego podobałyby mi się
jednak nawet gamy.
- Ucieszył się, że byłeś.
- Twoja Dean Madison zaproponowała mi pracę.
- Bo o niczym nie wie.
Dawid spojrzał na nią. Była przygaszona. Radość,
którą w niej widział na koncercie i przyjęciu, wyparo
wała.
- O czym nie wie?
- %7łe to twój ostatni tydzień tu w dolinie.
Dawid zwolnił. Zdjął lewą rękę z kierownicy i wsu
nął ją w dłoń Raven. Nie odsunęła się, ale też nic nie
powiedziała. Milczeli aż do końca podróży. Dawid
czuł, że Raven zaczyna podświadomie się oddalać. By
osłabić cios, którego oczekuje.
- Rozmawiałem dziś z Simonem.
Raven podniosła wzrok znad stolika, na którym
lepiła swoje naczynia. Od wieczoru, kiedy byli na
koncercie, udało jej się odzyskać równowagę i teraz
w ciągu dnia znów była spokojną towarzyszką Dawi
da, a w nocy namiętną kochanką. Wieczorami za
jmowała się garncarstwem.
- Co u niego?
- Wszystko dobrze, tylko wciąż nie może trafić na
NA SKRAJU PRZEPAZCI
125
trop tego łajdaka. Bo ten numer telefonu niczego nie
wyjaśnił.
- A co ty teraz czujesz myśląc o przeszłości?
- Czuję się tak, jakby to wszystko przydarzyło się
komuś innemu. A Helen Landon umarła z powodu
mężczyzny, który już nie powinien istnieć.
- A myślisz, że ten człowiek w ogóle istnieje?
- Właściwie niczego nie jestem pewien.
Czekała. Nie mogła mu pomóc. Sam powinien
dokonać wyboru.
- Chodzi o coś jeszcze - przerwał w końcu mil
czenie. - Rodzina Helen Landon urządza uroczystość
żałobną ku jej pamięci. Prosiła, bym wziął w tym
udział.
- A gdzie to będzie?
- W Tennessee. Stąd to tylko dzień jazdy samo
chodem. - Wzruszył ramionami i zamilkł.
- Niełatwo jest spotykać się z ludzmi, którzy kogoś
utracili. Chciałbyś, bym z tobą pojechała?
- A pojechałabyś?
- Zawsze, kiedy tylko będziesz mnie potrzebował
- odparła kładąc mu rękę na ramieniu.
Ujął jej dłonie w swoje i ucałował. Przytuliła się do
niego.
- Dziękuję ci - szepnął.
Stali patrząc razem na dolinę.
- Proszę, młody człowieku, proszę podejść - powie
działa staruszka takim samym rozkazującym tonem
jak Dean Madison.
Nie była jednak do niej wcale podobna. Zasuszona,
o skórze pomarszczonej i rzadkich brązowawych wło
sach zwiniętych w koczek. Siedziała na skraju fotela na
NA SKRAJU PRZEPAZCI
126
kółkach i wyglądała jak drozd, który chce się pode
rwać do lotu, lecz nie jest pewien, czy mu się to uda.
Dawid podszedł i przykląkł na trawie przy niej.
Raven patrzyła, jak pochyla głowę i słucha staruszki,
jak gdyby była wyrocznią. Umiał słuchać ludzi z nie
zmąconą uwagą i ogromnym zainteresowaniem. Kie
dy był rozluzniony, swobodny, żadna kobieta nie
mogła mu się oprzeć. Nawet ta staruszka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karro31.pev.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates